3 dobre drogi do odkrycia swojego powołania
Czasami stajemy przed dylematem: iść do zakonu czy zostać matką, zostać księdzem czy mężem. Albo już na dalszej drodze: zostać w tej firmie czy poszukać innej pracy. Jak dobrze wybrać?
Ostatni tydzień wakacji spędziłem w Taizé. Jest to malownicze miejsce na francuskiej prowincji - przepełnione prostotą, radością i miłosierdziem. Co tydzień odwiedzają je tysiące osób z całego świata, ze wszystkich chrześcijańskich kościołów, aby trwać na wspólnej modlitwie, słuchać słowa Bożego i dzielić się nim w odniesieniu do własnego doświadczenia. Każdy przyjeżdża z konkretną intencją, a większość osób, z którymi rozmawiałem - aby odkryć powołanie.
To była również moja intencja. I dlatego podczas wywiadów poruszałem ten temat w rozmowach z osobami z całego świata, które szukają swojej drogi lub już nią podążają. Na podstawie tych konwersacji wyodrębniłem trzy sposoby pomagające rozeznać powołanie. Dodatkowo pojawiło się kilka propozycji narzędzi i kilka ważnych prawd, o których warto pamiętać podczas poszukiwań.
Istnieją różne drogi pozwalające odkryć powołanie - każdy musi wybrać swoją. Poniżej przedstawiam trzy z nich, którymi podążali moi rozmówcy.
1. Droga z Taizé
Pierwszy sposób poszukiwania został wspomniany na wykładzie prowadzonym przez jednego z braci ze wspólnoty Taizé. Już sam tytuł tego wykładu może okazać się pomocny - Jak usłyszeć Boże wezwanie w naszym życiu. Pojawia się tutaj pierwsza ważna prawda - powołanie jest Bożym wezwaniem skierowanym konkretnie do nas. Cały wykład był oparty na czterech filarach.
- Pragnienie Boga oznacza nie tylko zgodę na obecność Chrystusa w naszym życiu, ale również chęć nieustannego spotykania się z Nim, tak jak było to w przypadku Zacheusza, który wszedł na sykomorę, aby ujrzeć Jezusa. Sama chęć spotkania się z Bogiem i zaproszenie Go do naszego życia skutkuje tym, że On sam przychodzi do nas i oferuje pomoc. Kolejny krok jest po naszej stronie.
- Jest nim słuchanie Boga, jeden z najważniejszych i zarazem najpiękniejszych elementów relacji ze Stwórcą. Tylko jak usłyszeć Boże wezwanie? W tym przypadku jest podobnie jak z rozeznawaniem powołania - istnieje wiele sposobów, a każdy musi odkryć swój, ten który dla niego jest stworzony. Kiedyś, w okresie pustyni duchowej, przeczytałem świetny mem: "Jeżeli nie słyszysz Bożego głosu, przeczytaj go". Bóg cały czas mówił do mnie poprzez Pismo Święte, a mnie wydawało się, że panuje zupełna cisza. Czy to jedyna możliwa forma? Oczywiście, że nie. Boże wezwanie możemy usłyszeć w wypowiedziach świętych, dziełach teologicznych, kazaniach, na spowiedzi, a nawet w wywiadach! W Wielkim Poście zadałem Panu Jezusowi pewne pytanie. Następnego dnia, podczas wspólnotowej kolacji, podeszła do mnie koleżanka i tak po prostu zacytowała fragment Dzienniczka św. Faustyny, który był odpowiedzią na moje pytanie. Bóg przychodzi do nas nie tylko bezpośrednio, ale i przez drugiego człowieka czy konkretne sytuacje. Cytując słowa mojej przyjaciółki: "przypadek to nic innego jak działanie Pana Boga". Musimy otworzyć się na różne formy rozmowy. A kiedy już usłyszymy Boże wezwanie, kolejnym etapem będzie przyjęcie odpowiedniej postawy.
- Zaufanie to trzeci krok na naszej drodze. Kiedy ktoś poprosi nas, abyśmy zaczęli żyć według nowych zasad, co czasami wiąże się z rezygnacją ze wszystkiego, co do tej pory znaliśmy, nie zgodzimy się na tę propozycję, chyba że ufamy tej osobie bezgranicznie. Najciekawszym przykładem są tutaj apostołowie: Jezus, przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, rzekł do Piotra, Andrzeja, Jakuba i Jana, aby poszli za Nim. Wyobraźmy sobie tę sytuację: jesteśmy w pracy albo pomagamy rodzicom, kiedy nagle przychodzi Jezus i wzywa nas do porzucenia wszystkiego, co robimy w tym momencie. Pewnie zaczęlibyśmy się tłumaczyć, że w porządku, ale tylko dokończę projekt, bo deadline goni, albo obiecałem pomóc tacie w naprawie samochodu. A co robią apostołowie? "Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim" oraz: "a oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim". Jak zaufać Bogu? Kiedy poznamy Go jako Ojca, który nie dość, że jest wszechwiedzący, ale i nieskończenie miłosierny, zrozumiemy, że jako zakochany w swoich dzieciach Tata chce dla nas dobra, a że przy okazji ten Tata jest Bogiem, to wie, co jest dla nas najlepsze. Aby komuś zaufać, trzeba go najpierw dobrze poznać. A co dalej?
