Ten niepozorny krakowski kościół skrywa wiele tajemnic. Pod podłogą ma mały cmentarz
Grób legendarnego tłumacza Biblii, w dość makabryczny i niespotykany sposób pochowana mieszkanka Krakowa, która zmarła w opinii świętości i zdumiewający powód zakazu rozbudowy kościoła. Niepozorny, choć wyjątkowo uroczy kościół św. Barbary w Krakowie, ukryty (dosłownie!) w cieniu kościoła Mariackiego, skrywa wiele tajemnic.
Niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że pod posadzką tej niepozornej świątyni kryją się całe wieki historii i że pogrzebanych jest tam wielu ludzi, w tym ponad 100 jezuitów. Krypt nie można jednak zwiedzić, otwierane są jedynie w przypadku remontu kościoła – ostatni taki remont miał miejsce prawie dwadzieścia lat temu.
Najstarszy dokument dotyczący kościoła datowany jest na rok 1338. Wtedy to miejscy rajcy skierowali do papieża prośbę o możliwość uzyskania odpustu przez wiernych, którzy nawiedzą kaplicę cmentarną zbudowaną przy kościele Mariackim. Tę właśnie kaplicę w 1583 r. przejęli jezuici. Dziesięć lat później mieli już gotowy projekt rozbudowy kościoła, na to jednak nie zgodzili się krakowscy rajcy. Kościół powiększono dopiero w 1687 r. Dobudowano wtedy absydę, wykonano nowe sklepienie, wyższe od starego, gotyckiego, o 2 metry, podniesiono dach oraz dokonano zmiany wystroju wnętrza. Po kasacie zakonu jezuitów kościołem administrowali inni duchowni. Jezuici stali się jego pełnoprawnymi właścicielami dopiero w 1908 r.
Podziemia kościoła św. Barbary wciąż stanowią tajemnicę
O ile sama bryła kościoła jest dość dokładnie przebadana, o tyle jego podziemia wciąż stanowią pewną tajemnicę. Co ciekawe, krypt w kościele świętej Barbary jest kilka i zasadniczo – poza jednym wyjątkiem – nie są one ze sobą połączone. Do każdej z nich prowadzi osobne wejście. Na nieszczęście, po ostatnim remoncie wejścia te przykryto nową posadzką, pozostawiając wyłącznie jedną płytę, pod którą znajduje się wejście do krypty pod prezbiterium. Wszystkie inne są trwale niedostępne, a co za tym idzie, stały się jeszcze bardziej tajemnicze.
W ciągu ostatnich dwustu lat do krypt wchodzono kilka razy. Kilka z nich otwarto w latach siedemdziesiątych XIX w. Później ekspedycję powtórzono na początku XX w. W 1950 r. krypty udostępniono pewnej studentce, która przygotowywała pracę magisterską o architekturze kościoła. Wówczas to, jak przeczytać można w pewnej relacji: „marmurowe płyty podnosili sami jezuici, bez udziału fachowców. Otwarto cztery krypty, piąta zaś płyta nie dała się ruszyć”. Później w latach sześćdziesiątych przeprowadzono kolejne badania. Po raz ostatni krypty otwarto w 2005 r., podczas ostatniej renowacji kościoła.
Jeden z pochówków był bardzo dziwny
Podczas tego ostatniego otwarcia krypt okazało się, że wszystko, co zostało z pogrzebanych tam niegdyś umarłych, zostało złożone w środkowej krypcie (a właściwie dwóch połączonych ze sobą), jaka biegnie przez całą szerokość kościoła. Jest to kolebkowo sklepiony, niski korytarz ceglany, pobielany, z zachowanymi resztkami ceglanej posadzki. Trumny złożone były tu jedna na drugiej – krypta była nimi praktycznie „zawalona”. Część trumien uległa znacznej dewastacji, te biedniejsze rozpadły się i pozostała z nich w zasadzie tylko sterta desek: zawilgoconych i spleśniałych.
Bogatsze trumny, wykonane z lepszego drewna, zachowały się w dość dobrym stanie; niektóre były zdobione prostymi czarnymi rysunkami, a na kilku pozostały resztki sukna, którymi kiedyś były obite. W niektórych trumnach widoczne były resztki wapna – pozostałość po zarazie. W kącie tej krypty wysypano resztki kości i złożono resztki trumien, które uległy znacznemu rozkładowi. Pewien jezuita, który był tu w 1904 r., pisał, że była ona własną kryptą jakiejś bogatej rodziny krakowskiej. Jako ciekawostkę podawał, że w jednej ze znajdujących się tam bogato zdobionych trumien zobaczył „szkielet bardzo skrzywiony”. Tę nienaturalną pozę tłumaczył tym, iż „albo trumna była za mała, więc nieboszczyka gwałtem do niej wciśnięto, albo pochowano go w letargu”.
Jezuitom z jednego powodu zakazano powiększania kościoła
Wydaje się, że do dziś nie udało się przebadać wszystkich krypt. W tylnej części kościoła, pod ławkami, znajduje się prawdopodobnie krypta zasypana wapnem, w której grzebano zmarłych podczas zarazy. Tych pochówków pod kościołem świętej Barbary było zresztą bardzo wiele. Spoczywa tu 139 jezuitów, mieszczanie, a proste deski niektórych trumien wskazują, że chowano tu także ludzi ubogich. Kościół zresztą w tamtych czasach cieszył się wielkim powodzeniem.
