Bp Libera napisał list do księży w swojej diecezji. Mocne słowa o grzechach kleru "wołających o pomstę do nieba"
"Do gamy różnych uzależnień, które dziesiątkowały naszych braci, doszło dziś uzależnienie od internetu oraz chęć bycia obecnym i podziwianym w mediach, zwłaszcza na portalach społecznościowych. (...) Lustrem naszej próżności stał się ekran komputera i tabletu, gdzie chętniej przyglądamy się nowym trendom mody, muzyki i podróży, a z coraz większym trudem otwieramy aplikacje z brewiarzem czy Pismem Świętym" - zauważa płocki biskup.
W swym liście bp Piotr Libera przywołuje postaci błogosławionych płockich biskupów męczenników z czasów II wojny światowej: abp. Antoniego J. Nowowiejskiego, biskupa płockiego i jego sufragana bp. Leona Wetmańskiego. Stwierdza, że ich krew męczeńska woła do kapłanów początku trzeciego tysiąclecia, by jej "nie podeptać i nie zbrukać nieczystością życia".
"Ta krew na sutannach błogosławionych Biskupów powinna być dla nas wszystkich wyrzutem, gdy nasi bracia w kapłaństwie swój strój duchowny oszpecili czynami wołającymi o pomstę do nieba: pedofilią, nadużyciami wobec osób dorosłych, sióstr zakonnych czy innych braci kapłanów. Męczeńska krew kapłanów jest dla nas wszystkich (…) wezwaniem do rachunku sumienia z uczciwości i wierności w zarządzaniu cudzym dobrem (…), które nam zostało powierzone w parafii i w diecezji, bo to ostatecznie każdy z nas ponosi odpowiedzialność za swoją formację kapłańską" - napisał biskup płocki.
W liście zwrócił też uwagę, że porzucenie w ostatnich latach stanu kapłańskiego przez kilku księży diecezjalnych być może jest objawem "głębszego kryzysu myślenia o kapłaństwie". Bp Libera zastanawia się, czy kapłańska formacja nie jest zbyt powierzchowna, formalna, hierarchiczna i "nastawiona na uspokojenie wyrzutów sumienia". Lata posługi duszpasterskiej mogą odsłonić doświadczenie własnej słabości, ryzyko poczucia się "funkcjonariuszem religijnym", pokusę władzy i bogactwa, trudności w przeżywaniu celibatu.
"Zmęczenie, a nawet znużenie pracą kapłańską, które wierni widzą na naszych twarzach, toksyczne relacje kapłańskie, obojętność, marnotrawienie czasu, zazdrość i egoizm nie omijają naszych szeregów. Lustrem naszej próżności stał się ekran komputera i tabletu, gdzie chętniej przyglądamy się nowym trendom mody, muzyki i podróży, a z coraz większym trudem otwieramy aplikacje z brewiarzem czy Pismem Świętym" - stwierdza hierarcha.
Dodaje, że niektórych księży przestały razić brudne mszały, zaniedbane ornaty i zakurzone, osobiste biblioteki, a miejsce książek zastąpiły filmy i seriale. Wyrzutów sumienia nie budzi nagminne binowanie czy trynowanie Mszy św., praktykuje się nabożeństwa i modlitwy obce duchowi katolickiemu.
"Do gamy różnych uzależnień, które dziesiątkowały naszych braci, doszło dziś uzależnienie od internetu oraz chęć bycia obecnym i podziwianym w mediach, zwłaszcza na portalach społecznościowych. Najbardziej chyba jednak nasze środowisko dotknęło zatracenie poczucia smaku i brak chęci poświęcenia czasu dla idei, zgłębiania prawdy i piękna tego świata, porzucone przez niektórych na rzecz tandetnej rozrywki i powierzchownych przyjaźni" - ubolewa bp Libera.
Uważa, że dzisiejsze wspólnoty katolików w znaczącej większości mogą być nazwane "Kościołem epimetejskim" (od mitycznego Epimeteusza, brata Prometeusza): to Kościół silny administracyjnie, ale mało kreatywny i niechętny do patrzenia w przyszłość, w którym myślenie o ideach przegrywa ze stagnacją i troską o zachowanie stabilności.
"Czy nie takie właśnie epimetejskie podejście do życia kapłańskiego i eklezjalnego wydaje się krępować nas w codzienności? Czy nie za bardzo przyzwyczailiśmy się do pewnego minimalizmu (…) oraz tłumaczenia, że reszta czasu to moja prywatna sprawa? Czy nie nazbyt zaangażowaliśmy się w renowację świątyń i plebanii, a zapomnieliśmy o renowacji dusz? Ta epimetejska stagnacja, pozorna odpowiedzialność za stan Kościoła, dopada nas, gdy nie chcemy dostrzec i zaangażować się w problemy ludzi, którzy żyją wokół nas i dają nam utrzymanie" - zaznacza ordynariusz diecezji płockiej.
Pisze również, że ten fałszywy spokój ducha osiąga się, gdy nie chce się widzieć, że w dużym tempie przybywa pustych miejsc w kościołach na niedzielnej Mszy św. w ciągu roku, gdy ksiądz udaje, że nie dotyczy go wezwanie papieża Franciszka o "wstaniu z kanapy", gdy patrzy się na tytuły i dokonania, a brakuje pokory i docenienia innych, gdy ucieka się od braci w kapłaństwie w świat świeckich: "Powinniśmy zostawić w sobie Epimeteusza, a walczyć o prometejski ogień i blask życia" - akcentuje biskup.
Zwraca też uwagę na konieczność solidnej formacji, w oparciu o aktualne dokumenty kościelne. Zobowiązuje księży do odbywania systematycznych rekolekcji, dni skupienia i spotkań modlitewno-formacyjnych.
List bp. Piotra Libery nawiązuje do podobnego listu sługi Bożego Stefana kard. Wyszyńskiego, pochodzącego z diecezji płockiej, wydanego w 1969 roku, czyli 50 lat temu pt. "List do moich kapłanów".
Skomentuj artykuł