Franciszek na celowniku. Czy papież krył kardynała-pedofila?

Franciszek na celowniku. Czy papież krył kardynała-pedofila?
(fot. cathopic.com)
Logo źródła: WAM Andrea Tornielli, Gianni Valente

Czy to może być prawda? Ta historia miała służyć uzasadnieniu zdecydowanego żądania papieskiej rezygnacji.

Konserwatywne włoskie i amerykańskie media, które jednogłośnie opublikowały memoriał Viganò, oraz dziennikarze, którzy pomagali byłemu nuncjuszowi w zredagowaniu tekstu, powtarzają z naciskiem, że kardynał Theodore McCarrick miał spełniać funkcję "wielkiego elektora" działającego na rzecz Jorgego Maria Bergoglia w konklawe z marca 2013 roku. Zapominają jednak dodać, że ponad osiemdziesięcioletni były arcybiskup Waszyngtonu nie postawił wówczas stopy w kaplicy Sykstyńskiej. Brał udział w przygotowawczych kongregacjach generalnych i w publicznej debacie kardynałów omawiających priorytety i potrzeby Kościoła, ale nie mógł głosować ani na Bergoglia, ani na żadnego innego kandydata.

Kto wybrał papieża Franciszka?

Każdy, kto śledził przebieg konklawe z 2013 roku, wie, że rozpoczęło się ono w atmosferze niepewności, czym różniło się od poprzedniego. Osiem lat wcześniej Joseph Ratzinger wchodził do kaplicy Sykstyńskiej, mogąc liczyć na około trzydzieści zdecydowanych głosów i możliwe poparcie kolejnych kardynałów. Na ostatnim konklawe ta sytuacja się już nie powtórzyła, a kandydatur było więcej. Wybór w roku 2013 stał pod znakiem wielkiej niewiadomej. Zdecydowana większość kardynałów z USA początkowo nie zamierzała popierać arcybiskupa Buenos Aires. Kierunek, w jakim pójdą głosowania, rozstrzyga się podczas rozmów kardynałów dopiero po rozpoczęciu konklawe, kiedy można zbadać siłę kandydatur, a elektorzy po pierwszym głosowaniu zwracają uwagę na nazwiska z większym poparciem. (...) Z pewnością jednak za zamkniętymi drzwiami, przy urnie wyborczej, na trasie między Domem Świętej Marty a kaplicą Sykstyńską McCarricka nie było. Przypisywanie mu post factum roli "wielkiego elektora" wydaje się słabo umotywowane.

DEON.PL POLECA

Przekonanie o istotnej roli odegranej przez byłego arcybiskupa Waszyngtonu, przedstawiane tak, jakby to była bezdyskusyjna prawda, ma swoje źródło w konferencji, którą amerykański kardynał wygłosił 11 października 2013 roku na Uniwersytecie Villanova niedaleko Filadelfii. W jej trakcie wspomniał, że w dniach poprzedzających konklawe skontaktował się z nim pewien Włoch, "bardzo interesujący i mający wpływy w Rzymie", który zapytał go, czy uważa, że Bergoglio miałby szanse zostać papieżem. "Nie sądzę, nikt nie wymienił jego nazwiska" - odparł McCarrick. Mężczyzna odpowiedział: "On może zreformować Kościół". "Zobaczymy, co się stanie, to już Boże dzieło" - brzmiała odpowiedź kardynała, który później skomentował całe wydarzenie, mówiąc do swoich słuchaczy na uniwersytecie: "Po raz pierwszy usłyszałem o ludziach, według których Bergoglio ma szanse na wybór". McCarrick podczas kongregacji ogólnych poprzedzających konklawe, a także w kontaktach twarzą w twarz z poszczególnymi kardynałami twierdził, że byłoby dobrze wybrać Latynosa lub kogoś, kto dobrze zna Amerykę Łacińską. To wszystko. Te słowa wystarczyły, by przekształcić emerytowanego kardynała z Waszyngtonu w "wielkiego elektora" papieża Franciszka (…). Środowisko Viganò nie brało pod uwagę, że kardynał Bergoglio otrzymywał głosy już podczas poprzedniego konklawe, a przede wszystkim ignorowało fakt, że McCarrick nie brał udziału w głosowaniu.

