Rekonstrukcje i granica dobrego smaku
Inscenizacja likwidacji getta, wyrzucanie fortepianu przez okno, spalenie stodoły w rocznicę pogromu w Jedwabnem to niektóre pomysły odtworzenia przeszłości, które wzbudzały w ostatnich latach kontrowersje. W sobotę w Radymnie na Podkarpaciu planowana jest inscenizacja rzezi wołyńskiej.
Od lat 90. co roku zwiększa się w Polsce liczba imprez, których uczestnicy odtwarzają przeszłość. Najczęściej są to bitwy, ale też ważne zdarzenia historyczne jak np. przyjazd Józefa Piłsudskiego do Warszawy w listopadzie 1918 roku, czy wymarsz Legionów z Krakowa. Historycy, politycy i dziennikarze najczęściej zachwycają się tymi imprezami, podkreślają, że są one niezrównaną okazją do nauki historii, ale też wspaniałym doświadczeniem socjalizującym, gdy grupa ludzi wspólnie realizuje wspólną wizję. Jednak od kilku lat co jakiś czas powraca pytanie: czy wszystkie wydarzenia historyczne nadają się do rekonstruowania?
Prof. Andrzej Paczkowski uważa, że nie ma dobrej odpowiedzi na takie pytanie. "Trzeba sobie uświadomić, że w kulturze chrześcijańskiej, również w Polsce istnieje wielka rekonstrukcja historyczna, czyli Pasja, droga Męki Pańskiej - próba odtworzenia bardzo dramatycznych i drastycznych wydarzeń. Od kultury lokalnej zależy, jaką ta rekonstrukcja przybiera formę. Na Filipinach czy w Meksyku wbija się gwoździe w ręce żywych osób, biczuje się do krwi. W polskiej tradycji Pasja jest bardziej steatralizowana, symboliczna niż rzeczywista i nie budzi kontrowersji, choć zapewne część antyklerykałów mimo to się zżyma obserwując drogi Męki Pańskiej. Ten przykład pokazuje jak trudno jest ocenić rekonstrukcję drastycznych wydarzeń, odpowiedzieć na pytanie czy trzeba czy też nie wolno jej przeprowadzić. To zależy przede wszystkim od tego, w jaki sposób to będzie przedstawiane, jak to się ma do kultury narodowej" - mówił historyk.
"W polskim przypadku raczej sięga się do gry symbolami, pewnej umowności gestów w takich przedsięwzięciach. W przypadku takich pomysłów jak spalenie stodoły w rocznicę pogromu w Jedwabnem czy inscenizacja rzezi wołyńskiej przekroczenie granicy akceptowalności jest bardzo łatwe. Uważam, że lepiej się wstrzymać przed czymś takim. Poza tym rekonstrukcje są bardzo często elementem polityki mającej przyciągnąć turystów, im atrakcyjniejsza taka inscenizacja, tym więcej ludzi przyjedzie, zje w okolicy lody czy obiad, ruch w interesach wzrośnie. Rekonstrukcja jest atrakcją turystyczną, a czy ze wszystkiego powinno się taką atrakcję robić? Są wydarzenia, jak rzeź wołyńska, o których nie wolno zapomnieć, ale nie powinno się z nich robić weekendowej zabawy. Inscenizacja mordu, rzezi, gwałtu to przekroczenie granicy, której, w moim odczuciu, nie powinno się przekraczać" - dodał Paczkowski.
Inscenizacja tzw. rzezi wołyńskiej nie jest pierwszą okazją do refleksji nad granicami rekonstruowania przeszłości. W 2008 roku pojawił się pomysł, aby uczcić 65 rocznicę rocznicę wybuchu powstania w warszawskim getcie organizując inscenizację na pl. Grzybowskim. Niemców mieli grać członkowie grup rekonstrukcyjnych, Żydów - aktorzy Teatru Żydowskiego. Jak zapewniali organizatorzy, widowisko nie byłoby drastyczne, zginęłyby "tylko trzy czy cztery osoby". Miasto zrezygnowało z finansowania inscenizacji po krytycznych opiniach środowisk żydowskich i historyków. "Czy powstanie w getcie jest tematem na happening?" - pytał wtedy Marek Edelman.
Do skutku doszedł natomiast inny kontrowersyjny projekt rekonstrukcji historycznej zorganizowany we wrześniu 2010 roku przez władze śląskiego Będzina. Blisko 200 osób - aktorów, wolontariuszy i uczniów pobliskich szkół - wzięło wtedy udział w inscenizacji wydarzeń związanych z likwidacją żydowskiego getta w tym mieście w sierpniu 1943 r. Organizatorzy nie zawahali się przed bardzo naturalistycznym pokazaniem wyciągania Żydów z kamienic i biciem, najwięcej protestów wzbudzał udział dzieci w całym przedsięwzięciu. Pierwotnie planowano pokazać rozstrzeliwanie członków ruchu oporu, po sprzeciwie środowisk żydowskich ten element scenariusza zamarkowano tylko odgłosami strzałów.