Gdy z początkiem XVII w. jezuici starali się o pozwolenie na rozbudowę świątyni, sprzeciwili się temu nie tylko krakowscy radni, ale także proboszcz kościoła Mariackiego. Motywował to tak: „wielu ciśnie się do jezuitów, którzy mają na to rozmaite powaby, a do kościoła mariackiego idą tylko ci, co się nie zmieszczą w kaplicy Barbary”. Dalej proboszcz argumentował, że jeśli powiększy się kościół św. Barbary, to wtedy nikt już nie przyjdzie do kościoła parafialnego. Cały problem dotyczył jednak nie tyle kwestii duszpasterskich, co finansowych. Proboszcz wprawdzie tłumaczył się, iż jest przyjacielem jezuitów, w ich kolegium pobierał nauki, dzięki ich poparciu został proboszczem kościoła Mariackiego i bywał także na kreacjach w ich domu zakonnym, jednak uważał, że jezuici wtrącają się do życia kościoła parafialnego. „Całą kaplicę zasklepili grobami, a gdyby ją powiększyli, to i więcej grobów by zbudowali, przez co kościół Mariacki straciłby dochody z okazji pogrzebów”.
Trumna z makabryczną zawartością
Wracając jednak do opisu krypt, z tyłu tej wyżej wspomnianej, znajdują się dwie kolejne krypty: niewielkie i puste. To właśnie w tych kryptach po remoncie w 2005 r. złożono wszystkie pozostałości trumien oraz w dużych drewnianych skrzyniach zgromadzono wszystkie kości (także część tych, które znaleziono na zewnątrz, pogrzebane przy murze kościoła.
Z tyłu po lewej stronie kościoła znajduje się kaplica, w której ołtarzu umieszczony jest obraz Matki Bożej z Jurowic. Pod nią wymurowana jest obszerna krypta, w której do 2005 r., na murowanym postumencie znajdowały się szczątki świątobliwej mieszkanki Barbary Lang. Dziś jest to postać zapomniana (choć w prezbiterium kościoła znajduje się jej duży obraz), ale kiedy umierała, otaczano ją atmosferą świętości. Ponoć na jej grobie dokonało się też parę cudów. Zachował się natomiast, pochodzący z 1876 r., dość makabryczny opis zawartości cynowej trumny, w której złożono jej szczątki. Jest tam „głowa i większe kości rzeczonej zmarłej, sekcyjonowanej, a nadto inne części pomniejsze w szklanych słojach kapslami metalowymi zamkniętych. W jednym słoju w spirytusie zachowane jest jej serce, w drugim włosy, w trzecim wnętrzności i żebra, w czwartym krew, w piątym i szóstym kości i inne części ciała”.
Czy tu został pogrzebany legendarny tłumacz Biblii?
Z przodu kościoła, na środku głównej nawy, znajduje się wejście do krypty, opatrzone dziś inskrypcją, iż tutaj spoczywa jezuita ksiądz Jakub Wujek, legendarny tłumacz Pisma Świętego. Jest to prawdopodobnie wejście do starej krypty, w której grzebano jezuitów, choć nie tylko. Dziś jednak w krypcie tej znajduje się wyłącznie metalowa skrzynka, przewiązana szafirową szarfą. Na skrzynce wypisano informację, iż w środku znajdują się relikwie męczenników rzymskich z II i III wieku. Równolegle do tej krypty, pod prezbiterium, po obu jego stronach, znajdują się dwie inne małe krypty, z których jedna jest zamknięta, A przez drugą przechodzi kanał, wykorzystywany dziś do ogrzewania kościoła.
Przy głównym wejściu do kościoła od strony Placu Mariackiego znajduje się kaplica przedstawiająca Jezusa z apostołami w Ogrójcu. Pod kaplicą tą znajduje się kolejna krypta, wąska, której obok siebie mieściły się wyłącznie 2 trumny. Wejście do niej znajduje się bezpośrednio pod posadzką przed głównymi drzwiami kościoła. Ponieważ jednak w krypcie tej trumny składano je jedna na drugiej, dokonano tam o wiele więcej pochówków. Nie wiadomo jednak kto tam spoczywał.
Prace, jakie prowadzono na całym Placu Mariackim równolegle z remontem kościoła, odkryły wiele innych pochówków – kiedyś był to przecież teren cmentarza. Niektóre szkielety znajdowały się bardzo płytko. Co ciekawe, podczas prac odkopano także szkielet konia, który być może został pochowany razem z jego właścicielem? Wszystko to świadczy o tym, iż wchodząc do starych kościołów, niejednokrotnie stąpamy po całych wiekach historii. Warto więc podziwiać nie tylko detale architektoniczne i bogaty wystrój wnętrza tych świątyń, ale także zamyślić się nad życiem tych wszystkich, po których kościach – zupełnie nieświadomie – depczemy.
Skomentuj artykuł