Mroczna tajemnica najmniejszego kościoła w Krakowie
Rozwiewając wszelkie wątpliwości: nie jest to słynny kościół św. Wojciecha na Rynku. Jeśli do tej pory o nim nie wiedzieliście, nic dziwnego. Sami mieszkańcy Krakowa o tym nie wiedzą. To najmniejszy, jeden z najstarszych i tym samym najciekawszych kościołów w grodzie Kraka.
Klucze do niego posiadają tylko dwie osoby: proboszcz i archeolog. Dla pozostałych kościół otwierany jest tylko dwa razy w roku: czas święta Rękawki po Wielkanocy oraz 21 marca, czyli w dzień św. Benedykta.
Kościół świętego Benedykta w Krakowie położony jest na Krzemionkach, nad stromym zboczem średniowiecznego kamieniołomu. Wzgórze, na którym stoi kościółek, nazywane jest Wzgórzem Lasoty - cenna wskazówka mogąca naprowadzić nas na trop najstarszych właścicieli tego miejsca. Kościół św Benedykta wygląda dziś mało imponująco - to niewielka budowla złożona z prezbiterium (części przeznaczonej dla duchownych, mieszczącej ołtarz) i nawy (części przeznaczonej dla wiernych). Podparte skarpami mury o nieregularnych kształtach nadają kościółkowi niecodzienny charakter, nie dając jednak żadnych wskazówek odnośnie najstarszych jego losów.
Archeolog Jacek Czuszkiewicz miał tu spędzić tydzień. Typowa renowacja, nic ciekawego. Jednak podczas standardowego remontu odkrył coś, co zatrzymało go na cztery lata. W otworach po starych rusztowaniach, znalazł ludzkie czaszki.
Obecny kształt świątyni pochodzi z XVI w., ale jej powstanie datuje się na okolice XII w. Wiadomo jednak, że wcześniej stał w tym miejscu inny kościółek. Jego pozostałości odkrył kilkadziesiąt lat temu prof. Wiktor Zin. Znalezione fragmenty murów wskazywały, że była to zbudowana w X-XI w. rotunda, przy której znajdował się jeszcze inny budynek interpretowany czasami jako palatium (siedziba książęca).
Kiedy Jacek Czuszkiewicz zaczął kopać głębiej niż jego poprzednik, zaczął znajdować potłuczone garnki, kość do gry pochodzącą ze średniowiecza i monety, które sugerują pochówki pogańskie. Jednak to nie wszystko.
Przede wszystkim znalazł w nadzwyczajny sposób pochowane zwłoki ludzi. Przy samej ścianie kościoła leżał m.in. chłopiec związany łańcuchami i kłódkami, a w centrum nawy kobieta z unieruchomioną kamieniami szyją. Z kolei jeden z grobów był wykuty w litej skale i krył ułożone na brzuchu szczątki chłopca w wieku około ośmiu lat trzymającego żelazny toporek w skrzyżowanych na piersiach rękach.
W rozmowie z Karoliną Gawlik z portalu in-krakow.pl, pan Czuszkiewicz stwierdza, że nie wiązałby takich sposobów pochówku z popularnymi teoriami na temat "pochówków wampirycznych", jednak jedno można stwierdzić na pewno: ludzie musieli się tych zmarłych bać. "Robiono bowiem wszystko, żeby nawet po śmierci nie mogli się stamtąd wydostać" - czytamy na portalu.
Powstanie kościoła przypisuje się benedyktynom z Tyńca, którzy w XI i XII wieku obsługiwali także kaplicę na Skałce i katedrę na Wawelu, a ponieważ mieli ziemię również na Krzemionkach, jest możliwe, że kościół był ich dziełem. Świadczy o tym również nazwa pochodząca od patrona zakonu.
Pan Czuszkiewicz twierdzi natomiast, że kościół powstał jako przeciwwaga do kopca Kraka. Sądzi, że św. Benedykt był odpowiednim patronem do "odstraszania" zła, stąd obecność tego imienia, co wcale nie musi świadczyć o zaangażowaniu jakiegokolwiek zakonu benedyktynów.
Skomentuj artykuł