Kim są zagubione dusze?

Kim są zagubione dusze?
(fot. Fabrizio Verrecchia on Unsplash / kk)

James Blunt zachwycił mnie kilkanaście lat temu nagraniami koncertowymi - pulsują rozbrajającą szczerością widoczną w oczach i słyszalną w głosie, szczególnie przy najsmutniejszych utworach. "Gdy śpiewa, jest nagi" - pisał o nim jeden z dziennikarzy.

W "Postnych płytach" sięgam z ciekawością po drugi studyjny krążek Blunta - "All the lost souls", wydany w 2007 roku - i jestem pewien, że nie tylko w wielkopostnym kontekście to płyta ważna i potrzebna.

Okładka albumu to setki różnych zdjęć Blunta, które układają się w jego twarz - jakby już od początku artysta chciał przypomnieć: jestem sumą moich wspomnień, z nich układa się moja dzisiejsza twarz, widać dawnego mnie w moim spojrzeniu, słychać kawałki dawnego mnie w moim głosie. Tytuł płyty jednak pozornie kieruje serce w inne strony: "All the lost souls", czyli "Wszystkie z(a)gubione dusze". I ma się już niemal pewność: te 10 piosenek to niejako przestrzeń spotkania między mną a Drugim - i parę spraw, które z tego wynika.

Otwierające album dźwięki to świetny singlowy numer "1973" - i pierwsza "ocalana dusza". Spotkana w barze (jak sam Blunt wspominał w jednym z wywiadów) Simona i echo jej życiowych perypetii: "Simona, starzejesz się / Twoja podróż odcisnęła piętno / na twojej skórze / (…) / co wydawało się silne / odeszło, zniknęło". Ilu takich ludzi z wypisanymi na twarzy historiami, wspomnieniami jest dookoła mnie! I jak wielu z tych historii na co dzień zupełnie nie mam ochoty czytać! Piosenka opowiada jednak nie tylko o samym spotkaniu, ale też o niezwykłym porozumieniu z Drugim - na tyle silnym, że postanawia się ocalić i nieść w świat wspomnienia, które przecież nie są moimi (sam Blunt urodził się rok po 1973): "I choć czas mija, ja zawsze będę / z tobą w klubie w 1973". I wreszcie jeszcze jedna ważna sprawa - "1973" przypomina, że muzyka jest jak bursztyn, w którym zatopione są wspomnienia, dźwięki, twarze, zapachy. Ona jest pomostem między nami a tymi, którzy gdzieś hen. Słychać to pod koniec drugiej zwrotki: "Simona, zdaje się, że to koniec / Moja pamięć odtwarza tę samą starą piosenkę" - i znów słychać refren, i ten klub z 1973.

DEON.PL POLECA

Sam Blunt przyznał, że wszystkie piosenki z tego albumu są powiązane, przenikają się i na siebie wpływają. Czyż więc drugi numer, "One of the brighest stars" ("Jedna z najjaśniejszych gwiazd"), nie mógłby być o Simonie? Albo częścią jej opowiadania, w którym uczy Jamesa prawideł przewrotnej popularności: "Wszyscy kochają cię, bo wykorzystałeś szansę", w drugim refrenie: "Nikt cię nie kocha, bo wykorzystałeś szansę". A może to nie przestrogi Simony, tylko jakiejś innej "najjaśniejszej gwiazdy"? Kogoś, kto uważany był za szczęściarza i obsypany był chwałą, by później dowiedzieć się, że się zmienił, a życie miał tak uprzykrzone, że zaczął myśleć o grobie. James ocala tę historię i kolejną zagubioną duszę, by każdy z nas pamiętał, że choć inni mogą mówić o nas różne rzeczy, to jest ktoś (Ktoś! Nasz Bóg), kto sprawia, że naprawdę, niezależnie od opinii i zdania innych, jesteśmy niczym najjaśniejsze gwiazdy.

Może właśnie to odkrycie pozwala wyśpiewać piękny i dramatyczny hymn o chęci życia wobec nieuchronnie nadchodzącej śmierci - trzeci utwór, "I’ll take everything" ("Wezmę wszystko"). Od lat nie opuszcza mnie przekonanie, że to piosenka, w której James oddaje głos któremuś ze swoich kolegów-żołnierzy (Blunt był oficerem brytyjskiej armii, stacjonował w Kosowie): "Och, te stopy niosły mnie daleko. Och, moje ciało. Och, tak zmęczone. / W ustach sucho. Ciężko mówić. / Duch Święty rośnie we mnie". Trzecia, nie tylko zgubiona, ale i bardzo zmęczona dusza, uczy Jamesa (i nas), że wszystko mamy od Pana Boga na chwilę: "Weź moje ciało. Weź mój umysł. Weź mój płaszcz. Zabierz mój czas. / Wszystko to pożyczone. Póki co pożyczone. Zmienić się w pył. Rozpaść się". Takie podejście, o dziwo (!), pomaga nabrać dystansu i mobilizuje, by naprawdę żyć - aż do końca.