Franciszek, podobnie jak Benedykt XVI, zostaje wybrany w ciągu jednego dnia. Kardynałowie, często przedstawiani w wiadomościach jako podzieleni na frakcje, jednoczą się i jednomyślnie wyłaniają spośród siebie nowego biskupa Rzymu. Odkąd istnieje instytucja konklawe i wybory należą do wyłącznej kompetencji kardynałów, wymagana jest większość kwalifikowana dwóch trzecich elektorów. Kościół nigdy nie może mieć papieża "z jednej strony". Wybór następcy św. Piotra musi być wyrażony głosem zdecydowanej większości, uzyskując szerokie poparcie. Późnym popołudniem 13 marca nowy papież pokazuje się wiernym z centralnej loggi bazyliki watykańskiej.

Jak pamiętamy, Carlo Maria Viganò poświęca całą końcową część swojego oskarżycielskiego dossier argentyńskiemu papieżowi. To właśnie on jest na celowniku polityczno-medialnej operacji mającej doprowadzić do swego rodzaju impeachmentu biskupa Rzymu. Kolejny znak, że w szeregach katolickiej hierarchii znajdują się prałaci, którzy zatracili podstawowe poczucie eklezjalnej przynależności, zmysł i "czucie" Kościoła. Musimy zatem powrócić do dokumentu, w którym arcybiskup zażądał rezygnacji papieża.

Biskupi w USA i ideologia

Viganò pisze, że Benedykt XVI zwołał na czerwiec 2013 roku w Rzymie spotkanie wszystkich nuncjuszy apostolskich. Jego następca pozostawił to wydarzenie w swojej agendzie, wykorzystując je jako okazję do pierwszego bezpośredniego poznania wielu z nich. Od konklawe minęły trzy miesiące, nowy papież ustanowił już Radę Kardynałów - liczącą początkowo ośmiu, następnie dziewięciu członków - mającą za zadanie pomóc mu zreformować Kurię Rzymską. Równolegle toczyły się śledztwa włoskiej prokuratury dotyczące dyrektora i zastępcy dyrektora Banku Watykańskiego oraz aresztowanego przez włoskie władze prałata Nunzia Scarana, szefa księgowości Administracji Dóbr Stolicy Apostolskiej. Na liście zadań papieża była również kwestia wyznaczenia nowego sekretarza stanu, jako że Tarcisio Bertone odchodził na emeryturę. Spotkanie z nuncjuszami nie było bynajmniej spotkaniem rutynowym.

W piątek 21 czerwca nuncjusze apostolscy zostają przyjęci przez nowego papieża w Sali Klementyńskiej. Po raz pierwszy Carlo Maria Viganò spotyka się osobiście z Jorgem Mariem Bergogliem.

Dzień przed audiencją, 20 czerwca rano, zgodnie z relacją przedstawioną w swoim dossier, Viganò wchodzi do Domu Świętej Marty, by dołączyć do swoich kolegów. W sali budynku, który stał się rezydencją papieża (Franciszek nie chciał się przeprowadzać do Pałacu Apostolskiego), nuncjusz w Stanach Zjednoczonych spotyka się z kardynałem McCarrickiem, ubranym w sutannę z kardynalskim obszyciem. Viganò twierdzi, że tak jak zawsze przywitał go "z szacunkiem". Udokumentowaliśmy na poprzednich stronach, że w niektórych przypadkach ten szacunek zamieniał się również w publicznie wyrażaną sympatię. McCarrick, mówi były nuncjusz, informuje go, że dzień wcześniej został przyjęty na audiencji. "Papież przyjął mnie wczoraj. Jutro jadę do Chin". Według Viganò zdanie to miało zawierać "ukrytą wiadomość".

Zwróćmy uwagę - kardynał nie mówi: "Papież przyjął mnie wczoraj, a jutro wysyła mnie do Chin" ani "jadę do Chin na jego polecenie". Zestawia po prostu ze sobą dwie niezależne informacje; jest oczywiste, że ta podróż została zaplanowana już jakiś czas wcześniej. Najwyraźniej McCarrick podczas spotkania z Franciszkiem poinformował go, że wyjeżdża do Chin, gdzie wcześniej bywał.

Powróćmy do historii opisywanej przez Viganò i do jego pierwszego spotkania z nowym papieżem. Po przemowie, częściowo odczytanej, a częściowo improwizowanej, Franciszek wita po kolei wszystkich nuncjuszy apostolskich. Viganò wysłuchał przemówienia, siedząc w pierwszym rzędzie. Podchodził więc do papieża, by ucałować jego pierścień, jako jeden z ostatnich, bowiem pierwszeństwo mają ci, którzy siedzą w głębi sali. Przypomnijmy sobie dramatyczny opis tego pierwszego osobistego spotkania: "Kiedy przyszła moja kolej, miałem tylko tyle czasu, aby powiedzieć «Jestem nuncjuszem w Stanach Zjednoczonych». Wówczas papież bez żadnych wstępów zaatakował mnie tonem pełnym wyrzutu: «Biskupów w Stanach Zjednoczonych nie należy ideologizować! Mają być pasterzami!». Naturalnie nie byłem w stanie prosić o wyjaśnienie sensu jego słów ani agresywnego sposobu, w jaki zwracał się do mnie".

