"Zagubiona" debiutancka płyta Zbigniewa Wodeckiego
1975 rok, Katowice. Zbigniew Wodecki wraz z orkiestrą Polskiego Radia i Telewizji pod batutą Jerzego Miliana nagrywa wyjątkowy materiał, który później znajdzie się na jego debiutanckiej płycie, choć w innych aranżacjach i niekiedy z nieco zmienionym tekstem. Część materiału nagranego przez ponad cztery dekady nie była przedstawiona słuchaczom, gdyż zwyczajnie trafiła do archiwum. Zapraszamy Państwa do odwiedzenia z nami krainy snów podróżnika.
Połowa lat 70 w Polsce, szczególnie jeśli tyczy się polskiej muzyki była szalonym okresem. Pojawia się wiele nowych zespołów. Muzyka rockowa - a bardziej big bitowa - ustępuje miejsca muzyce rozrywkowej tylko po to, aby wraz z ogłoszeniem stanu wojennego wrócić już jako pełnoprawny rock.
To również okres w którym nie istniał zawód managera artystycznego. Gwiazdy współpracowały z wytwórnią i orkiestrami Polskiego Radia - część oddziałów miała własne orkiestry. Zarówno gospodarka jak i muzyka była centralnie sterowane, co wpływało na pracę często niepokornych kompozytorów i muzyków, którzy nie chcieli być jak inni, zachodni twórcy. Oni mieli marzenie stworzenia brzmień kojarzących się z naszym krajem, naszymi wyjątkowymi głosami. Marzenia - to one dały możliwość ucieczki od szarugi tamtych czasów.
Ucieczki szukał też Zbigniew Wodecki, niczym Robinson Cruesoe odkrywał nowe horyzonty. Okazję ku temu dała mu orkiestra Polskiego Radia w Katowicach, która wówczas była topowa jeśli chodzi o brzmienia. Dowód na to zawarty był w jej debiutanckiej, kolorowej i niesztampowej płycie niosącej brzmienia z pogranicza funku, easy listeningu czy inteligentnego popu. Jak opowiadają pracownicy radia, obecni przy pierwszych próbach dwóch tytanów polskiej muzyki rozrywkowej, nie wierzono w to, że delikatny, kojarzący się wówczas głównie z poezją śpiewaną głos będzie w stanie porwać słuchaczy "czymś innym". Na szczęście owe różnice dały wybuch inwencji twórczej, który zaowocował kilkuletnią współpracą i powstaniem wielu wyjątkowych utworów.
Kiedy w delikatnych propozycjach kierowanych do Wodeckiego pojawiał się temat kompilacji debiutanckiej płyty, ten współpracował już z katowicką orkiestrą, wiedząc, że końcowo materiał w całości będzie nagrany w Warszawie. Muzyk wykorzystywał możliwości bardzo nowoczesnej jak na tamte czasy infrastruktury nagraniowej w Katowicach, szczególnie, że Jerzy Milian zawsze podchodził do Zbigniewa Wodeckiego z dużą sympatią i poszanowaniem.
Tak rozpoczęły się kilkuletnie próby do nowej, pierwszej w życiu długogrającej płyty. Musiała ona być perfekcyjna, nowoczesna i nietuzinkowa. Porównując utwory nagrane wcześniej w Katowicach do tych z oficjalnego albumu, możemy zauważyć, że te „Milianowskie” były dostojniejsze, wolniejsze, uderzające w klimaty muzyki obowiązującej w Stanach Zjednoczonych.
Oczywiście nie wszystkie utwory nagrane w latach 1975-1977 znalazły się na płytach, ale był to fenomen Zbigniewa Wodeckiego, który w swoim życiu wydał bardzo mało płyt, ale nagrał ogrom materiału, który często do dziś skrywa się przed uszami melomanów w archiwach taśmowych. Niestety, do współpracy z Jerzym Milianem po kilkuletniej muzycznej przygodzie już nie wrócił. Wszystkie nagrania zaczęły odbywać się w Warszawie, choć niezwykły materiał czekający na swój czas w archiwach nigdy się nie zestarzeje, nawet jeśli ukaże się za kolejne czterdzieści lat.
Źródło: tkb
Skomentuj artykuł