Benedykt XVI wobec islamu
Nieoczekiwana decyzja Benedykta XVI o rezygnacji z "urzędu Piotrowego" wywołała w polskich mediach prawdziwe trzęsienie ziemi. Niemal natychmiast pojawili się w nich różnorakiej maści dyżurni eksperci od spraw Watykanu. Jedni zaczęli oceniać i podsumowywać pontyfikat Benedykta XVI, inni zajęli się wieszczeniem, kto ma największe szanse zostać jego następcą. W tym chórze rzetelnych ocen, analiz i komentarzy, dało się zauważyć też głosy zgoła fałszywe. Do tych ostatnich zaliczyłbym - jako ktoś, kto od lat mieszka i pracuje w kraju muzułmańskim - niektóre z tych, komentujących i oceniających postawę Benedykta XVI wobec islamu.
Otóż znaleźli się wśród owych medialnych "dyżurnych ekspertów od Watykanu" tacy, którzy zarzucili papieżowi (by nie powiedzieć oskarżyli), że jest odpowiedzialny za "wygenerowanie konfliktu z islamem". Zasugerowali także, że Benedykt XVI zablokował tak udanie zainicjowany przez Jana Pawła II dialog z muzułmanami. Jako dowód przytaczali wykład papieża w Ratyzbonie, podczas którego, jakoby, miał imputować muzułmanom, że ich religia nie jest religią miłości i pokoju, ale przemocy i pacyfikowania przy pomocy miecza. Zarzucono też Benedyktowi XVI, że przyjął na audiencji Orianę Fallaci, czołową islamofobkę - jak określają ją pewne media w Europie. Te i inne "faux pas", zdaniem zwolenników lansowanej przez niektóre media politycznej poprawności, miałyby świadczyć o porażce pontyfikatu Benedykta XVI w kwestii relacji z islamem.
Jednak dla kogoś, kto uważnie obserwuje świat islamu, takie oskarżenia wydają się być bezpodstawne i krzywdzące. Spieszę wyjaśnić dlaczego. Przede wszystkim dlatego że islam - czego owi specjaliści jakoś nie wzięli pod uwagę - nie jest jednorodny i statyczny, ale zmienia się i to nieustannie. Inny był islam za pontyfikatu Jana Pawła II, a inny za Benedykta XVI. Uważny obserwator powinien zauważyć, że Benedykt XVI musiał zajmować stanowisko wobec islamu, coraz bardziej uwikłanego w światową politykę, w walkę o władzę, islamu naznaczonego konsekwencjami zamachów z 11 września, islamu okaleczonemu wojnami w Zatoce Perskiej, islamu wojny domowej w Algierii, w Iraku i w Afganistanie, islamu toczonego od środka przez przemoc generowaną przez jego wewnętrzne podziały. O tym, jak wielkie są to podziały, świadczą choćby procesy, które ujawniły się z całą swą siłą po arabskiej wiośnie 2011 roku w Tunezji, Egipcie, Libii, Syrii czy ostatnio w Mali. Wobec tego, co dzieje się na naszych oczach w świecie islamu, wydaje się czymś zgoła chybionym zarzucanie Benedyktowi XVI wygenerowanie konfliktu z islamem. Papież swoimi słowami i gestami, co najwyżej, go uwyraźnił, bo konflikt ten islam sam w sobie już od dawna nosił.
Odniosę się teraz do rzekomej blokady dialogu z islamem, dokonanej za pontyfikatu Benedykta XVI. W tym kontekście zwykle przywołuje się w mediach zerwanie relacji z Watykanem przez kairski Al-Azhar, wiodącą instytucję religijną islamu sunnickiego. Dla rzetelności przypomnę, że dokonało się to w odpowiedzi na interwencję papieża Benedykta XVI, który uznał za stosowne ująć się za prześladowanymi chrześcijanami w Egipcie, po zamachu w Aleksandrii dokonanym przez inspirującą się prawem szariatu islamistyczną bojówkę. Straciło wtedy życie ponad dwudziestu Bogu ducha winnych egipskich chrześcijan. Wtedy to Benedykt XVI odważnie, choć mało dyplomatycznie, wyraził życzenie wobec muzułmańskich egipskich władz, w tym również religijnych, aby podjęły skuteczniejsze środki zapewnienia egipskim chrześcijanom bezpieczeństwa. Odebrane to zostało przez ówczesne władze jako ingerencja w wewnętrzne sprawy Egiptu. Wielce wymowna była reakcja władz egipskich na słowa papieża. Poza tym, że skutkowała ona zerwaniem relacji ze Stolicą Apostolską, okazało się, że ani władze polityczne Egiptu, ani religijne Al-Azharu nie ukarały zamachowców, ani oficjalnie nie potępiły ich czynu. Do dziś krewni ofiar bezskutecznie domagają się sprawiedliwości. To tylko jeden z wielu przykładów postaw przywódców muzułmańskich wobec obecnego w islamie, ciągle narastającego problemu przemocy zrodzonej z pobudek religijnych.