Według Viganò papież Franciszek niemal uniemożliwił mu przedstawienie się i od razu miał się zwrócić do niego w agresywnym tonie. Niezwykle ważne jest sprawdzenie, czy w tym, jak też w innych przypadkach, dokonane przez byłego nuncjusza w USA rekonstrukcje faktów są dokładne. Oraz czy jego wspomnienia nie są do pewnego stopnia zniekształcone w świetle kolejnych wydarzeń. Dossier Viganò ma oczywisty i deklarowany cel, jakim jest postawienie papieża Franciszka w stan oskarżenia, aby zmusić go do zrzeczenia się urzędu. Sprawa McCarricka jawi się jako instrumentalny pretekst do osiągnięcia tego celu. Postawa i słowa wypowiedziane przez Bergoglia do Viganò podczas tego krótkiego spotkania wydają się błędnie zinterpretowane. Były nuncjusz opisał papieża rozgniewanego na swojego ambasadora w Stanach Zjednoczonych, papieża tak bardzo zdecydowanego dokonać zmian w nominacjach amerykańskich biskupów, że w brutalny i niegrzeczny sposób atakuje swojego ambasadora, gdy tylko widzi go po raz pierwszy w życiu.

Wybiórcza pamięć nuncjusza Viganò

Czy to może być prawda? Nie wydaje się. Carlo Maria Viganò nie został 21 czerwca werbalnie zaatakowany przez Franciszka i jego wspomnienia nie są precyzyjne. Są wygodną rekonstrukcją, użytą do wzmocnienia nienawiści wobec papieża. Rekonstrukcja ta krąży w Internecie, budując obraz Ojca Świętego jako osoby autorytarnej i agresywnej.

Na nieszczęście dla Viganò i jego niekiedy selektywnej pamięci istnieją nagrania tego pierwszego spotkania, dostarczone przez kamery Telewizyjnego Centrum Watykańskiego, które zarejestrowały spotkanie z wszystkimi nuncjuszami papieskimi 21 czerwca 2013 roku. Nagrywane były także rozmowy, choć w momencie, gdy papież zaczyna mówić coś do ucha każdego nuncjusza, upublicznione nagrania zostają ucięte, aby nie naruszać prywatności zainteresowanych. Wciąż jednak są to wymowne obrazy, które pokazują, że wspomnienia Viganò są raczej nieadekwatne do rzeczywistej sytuacji.

Po pierwsze, papież wita nuncjusza z uśmiechem i życzliwie. Tak samo jak wszystkich innych, jak zawsze podczas audiencji i jak to robił jego poprzednik. Gdy tylko dowiedział się, że staje w obliczu nuncjusza w Stanach Zjednoczonych, Franciszek nie zaatakował go "bez żadnych wstępów […] tonem pełnym wyrzutu". Wręcz przeciwnie. Papież Bergoglio serdecznie dziękuje Viganò za pracę, którą wykonuje: "Dziękuję za wykonywaną pracę". Zaraz po tym twarz papieża staje się po prostu trochę bardziej poważna, jak to się dzieje za każdym razem w podobnych okolicznościach, kiedy chce zakomunikować coś ważnego; ci, którzy zawodowo analizują nagrania z tego typu spotkań, wiedzą o tym dobrze. I zaraz potem papież mówi cicho, bardzo spokojnym głosem, bez agresji: "W Stanach Zjednoczonych…". Tutaj nagranie się urywa: telewizja watykańska nie ujawnia słów wymienianych przy takich okazjach.

Zostało więc udokumentowane, że Franciszek nie był agresywny, nie zaatakował Viganò, nie skarcił go. Po prostu nowy papież informuje swojego ambasadora w Stanach Zjednoczonych o trosce dotyczącej powoływania biskupów. Bez agresji, bez mrocznych tonów, z przyjazną gestykulacją. Z jakich powodów wspomnienia Viganò są tak nieprecyzyjne i zniekształcone?

Dwa dni po tym pierwszym przelotnym spotkaniu Viganò ma okazję porozmawiać z papieżem przez dłuższy czas. Pozostając pod wrażeniem słów Bergoglia, ówczesny nuncjusz w USA prosi o audiencję i uzyskuje ją w bardzo krótkim czasie, w niedzielę 23 czerwca rano, na godzinę przed Aniołem Pańskim w papieskim apartamencie w Domu Świętej Marty.