"Same mistake" ("Ten sam błąd") to jeden z moich ulubionych numerów z płyty (i w ogóle z twórczości Blunta). Słychać tu trochę mierzenia się ze wspomnieniami wojny, ale jest tu też trochę mierzenia się z samym sobą tak w ogóle. Oto przychodzi kolejna bezsenna noc: "Znowu nie mogę spać. / (…) / Przypominam sobie prawa, które źle wypełniłem / (…) / W mojej głowie zamęt, a serce jest ciężkie. Czy to widać?". I w takiej sytuacji pojawia się ktoś sprzed lat (kolejna zgubiona dusza?): "Więc wysłałem ludzi do walki i jeden wrócił głęboką nocą / Mówił, że widział mojego wroga. Mówił, że wyglądał jak ja / Więc wyruszyłem, żeby siebie pokonać". Zmienia się to bezsilne zwrotkowe śpiewanie w dramatyczny refren: "Nie proszę o drugą szansę, / Krzyczę z całych sił. / Daj mi powód, ale nie dawaj mi wyboru, / bo znów popełnię ten sam błąd". To takie wołanie, które może zmienić się w piękną modlitwę po spowiedzi - gdy naprawdę nie mam już siły ani ochoty raz po raz popełniać tych samych błędów i przemierzać tych samych ścieżek. Zresztą już w drugiej zwrotce Blunt śpiewa: "I może kiedyś się spotkamy, i będziemy rozmawiać, a nie tylko mówić" - to postanowienie warto wziąć do swojego serca i nieść w różne trudne relacje. Piosenka pięknie się rozwija, narastają emocje - by na koniec znów w bezsenną noc powtarzać pytania, które, jak modlitwa, mają mnie uchronić przed kolejnymi starymi błędami.

Okołowojenne echa słychać też w piątej piosence, "Carry you home" ("Zabiorę cię do domu") - tak zdaje się sugerować nakręcony do piosenki teledysk. Słychać tu przynajmniej dwie zagubione dusze - o dziewczynie, chcącej uciec ze swojego życia opowiadają zwrotki, zaś refren jest o kimś, kto pewnie był kiedyś jej bardzo bliski. To właśnie refren jest siłą całej piosenki - nie ma tu patosu, jest intymny dramat i wielkie poczucie braterskiej, przyjacielskiej odpowiedzialności: "Jak byłeś silny, tak czule odchodzisz. / Patrzę ostatni raz, jak oddychasz. / Piosenka dla twojego serca, ale gdy umilknie, / wiem, co to znaczy i zabiorę cię do domu". I nie chodzi tu tylko o odwiezienie zmarłego ciała do bliskich - słychać tu mocną pewność, że po śmierci kogoś bliskiego, trzeba go nosić w sercu (żyć niejako "za dwóch") aż do powrotu do Domu, do Nieba. Sam Blunt przyznawał, że to najbardziej osobisty numer na całej płycie. A każdy, kto powiedział "do zobaczenia" nad grobem kogoś bliskiego, dobrze zrozumie (i ponowi) to zobowiązanie z refrenu.

"Give me some love", szósty numer z płyty, to piękne wołanie: "Daj mi trochę miłości"! Jaka to potrzebna modlitwa! James próbuje muzyką po swojemu opowiadać różne sprawy, ale inni marszczą brwi (to zresztą się nie zmienia od lat!), mnóstwo twarzy patrzy na jego walki, ale jest tak naprawdę sam - słychać to w zwrotkach. "Moje serce nie jest z kamienia, cały ja to tylko skóra i kości" - i właśnie taki Blunt śpiewa: "Dlaczego by nie dać mi trochę miłości? / Wziąłem już tony prochów. / Jestem tak zmęczony bólem, który nigdy nie mija". To śpiewanie serca, które szuka ukojenia w różnych rzeczywistościach, ale tylko miłość może to ukojenie przynieść. Muzycznie to bardzo jasna piosenka, wiele się w niej dzieje, jakby instrumenty chciały opowiedzieć o tych różnych poszukiwaniach, które i tak kończą się wołaniem o miłość. Tu zgubione dusze zdają się być pewnym tłem - które pomaga Bluntowi tę tęsknotę za miłością ocalić.