Wynika stąd, że właściwszym byłoby stwierdzenie, że to nie Benedykt XVI zablokował dialog z islamem, ale to raczej zmiany, jakie zaszły w samym islamie sprawiły, że przywódcy islamscy, poddając się presji ciągle rosnących w siłę ekstremistycznych nurtów w islamie, stali się po prostu niezdolni do dialogu ze Stolicą Apostolską. W konsekwencji nie może być winą Benedykta XVI to, że w czasie jego pontyfikatu zaniknął nawiązany przez Jana Pawła II autentyczny dialog religijny z islamem. Co więcej, stanowisko Benedykta XVI i jego doradców wobec islamu pokazuje, że papież nie mógł i nie chciał już dłużej trwać w postawie niby-dialogu z iluzorycznym, wyidealizowanym obrazem islamu, obrazem islamu utopijnego, będącego jakoby źródłem pokoju i społecznej sprawiedliwości - tak, jakby sobie to życzyli niektórzy z muzułmańskich politycznych przywódców oraz sprzyjający im medialni komentatorzy.
Chciałbym także nawiązać do kontrowersyjnej kwestii przemocy obecnej w islamie, o której stało się głośno po wygłoszeniu przez Benedykta XVI wykładu w Ratyzbonie. Po tym wykładzie został on oskarżony przez media i niektórych przywódców muzułmańskich o fałszowanie i szkalowanie islamu, w tym także o szerzenie islamofobii. Słowa bizantyjskiego cesarza zacytowane w papieskim wykładzie wywołały prawdziwy ferment wśród muzułmańskich ulemów. W reakcji na słowa papieża zaczęli oni na gwałt studiować Koran i hadisy, by wykazać, że nie może to być to prawdą. Niektórzy, porównując chrześcijaństwo z islamem, doszli nawet w swoich teologicznych badaniach do konkluzji, że islam jest prawdziwie religią pokoju i miłości, której z natury obca jest wszelka przemoc. A wszystko to działo się na chwilę przed wybuchem arabskiej wiosny, która ujawniła całemu światu i muzułmanom bardziej realne oblicze islamu. Wydaje się więc, że histeryczna i nieproporcjonalnie gwałtowna reakcja strony muzułmańskiej na papieski wykład ujawniła to, że mimowolnie Benedykt XVI dotknął bolesnego miejsca w społecznej świadomości muzułmanów. Wydarzenia w targanym rewoltami świecie muzułmańskim, których świadkami obecnie jesteśmy, pokazują ponadto, że niepotrafiący się z zmierzyć ze zjawiskiem przemocy muzułmańscy przywódcy religijny uciekają od tego problemu albo poprzez szukanie winnych gdzie inndziej, albo ignorując przejawy przemocy, jakiej ofiarą padają chrześcijanie.
W przeciwieństwie więc do krytyków Benedykta XVI osobiście dopatrywałbym się w jego postawie pewnego podobieństwa do starotestamentalnego proroka, wiernego sługi Słowa Prawdy, który podjął ryzyko odsłaniania, nawet za cenę krytyki i odrzucenia, bliższego prawdzie, bardziej rzeczywistego obraz islamu, będącego obecnie w kryzysie. Rzecz jasna muzułmanie- w tym przede wszystkim przywódcy religijny - taki obraz islamu odrzucają. Nie dziwi także to, że zwracanie uwagi na ten problem, odbierane jest w krajach muzułmańskich jako przejaw wrogości wobec islamu. Niemniej niewiele ma to wspólnego z rzeczywistością. Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się obecnie w Syrii.
Osobiście uważam, że Benedykt XVI poprzez swoje słowa i gesty chciał, jako papież - głowa Kościoła katolickiego obudzić światową opinię publiczną, by dostrzegła także to, że w świecie islamski działają potężne siły, których celem nie jest bynajmniej zapewnienie dobrobytu, pokoju i społecznej sprawiedliwości. Zamiast więc krytykować, powinniśmy docenić nie tylko wyraz troski Benedykta XVI o prześladowanych i doświadczających przemocy, ale także jego odwagę głośnego mówienia o tym problemie. Benedykt XVI bowiem, mniej jako polityk-dyplomata, a bardziej jako prorok właśnie, odważył się odsłonić część bolesnej prawdy. Jednocześnie, także jako prorok, potrafił ujmować się za krzywdzonymi w imię islamu, islamu - podkreślmy to - naznaczonego dziś kryzysem, wewnętrznie skonfliktowanym, zmagającym się z rosnącymi w siłę ruchami ekstremistycznymi siejącymi przemoc, intelektualny chaos i materialne zniszczenia.
Skomentuj artykuł