Lubię spowiedź. Wtedy czuję, że Jezus mnie przytula
"Zaczęłam modlić się o kapłana gdzieś bliżej, najlepiej by był z mojej parafii. Gdy pojawił się nowy wikary, wiedziałam, że jest osobą, o którą się modliłam".
Gdy w tekście Mamo, nie zaniedbuj swojej duszy napisałam o dzienniku duchowym i spowiedzi, pytaliście jak to jest u mnie - tak na prawdę.
Zebrałam Wasze pytania, podzieliłam na dwie części i oto pierwsza tura moich odczuć, myśli, wątpliwości (a jakże!). Zapraszam!
Co lepsze - stały spowiednik czy nieznajomy ksiądz? Dlaczego?
Patrząc wstecz na ostatnie 16 lat mojego życia, widzę, że u mnie dominuje to pierwsze. Od lat korzystam z pomocy stałych spowiedników (stały, to dla mnie taki, do którego chodzę co najmniej rok). Pamiętam czas, gdy było dla mnie trudne mówienie do człowieka, który mnie zna. Z czasem, gdy zobaczyłam plusy chodzenia do tego samego kapłana, nie potrafiłam już inaczej (albo przychodziło mi to z trudem). Dlaczego?
- nie muszę za każdym razem się przedstawiać i mówić rzeczy oczywistych (np. że jestem żoną i mamą, bez etatowej pracy, nie muszę opisywać swojej codzienności)
- ksiądz wie na jakim etapie życia duchowego jestem, że byłam na rekolekcjach ignacjańskich, że kocham modlić się muzyką - niby nic, a bardzo wiele - nie ma czasu na takie opowieści za każdym razem przy spowiedzi
- ksiądz, do którego kolejny raz przychodzę z tym samym grzechem, będzie widział, że to problem, którym trzeba się zająć, że trwa długo i sobie z nim nie radzę
- kapłan, który mnie zna, lepiej dobierze do mnie naukę i pokutę - doświadczam tego ostatnio bardzo mocno!
Jak nauczyć się mówić szczerze do człowieka, który mnie zna?
Ja lubię spowiedź, poważnie. Nie dlatego, że mogę sobie iść pogadać, bo na to nie ma miejsca w konfesjonale. Lubię ją, bo czekając na swoją kolej czuję się jak w poczekalni. Nagle otwierają się drzwi, a tam… Jezus, który mnie przytula. To jest spowiedź, jakiej doświadczam!
Dlatego nie boję się mówić, nie wstydzę się człowieka (który jest takim samym grzesznikiem jak ja…). Czasem wstydzę się grzechu, nawet bardzo. Ale skoro grzeszenie mi się udało, to i powiedzenie o tym się uda. Sprawdzałam, działa!
Mnie wbrew pozorom mówi się łatwiej do kapłana, który mnie kojarzy i któremu ufam. Nie do każdego księdza bym poszła, dlatego warto przemyśleć, gdzie się idzie, albo - iść tam, gdzie mnie znają. Choć bardziej - gdzie ja znam ich.
Jak znaleźć stałego spowiednika? Gdzie szukać, na co zwrócić uwagę?
Przez wiele lat spowiadałam się u Jezuitów, choć ostatnie miesiące pokazały, że dojeżdżanie do sąsiedniego miasta jest trochę uciążliwe. Zaczęłam modlić się o kapłana gdzieś bliżej, najlepiej by był z mojej parafii (10 minut pieszo, to jest to!).
Modlitwę zaczęłam w czerwcu… Miałam głębokie wewnętrzne przeczucie, że Jezus cieszy się z mojej prośby i że ją spełni. Zaczęłam więc pytać: kto? Tak, miałam swoje typy, nawet dwa. I wtedy oba typy wysłano na studia. Ha, ha, ha, Panie Jezu, więc jak to?
Wierzyłam, że to wewnętrzne zapewnienie jest prawdziwe, czułam w sobie duży pokój. Gdy w lipcu pojawił się nowy wikary, wiedziałam, że jest osobą, o którą się modliłam. Nie znałam go, widziałam pierwszy raz i czułam (?), że jest osobą, której szukam. Zwyczajnie, po prostu - moje serce już wiedziało. Módl się, zadawaj konkretne pytania i słuchaj swojego serca.
Pomyślałam na czym mi zależy - wiedziałam, że łatwiej będzie mi mówić do młodego kapłana (a że sama jestem po 30, nie jest mi trudno znaleźć kogoś w podobnym wieku), takiego, który w swoich kazaniach będzie mówił o Bogu i Jego miłości. To mi wystarczyło…
Tutaj pojawia się problem praktyczny - jak podejść do księdza, którego się nie zna? Cztery lata temu podeszłam po prostu po mszy, do zakrystii i powiedziałam kapłanowi, że potrzebuję spokojnej spowiedzi, pytając czy znalazłby dla mnie czas. Tak, miałam stan przedzawałowy!
Pół roku temu zrobiłam inaczej. Zapytałam kapłana, kiedy ma dyżur w konfesjonale (mailem, bo zbyt wiele kosztowało mnie zwyczajne podejście po mszy). Dostałam odpowiedź i poszłam. Pierwszy, drugi, piąty raz - ksiądz mnie kojarzy i wie, kim jestem, gdy mija mnie na ulicy… A spowiedzi u niego dają mi wielkie duchowe owoce.
Czasem może się zdarzyć, że pójdziesz raz, drugi i nagle okaże się, że nie potrafisz zaufać - szukaj dalej i módl się o pokazanie ci odpowiedniej osoby.
W Polsce mamy masę dobrych, wspaniałych spowiedników - czasem żyją w małych, niepozornych parafiach. To, czy go odkryjesz, zależy też od ciebie.
Konfesjonał czy rozmowa twarzą w twarz?
U Jezuitów spowiadałam się, siedząc naprzeciwko kapłana. Teraz spowiadam się w konfesjonale. Jaka jest różnica? Jeśli krępujesz się ludzkiego wzroku - wybierz konfesjonał. Nie każdy kapłan chce spowiadać poza konfesjonałem, warto na to zwrócić uwagę i zwyczajnie o to zapytać wprost.
Mnie w konfesjonale jest dobrze. Wiem, że ksiądz widzi tyle, ile musi. Jak ma choć gram empatii to wyczuwa też emocje czy duchowy stan. Do tego nie potrzeba patrzeć ludziom głęboko w oczy. Jeśli planujesz długą spowiedź (np. po latach przerwy) polecam jednak usiąść - by nie skracać spowiedzi z racji bólu kolan.
Każda opcja jest dobra, byle by było szczerze i z serca. Byle by była twoja.
Jak zrobić dobry rachunek sumienia?
Jest w sieci fenomenalny filmik o. Szustaka - polecam. Robię właśnie tak jak radzi o. Adam. Dodać mogę jedynie słowa: trening czyni mistrza! Im więcej się modlisz, tym więcej i łatwiej widzisz.
Co mi "daje" spowiedź?
Przytulenie (choć fizycznie nikt mnie nie przytula), pokój serca, radość, wskazówki na najbliższy czas, wolność. Frazesy? Nie dla tego, kto ich doświadczył. Warto czasem ruszyć w nieznane, mimo zranień, obaw i lęków. Bóg przygotował więcej, dla każdego z nas.
Tekst pochodzi z bloga niezawodnanadzieja.blog.deon.pl.
Skomentuj artykuł