- Z zaufaniem wiąże się ostatni filar, czyli podjęcie ryzyka. W tym momencie pragniemy obecności Boga w naszym życiu, słuchamy, potrafimy Go usłyszeć i ufamy Jego słowu. Pozostał ostatni krok, aby wejść na drogę naszego powołania. Najpierw musimy zadać sobie pytanie - po co podejmujemy ryzyko: aby przegrać czy aby wygrać? Oczywiście z drugiego powodu. Nie wiemy, co wydarzy się na tej drodze, jakie będą konsekwencje naszej decyzji, ale możemy być pewni jednego: Boże wezwanie jest powołaniem do zwycięstwa. Zgadzając się na podążanie za Jego głosem, możemy być pewni, że ta droga prowadzi ku dobremu. Głównym motywatorem do podjęcia ryzyka jest wiara w miłosierdzie naszego Ojca. I kolejny raz przykład na to, jak powinniśmy się zachować, możemy odkryć w przypowieściach: o skarbie i o perle. Kiedy odkryjemy nasze powołanie, to odnajdziemy królestwo Boże w naszym życiu. Myślę, że zgodzimy się, że jest ono warte sprzedania wszystkiego, co mamy i zainwestowania wszystkiego, co posiadamy, aby je zdobyć.
2. Wybór z kilku możliwych dróg
Czasami stajemy przed dylematem: iść do zakonu czy zostać matką, zostać księdzem czy mężem. Albo już na dalszej drodze: zostać w tej firmie czy poszukać innej pracy. Ostatnio miałem okazję porozmawiać z osobami, które przez pewien czas były w seminarium, ale po kilku latach zdecydowały się je opuścić. Tym, co łączyło ich wypowiedzi, było stwierdzenie, że nie żałują swojej decyzji o podjęciu tej drogi. Dlaczego? Bo dzisiaj są pewni, że kapłaństwo nie było ich życiowym celem. Wypróbowali jedną opcję i przekonując się, że nie jest to ich powołanie, upewnili się co do właściwego wyboru. Tym samym uchronili się przed wyrzutami sumienia, które mogłyby się pojawić po jakimś czasie, gdyby nie spróbowali:, a co, jeśli miałem zostać księdzem?".
Jedna z wypowiedzi szczególnie przykuła moją uwagę: każde rozpalenie serca czemuś służy. Może te dwa lata w seminarium miały głębszy sens. Może poczucie powołania do wybrania zakonu miało coś ukazać w naszym życiu? Poruszenie serca w stronę powołania, nawet jeżeli po pewnym czasie okaże się, że nie jest ono naszą drogą, to nie przypadek, ale zamierzone działanie Boga mającego konkretny cel.
Wracając do próbowania różnych dróg - wbrew powszechnej opinii nasze życie jest naprawdę długie i w perspektywie kilkudziesięciu lat (dodajmy - przeżytych w zgodzie ze sobą i Bożym planem) poświęcenie roku, dwóch czy nawet pięciu lat na rozeznawanie i doświadczanie nie jest żadnym kosztem. Jest inwestycją. Życie jest jedno i lepiej dać sobie czas na początku, aby odkryć właściwą drogę, niż dosłownie zmarnować kilkadziesiąt lat błędną decyzją.
Czasami nie mamy możliwości pójścia kilkoma ścieżkami albo jest to zbyt kosztowne. Wtedy możemy wspomóc się wyobraźnią. Nie jest to sposób równie efektywny co przeżycie pewnych sytuacji na własnej skórze, ale kiedy nie mamy innego wyjścia, warto tego spróbować. Istnieją sprawdzone metody, jak np. coaching, które pomogą nam przejść przez proces wyobrażania sobie różnych możliwości.