Wołanie o miłość nie ustaje - siódmy numer to bardzo mocne wołanie tęskniącego serca (Jamesa czy kolejnej zgubionej duszy?): "I really want you" ("Naprawdę cię chcę"). Znów wracają demony przeszłości: "Zabiłem człowieka w dalekim kraju, mówili, że to mój wróg", stawiane są pytania o sens, wyśpiewywana jest tęsknota za rajem. Czas ucieka, wielu rzeczy nie da się zrobić, ale nie to wołanie w żyłach nie jest w stanie ustać: "Naprawdę cię chcę". Pojawia się też wątpliwość: "Naprawdę chcę, żebyś chciał mnie, ale nie wiem, czy jesteś w stanie" - wątpliwość bliska każdemu, kto walczył o swoje nawrócenie. Czasem przecież wydaje się, że wobec naszego grzechu i słabości Pan Bóg nie jest się w stanie już nami zainteresować. Tym mocniej brzmi rozpaczliwe "Naprawdę cię chcę teraz" - krótka i szczera modlitwa do wzięcia w każdy dzień. "Nieważne, co mówię lub robię - ten przekaz nie dociera / I słuchasz, jak pęka mi serce". Czasem przekaz nie dociera (lub tak mi się wydaje) przez mój grzech, egoizm i zwątpienie - wtedy tym mocniej, nawet trochę wbrew sobie, trzeba to "I really want you" powtarzać.

"Czy wołają nas na ostatni taniec?" - tak zaczyna się ósma piosenka, "Shine on" ("[za]Świeć" lub "Lśnij"). To utwór, który dla zagubionych dusz zdaje się śpiewać sam Pan Bóg. Co zrobić wobec różnych trudnych spraw? Błyszczeć Jego światłem: "Zamknij oczy, a oni wszyscy znikną / (…) / Więc błyszcz, po prostu lśnij / Z uśmiechem jasnym jak słońce / Bo oni są więźniami bogów, których sami stworzyli / A ty i ja zalśniliśmy". Czy nie jest to spełnienie wołania z dwóch ostatnich piosenek?

Przedostatnia, dziewiąta piosenka, to "Annie" - opowieść o dziewczynie, która chciałaby zrobić karierę, wyćwiczyła autografy, ale nikt ich nie chce. Słychać w głosie Blunta trochę ironii, trochę nawet podśmiewywania się z marzeń Annie, ale w końcu w refrenie słychać też: "Annie, jesteś gwiazdą, to po prostu nie idzie zbyt daleko / Cały świat będzie znał twoje imię / I będziesz sławna, taka jak jesteś, bo zaśpiewam dla ciebie". Kolejna "ocalona dusza" - i to podwójnie. Ocalone marzenia o sławie, ale też Annie ocalona przed całym blichtrem i zabieganiem o własną popularność.

Dziesiąty utwór, "I can’t hear the music" ("Nie słyszę muzyki"), to godny finał całego albumu instrumentalnie i tekstowo. Najpierw garść pytań: "Czy to ostrzeżenie? Czy to zły znak? / Czy to ludzie, którzy postradali zmysły? / Czy to ciemność?", na które odpowiedzią może być fraza z końcowej części piosenki: "Uciekaj, Yoshimi, bo Billy ma broń / I masz prawo się bać / będzie ścigał cię aż do grobu / bo jesteś dziwny i nowy". Choć fani Blunta różne mieli pomysły na interpretację tego fragmentu (zwłaszcza, że Billy to postać z debiutanckiej płyty Brytyjczyka), to dziś te słowa brzmią bardzo mocno, trochę właśnie jak ostrzeżenie. Kolejne ocalone zagubione dusze. Ale w finale chodzi o jeszcze jedną duszę - moją własną. "Czy to się kiedyś skończy? Czy oni kiedyś odpuszczą?". Czas płynie dalej, a drugiej szansy nie będzie. Każdy wiedzie spokojne, powolne życie, ty jesteś w biegu, ale nikogo zbytnio to nie obchodzi - śpiewa Blunt. I stawia mocne pytanie: "Czy jeśli sprzedasz duszę dla głównej roli, to czy Zagubione Dusze zostaną zapomniane?". No właśnie - koncentrując serce tylko na innych, można zgubić samego siebie. Chcąc siebie samego wybić do góry, można z kolei w przepaść zapomnienia rzucić tych, dzięki którym jestem tym, kim jestem. Refren, to jeden z moich ukochanych momentów w twórczości Blunta: "I jeśli nie słyszę muzyki, a widownia już poszła / będę tańczył tutaj sam" - czas się sprawdzić, czy wtedy, gdy nikt nie patrzy, mam jeszcze chęć i odwagę, by być szlachetnym, by ocalać dusze? Mój Bóg robi to codziennie, a ja przecież jestem stworzony na jego obraz i podobieństwo. "Blunt w ostatnim wersie płyty deklaruje: "Będę tańczył". Kończy się piosenka, kończy się płyta - i dobrze, żeby poza ciszą w słuchawkach w sercu powziąć pewne kroki.

