Zamiast komórki i internetu - metoda Indian
Burmistrz miasteczka na Sardynii kontaktuje się z mieszkańcami za pomocą sygnałów dymnych z rozpalanego ogniska. To także forma jego protestu przeciwko temu, że miejscowość jest odcięta od świata: nie działają tam telefony komórkowe i nie ma internetu.
W Nughedu Santa Vittoria w prowincji Oristano kilkuset mieszkańców żyje tak, jak przed dziesiątkami lat. Mogą tylko pomarzyć o skorzystaniu z internetu, wysłaniu smsa-a czy e-maila i o tym, by kontaktować się z innymi poprzez portale społecznościowe.
Aby skorzystać z telefonu komórkowego, trzeba się udać do innych okolicznych miejscowości. Przekonał się o tym szybko młody burmistrz Francesco Mura, który po serii bezskutecznych apeli do operatorów telefonii komórkowej i dostawców internetu oraz protestach przeciwko lekceważeniu jego miasteczka wybrał metodę komunikowania się z ludźmi stosowaną przez Indian, czyli dym.
Gdy chciał spotkać się ze wszystkimi mieszkańcami i naradzić się z nimi, rozpalił duże ognisko przed kościołem parafialnym. Ten sposób wezwania zadziałał.
Coraz bardziej zirytowany burmistrz odizolowanej, zapomnianej miejscowości powiedział włoskim mediom: "Brak cyfryzacji blokuje nasz rozwój".
"Jaki przedsiębiorca otworzy tu jakąkolwiek działalność handlową, nie mogąc korzystać z internetu? Jak mają tu żyć młodzi ludzie, jeśli nie mogą nawet połączyć się poprzez sieć ze swoją uczelnią czy wysłać podania o pracę pocztą elektroniczną?" - zapytał Mura.
Za wyjątkowo uprzywilejowanych mogą się uważać nieliczni właściciele telefonów stacjonarnych.
Media podają, że burmistrz zastanawia się nad tym, czy nie wykorzystywać również gołębi pocztowych.
Skomentuj artykuł