Przemek Wysogląd SJ: dobra sztuka chrześcijańska to okno na inną rzeczywistość
"Moja twórczość – zarówno religijna, jak również abstrakcyjna i komiksowa – ostatecznie odnosi się do mojego doświadczenia wiary i spotkania z Panem Bogiem. Staram się to doświadczenie przedstawiać w wizualny sposób" - mówi twórca komiksu "Iñigo. Niebezpieczne życie Ignacego Loyoli".
Piotr Kosiarski: Komiksy się czyta czy ogląda?
Przemek Wysogląd SJ: Komiksy to literatura i dlatego się je czyta, nawet te, które nie mają tekstu. Jest w nich opowiedziana historia. Chyba właśnie to najbardziej podoba mi się w komiksach – łączenie twórczości artystycznej z opowiadaniem historii. Oczywiście w malarstwie jest podobnie. Wystarczy spojrzeć na obrazy wielkich twórców – jest w nich zawarta historia. O ile w przypadku obrazów jest ona przedstawiona na jednej płaszczyźnie, o tyle w komiksach rozkłada się ją na wiele stron. Ale to ta sama logika. Mówi się o czytaniu ikon, ale prawda jest taka, że wszystkie obrazy można czytać – również te abstrakcyjne.
Co czujesz, kiedy tworzysz ikonę lub przedstawienie świętej lub świętego?
Moja twórczość – zarówno religijna, jak również abstrakcyjna i komiksowa – ostatecznie odnosi się do mojego doświadczenia wiary i spotkania z Panem Bogiem. Staram się to doświadczenie przedstawiać w wizualny sposób. Często podkreślam, że wszelkie braki warsztatowe, to, że nie jestem w stanie namalować i narysować czegoś tak, jakbym chciał, nadrabiam stroną duchową i modlitwą.
Zależy mi na przekazaniu innym mojego doświadczenia. Chciałbym, aby ktoś, kto staje przed konkretnym dziełem albo trzyma w ręku na przykład komiks o świętym Ignacym Loyoli, miał okazję uczestniczyć w moim doświadczeniu spotkania z Panem Bogiem.
Komiks o świętym Ignacym Loyoli to Twoja druga opowieść o jezuitach. Pierwszy był komiks o świętym Stanisławie Kostce. Kim są dla Ciebie ci święci?
Stanisław Kostka i Ignacy Loyola to moi współbracia. Stanisław to mój młodszy współbrat, a Ignacy – starszy. Do Ignacego mam szczególny szacunek, bo jest inspiratorem duchowości ignacjańskiej i jednym z założycieli jezuitów. Lubię podkreślać, że pierwsi towarzysze świętego Ignacego nie widzieli w nim założyciela zakonu; uważali siebie za grupę, która stworzyła zakon. Mówienie, że święty Ignacy był jedynym założycielem jezuitów, to duże uproszczenie.
Oprócz Ignacego Loyoli ważne miejsce w komiksie zajmuje również święty Franciszek Ksawery. Czy w czasie tworzenia komiksu byłeś z nimi w jakiejś szczególnej relacji?
Tworzenie tego komiksu było moją modlitwą i spotkaniem z nimi. Święci to nie tylko przykłady z odległej przeszłości. Oni są tak samo realni jak Ty i ja. Wierząc w to, jesteśmy w komunii razem z nimi.
Dlaczego zatytułowałeś komiks „Niebezpieczne życie”?
Opowieść o Ignacym Loyoli przedstawiona jest z perspektywy Franciszka Ksawerego, który – z przymrużeniem oka – patrzy na życiorys swojego przyjaciela. Tytuł oczywiście nawiązuje do tego, że jeśli święty Ignacy coś robił, to na 100 procent. Jak był rycerzem, to chciał być jak bohater średniowiecznych romansów. Kiedy się nawrócił, to od razu chciał być jak święci. I to nie byle jacy – jego wzorem był św. Franciszek i św. Dominik. Gdy pojechał do Ziemi Świętej, chciał zostać tam na całe życie. Jak pościł, to w taki sposób, że zniszczył sobie żołądek. Na tym polegało jego ryzyko. Także jego pomysł na zakon był radykalny – zakonnicy, którzy nie modlą się wspólnie i są posyłani do odległych krajów.
Gdyby Ignacy żył dzisiaj, jakbyś go przedstawił?
Dobre pytanie. Ponieważ „Kostka” był uwspółcześnioną historią o świętym Stanisławie, w kontekście świętego Ignacego również zadawałem sobie pytanie, jak mógłbym go przedstawić dzisiaj. I muszę przyznać, że byłoby to bardzo trudne. Chyba nie da się wyrwać go z kontekstu, w którym się wychował i w którym żył. Był dzieckiem tamtych czasów, podobnie jak zakon jezuitów był odpowiedzią na reformację.
Jak rodziła się w Tobie idea stworzenia komiksu o św. Ignacym? Długo o tym myślałeś?
