Śledziłem ostatnio grupę na Facebooku "Ostatnia ławka". Odbyła się tam ciekawa dyskusja dotycząca trudnych fragmentów Starego Testamentu, takich jak te, w których Bóg nakazuje zabić ludzi, którzy oddawali cześć złotemu cielcowi (Wj 32,27) albo w których występują prawa nakazujące karać śmiercią za przestępstwa (Wj 21,12-17).
Chodzi o wszystkie te fragmenty, w których Bóg wydaje się surowy, okrutny, mściwy, straszliwy, jednym słowem zły w porównaniu z obrazem Boga, jaki przekazał nam Jezus w Ewangeliach.
Dyskusja rozpoczęła się od pytania, które, jak myślę, zadaje sobie wielu ludzi (ja sam też je sobie zadaję): jak rozumieć te wszystkie, czasami trudne w interpretacji, fragmenty Pisma? Jak pogodzić obraz Boga, który wydaje się surowy i wrogi człowiekowi z obrazem Boga miłosiernego i kochającego, jaki przekazał nam Chrystus?
W dyskusji przytaczano różne argumenty próbujące rozjaśnić tę kwestię. Zaciekawiło mnie, dlaczego czasami nie wystarczają interpretacje biblistów, znawców tematu w wyjaśnianiu spornych fragmentów. Kiedy trafiam na trudny fragment, to wywołuje we mnie jakąś konsternację i niezrozumienie: "no bo jak to jest, że miłosierny Bóg wcale nie jest taki miłosierny?". Następnie w wyniku wyjaśnienia zgodnego ze współczesnymi zasadami interpretacji biblijnej dowiaduję się, że przesłanie danego fragmentu może być całkiem inne. Wydaje się, że powinno to załatwić sprawę i rozwiać wątpliwości. Jednak nadal w sercu coś się burzy i zgrzyta, coś nadal się nie zgadza, logiczne wyjaśnienie nie jest wystarczające.
Zastanawiając się nad tą kwestią, pomyślałem: być może w niektórych sytuacjach, kiedy pytam, dlaczego Bóg nie jest kochający w takiej a takiej historii biblijnej, wcale nie oznacza to mojej ciekawości i chęci zrozumienia. Wydaje mi się, że tak naprawdę może chodzić o to, jaki obraz Boga noszę w moim sercu. Czy jest to obraz Boga kochającego, czy srogiego i mściwego? "Słowo Boże jest bowiem żywe i skuteczne, ostrzejsze od każdego obosiecznego miecza. Przenika ono aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, rozsądza myśli i zamiary serca" (Hbr 4,12). Czy niekiedy nie jest tak, że to Słowo mówi mi, że gdzieś tam w głębi swojego serca nie dowierzam temu, że Bóg mnie nieskończenie i bezgranicznie kocha? Że zawsze jest po mojej stronie, że nie chce zrobić mi nic złego?
W dyskusji padały również argumenty, że Stary Testament powinniśmy czytać w świetle Nowego. Na Stary Testament powinniśmy patrzeć z perspektywy przypowieści o miłosiernym Ojcu, z perspektywy wcielonego Słowa - Boga, który stał się jednym z nas i oddał życie za mnie i za każdego z nas.
Zapytałem znajomego księdza o ten obraz Boga w naszych sercach w świetle Pisma. Powiedział mi świetne zdanie: "My czytamy Biblię z perspektywy przypowieści o Miłosiernym Ojcu! Inaczej się nie da i nie wolno. Dlaczego? Jezus, który jest w centrum Biblii, opowiada przypowieść o Ojcu, którego zna. Nie ma innego Boga".
Dokładnie tak, Jezus w swoim Słowie pokazuje nam, jaki naprawdę jest Bóg, bo sam Go najlepiej zna. "Nikt nie zna też Ojca jak tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić" (Mt 11, 27). Słowo jest żywe, ponieważ te trudne fragmenty pokazują mi, że obraz Boga w moim sercu nie jest taki, jakim pokazuje go Jezus, i jest skuteczne, bo tylko Jezus może mi objawić, jaki jest Bóg. W tych poszukiwaniach wierzę, że nie jestem sam i Bóg znowu przez swoje Słowo mi o tym przypomina: "Bo gdyby nawet serce oskarżało nas, to Bóg jest większy od naszego serca i wie wszystko" (1 J 3,20).
Andrzej Malec - Absolwent teologii, szczęśliwy mąż jednej żony
Skomentuj artykuł