Dlatego po przesłuchaniu warto:

- poszukać sobie nagrań live tych piosenek - James na żywo robi najlepsze wrażenie. Zresztą gdyby ta płyta nagrana była tylko akustycznie, to te historie miałyby jeszcze lepszą siłę.

- ułożyć sobie swój album (niekoniecznie piosenkowy) "Z(a)gubionych Dusz" - ludzi, którzy pojawili się w moim życiu czasem tylko na chwilę. Może jest jakaś Annie, o której warto ułożyć piosenkę, by nie zginęły jej marzenia? Może jakaś Simona, którą warto zabrać w tan (no, w Wielkim Poście niech będzie spacer albo dobra kawa) i trochę posłuchać nieopowiedzianych historii. Może jakiś Yoshimi, który jest nowy i dziwny, i warto się by o niego zatroszczyć (by żaden Billy nie zrobił mu krzywdy). A może z zapomnienia warto przywołać bliskich, by "zabrać ich do Domu"? Sam Blunt podkreślał, że to płyta o tym jak nasza przeszłość wpływa na naszą teraźniejszość i przyszłość. O tym brzmią "All the lost souls" - "Wszystkie z(a)gubione dusze". Ocalając je w piosenkach, oddając im głos, Blunt ocala też siebie. To jest chyba najważniejsza lekcja, której Pan Bóg udziela nam przez Blunta: każdego Drugiego, którego spotykam, warto ocalić. A każda "ocalona dusza" na pewno nauczy mnie dużo o mnie samym i samego siebie pomoże mi uratować.

ks. Wojciech Koladyński - zakochany w Panu Bogu ksiądz archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Badacz-amator popkultury, miłośnik polskiej muzyki. Szczęściarz. Prowadzi bloga księdza.pl

* * *

Najpierw była nieśmiała myśl - ale na tyle odważna, że drążyła po różnych zakamarkach serca, nie dając mi spokoju: "a może by na ten Wielki Post wziąć ze sobą w drogę jeszcze kilka płyt?".

Pan Bóg mówi do mnie od lat przez muzykę, a moje życie jest jak musical. Św. Stanisław Kostka, jak to ma ostatnio w zwyczaju, dodał mi otuchy i stwierdziłem, że spróbuję.

Dużo łatwiej byłoby wybierać pojedyncze piosenki - całe płyty uczą pokory, bo coś może mnie wybić z własnego rytmu rozważań. Stanąłem więc przed półką, wziąłem oddech, pomodliłem się - i sam się zdziwiłem, ale też ucieszyłem, bo Postne Płyty, to świetne albumy, do których dobrze się wraca (a do niektórych dawno nie sięgałem!).

Drżę na myśl, że w tym roku na tę drogę zapraszam więcej osób, ale odwagi dodaje mi właśnie św. Staszek Kostka - dzielny chłopak - a skoro to jego rok, to wierzę, że wszystko na Bożą chwałę się uda.

Przy sięganiu po Postne Płyty dobrze mieć przygotowane:

  • słuchawki (takie intymne, pierwsze słuchanie postnych płyt, może pomóc w skoncentrowaniu się na słowie i dźwięku)
  • jakiś notes i coś do pisania (ja zostawię kilka swoich refleksji, ale Pan Bóg jest dużo bardziej pomysłowy i pewnie będzie podpowiadał kolejne)
  • otwarte serce (ono w ogóle się przydaje w życiu, a przy takich akcjach, to już zupełnie)

"Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!" [POSTNE PŁYTY #1] >>

"Czas na mierzenie się z tym, co najtrudniejsze" [POSTNE PŁYTY #2] >>

zakochany w Panu Bogu ksiądz archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Badacz-amator popkultury, miłośnik polskiej muzyki. Szczęściarz. Prowadzi bloga księdza.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Piotr Kropisz SJ, s. Ewa Bartosiewicz RSCJ, Maja Komasińska-Moller

Zamiast liczyć lata kalendarzowe, policz swoje „lata duchowe”!

Daty urodzenia w dowodzie nie zmienisz, ale to, jak szybko starzejesz się psy­chicznie, w dużej mierze zależy od Ciebie. Książka, którą oddajemy w Twoje ręce, jest krokiem...

Skomentuj artykuł

Kim są zagubione dusze?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.