Złodziej stulecia Biggs wciąż odcina kupony
Złodziej stulecia Ronnie Biggs zarabia na swej zaszarganej reputacji jako pisarz. Mimo że po udarze jest sparaliżowany i stracił mowę, promował z wózka inwalidzkiego swoją uaktualnioną autobiografię, napisaną po raz pierwszy w 1994 roku.
82-letni Biggs został skazany na 30 lat pozbawienia wolności za udział w 15-osobowym gangu, który w 1963 roku wziął udział w tzw. napadzie stulecia na pociąg pocztowy na trasie Glasgow-Londyn. Łupem złodziei padła zawrotna jak na owe czasy suma 2,6 mln funtów, przewożona w 120 workach.
W lipcu 1965 roku Biggs zbiegł z więzienia Wandsworth i skrył się w Brazylii, która wówczas nie miała z Wielką Brytanią układu o ekstradycji. Był wdzięcznym tematem dla tabloidów, zwłaszcza po nieudanej próbie uprowadzenia go przez brytyjskich tajniaków.
W książce "Odd Man Out: The Last Straw" (tytuł powstały z połączenia dwóch idiomów, z których jeden oznacza, że miejsce dla ludzi niepasujących jest poza nawiasem, a drugi - słomkę, która spowodowała, że cały ciężar stał się nie do udźwignięcia - PAP) Biggs ubolewa nad śmiercią maszynisty pociągu.
Maszynista Jack Mills, ogłuszony uderzeniem w głowę w czasie napadu, nigdy nie doszedł do siebie; zmarł w 1970 roku na białaczkę.
W książce Biggs pisze o ostatnich latach życia, powrocie do Anglii w 2001 roku, do czego grunt przygotował dla niego tabloid "The Sun", podstawiając nawet specjalny samolot, i o walce z chorobą.
Twierdzi, że w latach 80., kiedy przed brytyjskim wymiarem sprawiedliwości ukrywał się w Brazylii, był dla tabloidów takim celebrytą, jak obecnie modelka i piosenkarka Jordan (Katie Price).
Na pytania dziennikarzy odpowiadał, pokazując palcem na litery na tablicy z alfabetem. Wystukał słowa "crime doesn't pay" (zbrodnia nie popłaca), a na pytanie, czy żałuje śmierci Millsa, odpowiedział twierdząco.
Ma nadzieję, że brytyjska opinia publiczna wybaczy mu i okaże wyrozumiałość. Pytany o to, jak chciałby być pamiętany, odparł, że "jako drań, którego da się lubić".
"Nie pretenduję i nigdy nie pretendowałem do miana człowieka o nienagannym życiorysie, ale doświadczenia ostatnich 50 lat życia uczyniły mnie lepszym. Ponad 3/4 życia starałem się uczciwie zarobić na utrzymanie siebie i rodziny, jak najlepiej umiałem" - napisał we wstępie.
"Ci, którzy mnie nie znają lub nigdy nie spotkali, twierdzą, że niczego nie mam sobie do zarzucenia, ale zawsze żałowałem krzywd wyrządzonych przez moje działania, zwłaszcza wobec rodziny i przyjaciół" - dodał.
Wypowiadając się w imieniu Biggsa, jego syn Michael powiedział, że "ojciec definitywnie wycofuje się z życia publicznego", bo w każdej chwili może umrzeć. Dodał, że nad ewentualnym przekazaniem rodzinie Millsa honorariów za książkę z ojcem nie rozmawiał.
Biggs został zwolniony z więzienia w 2009 roku ze względów humanitarnych. Wówczas też przystąpił do prac nad uzupełnieniem autobiografii. Pierwszego udaru doznał w 1998 roku, jeszcze przed powrotem do Anglii.
Niektórzy twierdzili, że wbrew temu, co sam mówił, do Anglii wrócił nie z tęsknoty za pubami w londyńskiej dzielnicy Lambeth, skąd pochodzi, lecz dlatego, że opieka zdrowotna w Anglii jest lepsza niż w Brazylii.
Skomentuj artykuł