3. Odkrywanie siebie i doświadczanie
Trzeci sposób jest mi najbliższy, ponieważ sam go z powodzeniem zastosowałem. Jest wymagający i długotrwały, ale efektywny. Na początku musimy wrócić do pewnego momentu w naszym życiu…
Każdy z nas rodzi się z pewnym zestawem genów, z konkretnymi uwarunkowaniami, które wpływają na naszą osobowość i charakter. Są one zgodne z naszą naturą, z naszą biologią. W trakcie dzieciństwa i dojrzewania chłoniemy różne wzorce, przekonania i doświadczenia. Nie zawsze są one dobre i zgodne z naszą naturą. Powoli zatracamy osobowość, z którą się urodziliśmy. Przestajemy być sobą i stajemy się zlepkiem rożnych wpływów. Oczywiście nie jesteśmy w stanie nic na to poradzić, przynajmniej do pewnego momentu - gdy wchodzimy w dorosłość, pojawia się samoświadomość i wtedy mamy możliwość zaobserwowania składowych budujących naszą osobę. Dlaczego o tym piszę?
Bóg tchnął w nas życie, zaprojektował nas i dał określone powołanie. Wpływy środowiska mogły przysłonić naszą naturę, która jest zgodna z Bożym wezwaniem. Stając się dziećmi, czyli odbudowując nasze naturalne predyspozycje, odkrywamy siebie takimi, jak nas stworzono. Podajmy w wątpliwość nasze przekonania i wartości: zostawmy te, które są zgodne z naszymi naturalnymi predyspozycjami i odrzućmy te, które do nich nie pasują. Oczywiście należy robić to rozsądnie, kierując się dobrem i rozeznając, co przybliży nas do Boga, a co zaszkodzi naszej relacji. Jest to trudny i długotrwały proces.
Nie bez przyczyny okres bycia dzieckiem jest najmilej wspominany. Nie dlatego, że zapomnieliśmy o złych momentach, ale dlatego, że byliśmy sobą. Kiedy już jako dorośli znów zaczniemy być sobą, pojawi się utracone poczucie szczęścia. Wtedy będzie nam łatwiej odkryć powołanie.
Jeden z moich rozmówców powiedział, że Duch Święty obdarza nas konkretnymi talentami. Nie są to zdolności przypadkowe, ale służące danej osobie, aby mogła ona jak najlepiej świadczyć o Jezusie. Podążanie za wrodzonymi predyspozycjami jest odpowiedzią na Boże wezwanie. Tak jak w przypowieści o talentach (która nie mówi o naszych kompetencjach, ale jak najbardziej sprawdza się również w ich przypadku): nie możemy ich zakopać, ale musimy je pomnażać i rozwijać.
Kiedy przepracowałem własny charakter, zacząłem zdobywać doświadczenie zawodowe. W tzw. międzyczasie mocno pracowałem nad rozwojem duchowym. To pozwoliło mi na odkrycie i sprecyzowanie mojej życiowej misji. Mając doświadczenie w różnych zawodach, zastanowiłem się, w których mogę realizować moje zadanie. Dzięki temu znacząco zawęziłem listę możliwych ścieżek kariery. Jednocześnie wszystkie decyzje, które musiałem podjąć, uzależniłem od jednego pytania - który wybór przybliży mnie do osiągnięcia celu mojej misji?
Poszukiwanie powołania trwało dokładnie trzy lata. Nie był to łatwy czas, ale warty podjęcia walki o odkrycie właściwej drogi. Na początku poszukiwań zaprosiłem Boga, aby mnie prowadził i był przez cały ten czas przy mnie. Wielokrotnie do mnie przemawiał - czy to bezpośrednio, czy przez Słowo, czy przez innych ludzi, czy przez konkretne sytuacje. To Jemu zawdzięczam sukces w odkryciu powołania. Złota zasada każdej drogi - powierzyć się Bogu i ora et labora!
Zbliżając się ku zakończeniu… Wszystko, co robimy, powierzajmy Bogu: nasze drogi, nasze poszukiwania. Opisałem trzy możliwe podejścia do odkrywania powołania. Każdy musi dopasować je do siebie czy to w całości, czy korzystając tylko z niektórych elementów. Jedno jest pewne: trzeba to zrobić świadomie i być otwartym na Boże wezwanie. W moich rozmowach o powołaniu pojawiło się kilka "narzędzi", które ułatwiają rozpoczęcie i prowadzenie poszukiwań: rekolekcje ignacjańskie, pobyt czy wolontariat właśnie w Taizé oraz coaching. Jest to tylko kilka propozycji, a możliwych na pewno jest więcej.
Na koniec zostawiam Was z kilkoma pytaniami (tylko nie odpowiadajcie na wszystkie od razu!):
1) Czy powierzyłem swoje życie Bogu?
2) Czy poprosiłem Boga o pomoc?
3) Czy żyję w myśl zasady ora et labora?
4) Czy dopasowuję Boga do moich planów, czy to ja dostosowuję się do Bożego planu?
5) Jaka jest moja droga do odkrycia powołania?
6) Co może mi w niej pomóc? (Rekolekcje, podróże, cisza…)
Tekst ukazał się na blogu "Dżentelman"
Skomentuj artykuł