Kontrowersyjne mogą się też okazać projekty ocierające się tylko o ideę klasycznej rekonstrukcji historycznej. W 2008 roku w Biurze Promocji m.st. Warszawy narodził się pomysł, aby atrakcją turystyczną stolicy było wyrzucanie co jakiś czas atrapy fortepianu Chopina z okna oficyny Pałacu Raczyńskich. "Warszawa w promocji będzie stawiała na improwizację a Chopin słynął z improwizacji podobnie jak warszawiacy" - tłumaczyła Katarzyna Ratajczyk z Biura Promocji Miasta st. Warszawa w wywiadzie dla "Gazety Stołecznej", która nominowała ją m.in. za ten pomysł do nagrody Noga od Stołka dla autorów najgorszych pomysłów dotyczących Warszawy.
Akcję spalenia stodoły w 69. rocznicę pogromu w Jedwabnem jej autor, Rafał Betlejewski, określił jako działanie z przestrzeni sztuki, oczyszczający happening, który miał być próbą "odbudowania wspólnoty cierpienia". Bliska w swojej idei rekonstrukcjom historycznym akcja odbyła się 11 lipca 2010 roku we wsi Zawada pod Tomaszowem Mazowieckim, gdzie Betlejewski wydzierżawił pole i postawił stodołę.
Widzowie czekali na podpalenie stodoły aż nadjedzie telewizja Polsat News aby nadać relację na żywo. Betlejewski napisał potem na Facebooku: "Zaryzykowałem życie, ewakuując się z płonącej już stodoły. Spłonął mi tylko jeden aparat. Totalne. Wspaniały, angażujący na każdym poziomie projekt!".
Nie wszyscy podzielali jego zachwyt, dla wielu osób, także ze środowisk żydowskich, była to czysta autopromocja na ludzkiej tragedii.
To przykłady kontrowersyjnych pomysłów nawiązujących w swojej idei do bardzo dynamicznie rozwijającego się w ostatnich latach ruchu rekonstrukcji historycznych w Polsce. Rekonstruktorzy to przeważnie osoby pasjonujące się historią, wykładające w przedsięwzięcie mnóstwo serca, czasu i pieniędzy, dokładające starań, aby jak najdokładniej odtworzyć przebieg wydarzeń.
Paweł Rozdżestwieński z portalu dobroni.pl, który moderuje ruch rekonstrukcji historycznych w Polsce porównuje rekonstrukcje z produkcjami filmowymi. "Wiadomo, że są filmy klasy A i klasy C. Wszystko zależy od uczestniczących ludzi, a to środowisko jest bardzo niejednolite. Wśród imprez odbywających się w Polsce są i wielkie przedsięwzięcia i małe, lokalne akcje". Jego zdaniem można szacować, że w ostatnich latach co roku w Polsce odbywa się minimum sto rekonstrukcji historycznych, przede wszystkim bitew. Brak danych o liczbie zaangażowanych osób, ale na portalu dobroni.pl jest zarejestrowanych 20 tys. użytkowników w 900 grupach.
Najbardziej znana jest organizowana od 2000 roku rekonstrukcja bitwy pod Grunwaldem, która dwa lata temu, w okrągłą rocznice bitwy zgromadziła ponad 100 tys. widzów, śledzących zmagania ponad 2 tys. rekonstruktorów z całej Europy. W 2013 roku na pole walki wyszło ok. tysiąca rycerzy. W kalendarz rekonstrukcji historycznych wpisała się też na stałe bitwa pod Mławą, odtwarzana od sześciu lat 1 września. W 2012 roku wzięło w niej udział 400 rekonstruktorów, zarówno wojskowych, jak i cywilnych. Pojawiło się wiele sprzętu z epoki, między innymi czołg Pzkfw II, samochód pancerny wz. 34, armata polowa, armaty salutacyjne, motocykle niemieckie, samoloty.
Tylko w tych dniach w Polsce odbywa się kilka imprez rekonstrukcyjnych m.in. III Manewry Wojsk Państw Stron Układu Warszawskiego TARCZA 2013 (18-21 lipca na poligonie Opole-Winów), "Piekło okopów - Bitwa Cesarza" (Świnoujście), Mazurski Piknik Militarny "Walkiria 2013" w Gierłoży k. Kętrzyna, festiwal kultury średniowiecznej "Oblężenie Malborka".
Rekonstruowanie wydarzeń historycznych samo w sobie ma długą historię. Już w roku 1687 roku król James II odtworzył oblężenie Budapesztu na polach Hunslow Heath. W okresie wojen napoleońskich oddziały wojskowe oraz milicji inscenizowały w Hyde Parku wielkie bitwy dla mieszkańców Londynu.
Obecnie krajami, gdzie rekonstrukcje historyczne są Rosja i USA. Za największą rekonstrukcję na świecie uchodzi inscenizacja bitwy pod Gettysburgiem, w tym roku na początku lipca pojawiło się na niej około 15 tysięcy rekonstruktorów, kilkaset koni i blisko 100 dział.
Skomentuj artykuł