Viganò pyta papieża, co chciał mu przekazać podczas spotkania w miniony piątek. Franciszek odpowiada "zupełnie innym, przyjacielskim, wręcz tkliwym tonem: «Tak, biskupów w Stanach Zjednoczonych nie należy ideologizować, nie powinni być prawicowi, jak arcybiskup Filadelfii (papież nie wymienił jego nazwiska), mają być pasterzami; i nie powinni być lewicowi - dodał, podnosząc obie ręce - a kiedy mówię ‘lewicowi’, mam na myśli homoseksualistów»".

Następnie Franciszek - trzymamy się wersji opowiedzianej przez Viganò - miał zapytać: "Jaki jest kardynał McCarrick?". Nuncjusz reaguje następująco: "Ojcze Święty, nie wiem, czy Wasza Świątobliwość zna kardynała McCarricka, ale w Kongregacji do spraw Biskupów znajdują się liczne akta na jego temat. Zdeprawował całe pokolenia seminarzystów i księży, a papież Benedykt nakazał mu usunąć się i prowadzić życie modlitwy i pokuty". Franciszek miał tego nie skomentować.

Dwie kwestie: Viganò nie mówi papieżowi z własnej inicjatywy o niemal osiemdziesięciotrzyletnim McCarricku, który przez bez mała siedem lat nie słucha instrukcji ani zaleceń watykańskich, a nuncjuszom apostolskim Sambiemu i Viganò oraz władzom rzymskim - dwóm prefektom Kongregacji do spraw Biskupów i samemu Benedyktowi XVI - nie udaje się go okiełznać. Według Viganò papież zadaje pytanie o kardynała, gdyż "najwyraźniej chciał się upewnić, czy jestem sojusznikiem McCarricka, czy też nie". Dedukcja, a raczej wymysł.

Podczas tej trwającej czterdzieści minut audiencji nuncjusz w Stanach Zjednoczonych nie przedstawia dokumentów, nie przekazuje nowemu papieżowi żadnej noty. Nie rozmawia z nim o McCarricku, który od lat jest na emeryturze. Jeśli jego wspomnienia są wyraźne - choć biorąc pod uwagę omówione przed chwilą spotkanie w Sali Klementyńskiej, można w to wątpić - ogranicza się tylko do powiedzenia Franciszkowi, że w Kongregacji do spraw Biskupów istnieje dokumentacja świadcząca przeciwko kardynałowi i że papież Ratzinger wezwał go do życia w modlitwie. Nie mówi, że McCarrick nigdy nie był posłuszny otrzymanej instrukcji i że w poprzednich latach nikt nie był w stanie skłonić go do jej respektowania.

Franciszek, jeśli wierzyć rekonstrukcji zawartej w dossier Viganò, nie reaguje, pomija sprawę milczeniem. Ale też nie decyduje się na modyfikację decyzji swojego poprzednika, o której wcześniej nie wiedział. Papież nie komunikuje nuncjuszowi ani podczas audiencji w czerwcu 2013 roku, ani później zamiaru zniesienia domniemanych sankcji. Nie ma podstaw, by uważać, że istniały jakiekolwiek wskazówki papieża Bergoglia lub jego współpracowników z Kurii Rzymskiej dotyczące złagodzenia instrukcji Benedykta XVI. Krótko mówiąc, McCarrick nie zostaje w żaden sposób "uwolniony" decyzją nowego papieża od ograniczeń ustanowionych podczas poprzedniego pontyfikatu.

Rekonstrukcja Viganò, zgodnie z którą McCarrick miałby zostać zrehabilitowany i zwolniony z poprzednich sankcji w 2013 roku, wydaje się więc tendencyjna. To wygodna, niezgodna z faktami wersja, zbudowana po to, by oskarżyć Franciszka o krycie seksualnego przestępcy. Ma ona służyć uzasadnieniu jego zdecydowanego żądania papieskiej rezygnacji.

To fragment książki "Dzień sądu" wydanej przez Wydawnictwo WAM. Więcej znajdziesz tutaj.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Gianni Valente, Andrea Tornielli

Dzisiejszy Kościół przypomina bardziej pole bitwy niż szpital polowy. 

Jak doszło do tego, że arcybiskup Carlo Maria Viganò napisał szokujące dossier, w którym oskarżył papieża o krycie seksualnego przestępcy i zażądał jego dymisji? Kto...

Skomentuj artykuł

Franciszek na celowniku. Czy papież krył kardynała-pedofila?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.