Od 2008 roku. Gdy wstąpiłem do zakonu, stało się dla mnie jasne, że będę chciał stworzyć taką historię, a życiorys świętego Ignacego aż prosił się o to, żeby przedstawić go w formie komiksu. Chociaż „Niebezpieczne życie” nie jest pierwszym komiksem o świętym Ignacym, żadne z wcześniejszych opracowań mnie nie zadowalało. Zależało mi na przedstawieniu tej historii z mojego punktu widzenia. Bardzo pomogła mi w tym perspektywa Franciszka Ksawerego. Jego temperament, uzależnienie od mocnych wrażeń i bycia w ciągłym ruchu są mi o wiele bliższe.
Jak godziłeś swoją pracę duszpasterską z tworzeniem komiksu?
W tym czasie wiele działo się w moim życiu. Zdążyłem skończyć studia. Byłem święcony – na diakona i na prezbitera. Jestem wikarym w parafii, w której uczę religii, oraz duszpasterzem młodzieży.
Robię dużo rzeczy na zamówienie. Nie mogę powiedzieć, że rysowanie i twórczość są moją pasją; jestem w takim momencie, że w 80 procentach to moja praca. Ale ta jedna rzecz – komiks o świętym Ignacym – była czymś naprawdę moim. Kiedy go tworzyłem, odrywałem się od codziennych zajęć, odpoczywałem.
Zarówno tworzenie komiksu, jak również zajmowanie się sztuką w ogóle musi być niezłą lekcją cierpliwości.
Żyjemy w takich czasach, w których wszystko musi być na już. Brak nam cierpliwości i szybko rezygnujemy. Chrześcijaństwo tymczasem uczy nas czekania. Adwent i Wielki Post są tego dowodem. To czekanie przygotowuje nas na wielkie rzeczy, które przygotował dla nas Pan Bóg.
Tworzenie komiksu nauczyło mnie cierpliwości i wytrwałości. Jednej godzinie gotowego rysunku towarzyszy 99 godzin praktyki. Przygotowanie do pracy twórczej to nie tylko ogarnięcie miejsca na biurku. To lata pracy, przyglądania się komuś i uczenia się na własnych błędach.
Jeśli ktoś uważnie przyjrzy się rysunkom w komiksie, zauważy, że początkowe ilustracje różnią się od końcowych. Wynika to z tego, że w pewnym momencie odłożyłem ten komiks na rok i później do niego wróciłem. Zadałem sobie wtedy pytanie: próbować naśladować siebie sprzed roku, czy tworzyć w takim stylu, w jakim rysuję teraz. Odpowiedź przyszła wraz z pragnieniem, aby ten komiks był doświadczeniem drogi, którą przeszedłem. Tak jak zmieniali się Ignacy Loyola i Franciszek Ksawery, tak samo ja zmieniałem się w czasie mojego bycia razem z nimi.
Dobra sztuka chrześcijańska nie zatrzymuje na sobie. Jest jak okno, które otwiera na inną rzeczywistość. Ostatecznie w tym komiksie nie chodzi o przyjaźń między Ignacym Loyolą a Franciszkiem Ksawerym, ale o Chrystusa.
Komiks powstawał cyfrowo czy analogowo?
To mieszanka. Wszystko zaczynałem na papierze, a później obrabiałem w Corelu. Na końcu dodawałem dymki i teksty.
Ważnym elementem komiksu były czcionki.
Zgadza się. Są w nim użyte dwie czcionki, które sam zaprojektowałem. Pierwsza z nich to Uncjała Opolska, którą wykorzystałem w tytułach. Druga znajduje się w dymkach.
Dla świętego Ignacego pismo było bardzo ważne. Z wielu świadectw wynika, że miał on bardzo piękny charakter pisma. Wydaje się, że jedyną rzeczą, w której święty Ignacy był naprawdę dobry przed nawróceniem, było właśnie pisanie. Myślę, że zostałby kronikarzem lub pisarzem na jakimś dworze. I to mu zostało – ślady jego kaligraficznych zdolności są obecne w „Opowieści Pielgrzyma” – autobiografii oraz tysiącach listów.
To, by ten komiks był starannie wydany – od strony pisma i odpowiednio dobranych czcionek – było dla mnie bardzo ważne.
Czy komiks może być ikoną?
Dobra sztuka chrześcijańska nie zatrzymuje na sobie. Jest jak okno, które otwiera na inną rzeczywistość. Ostatecznie w tym komiksie nie chodzi o przyjaźń między Ignacym Loyolą a Franciszkiem Ksawerym, ale o Chrystusa. To ostateczny cel mojej twórczości – chciałbym, żeby otwierała ona na Pana Boga i na relację z Nim. Tak jak w relacji Ignacego i Ksawerego nie chodziło o nich samych, ale o to, żeby się wzajemnie wspierali w drodze do domu Ojca.
Komiks "Iñigo. Niebezpieczne życie Ignacego Loyoli" można kupić w księgarni Wydawnictwa WAM.
Skomentuj artykuł