Co zrobić z wrogami Kościoła?
Popis Nergala to godne pożałowania efekciarstwo, przekroczenie granic elementarnej kultury i co tu dużo mówić, walka z chrześcijaństwem. Werdykt sędziego okazał się taki, a nie inny, ponieważ na taką niepewność i dowolność skazało go nieprecyzyjne prawo, ale i pewnie skrywane uprzedzenie wobec Kościoła.
Adam Darski - Nergal został uniewinniony przez Sąd Rejonowy w Gdyni za publiczne podarcie i nazwanie Pisma św. "księgą kłamstw" podczas koncertu grupy Behemoth w 2007 roku. Przypomnijmy, że doniesienie o popełnieniu przestępstwa złożyła grupa posłów PiSu wespół z Romanem Nowakiem, przewodniczącym Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami, po obejrzeniu fragmentu koncertu w Internecie.
W uzasadnieniu werdyktu sędzia Krzysztof Więckowski stwierdził, że Nergal nikogo nie zamierzał obrażać, a rozrywanie Biblii na strzępy to po prostu "forma sztuki wpisanej w stylistykę grupy Behemoth". Ponadto dodał, że "podczas koncertu był zakaz jego rejestracji i upubliczniania. Warto przypomnieć, że bezpośredni uczestnicy koncertu, którzy zeznawali w procesie, jako świadkowie, deklarujący wiarę chrześcijańską, przyznawali, że zachowanie oskarżonego nie obraziło wówczas ich uczuć".
Artykuł 196 Kodeksu Karnego stwierdza, że "kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".
Wszystko jednak rozbija się o interpretację słów i faktów. Jeśli dochodzi do takich przestępstw jak zabójstwo, kradzież, oszustwo stosunkowo łatwo znaleźć dowody, bo są namacalne, obiektywne. Nieco trudniej, chociaż wciąż jest to możliwe, zasądzić komuś karę, jeśli żyjąca osoba zostanie publicznie nazwana świnią i poczuje się urażona. Tutaj w grę wchodzi czynnik subiektywny. Najtrudniej jednak znaleźć miarodajne kryterium w kwestii obrazy uczuć religijnych, skoro z punktu widzenia prawa cywilnego Bóg należy do sfery osobistych przekonań, a religijne oburzenie pośród ludzi wierzących też nie rozkłada się równomiernie. Jedni poczują się danym aktem znieważenia dotknięci, a drudzy nie.
Słowem, im mniej obiektywizmu, tym, według prawa, gorzej dla sprawy. Co najwyżej można mówić o pośrednim naruszeniu dóbr osobistych obywateli, jeśli takim dobrem jest wiara w Boga i przynależące do niej symbole religijne. Osądzenie tego typu wykroczeń zawsze towarzyszyć będzie pewna arbitralność, dopóki art. 196 pozostawi się w obecnym, podatnym na szeroką wykładnię, brzmieniu. Nie istnieje bowiem w aktualnym polskim prawie spójna definicja religii, uczuć religijnych, nie mówiąc już o znieważeniu tych uczuć, co należy przypisać legislacyjnemu niechlujstwu i braku spójności systemu prawa. Wygląda więc na to, że interpretacja art. 196, leży wyłącznie w gestii sędziego i jego światopoglądu. Niemal wszystko zależy więc od tego, kto rozpatruje sprawę.
Między innymi z tego powodu uzasadnienie wyroku w sprawie Nergala okazuje się niezwykle pokrętne. Najpierw definicja słowa "znieważenie" Do takowego, zdaniem sędziego, nie doszło, bo to koncert, czyli sztuka, więc można mówić i robić, co się chce. Nie wiadomo więc, gdzie przebiega granica między znieważeniem a szacunkiem. A po drugie, słuchacze koncertu nie poczuli się obrażeni (argument subiektywny). W końcu, zdaniem sędziego, nie był to akt publiczny, ponieważ musiałyby na nim być również osoby postronne, (którzy poczuliby się zranieni takim ekscesem), a Nergal skierował swój do "określonej i hermetycznej publiczności". Czyli to, co dzieje się w obrębie publiczności, która podziela te same poglądy i idee, nie jest aktem publicznym, lecz jedną z form zachowań prywatnych tak jakbyśmy podarli sobie Biblię w domu.
Na tym lista niejasności się nie kończy. Sąd z jednej strony argumentuje, że w tym “artystycznym" wyczynie w ogóle nie chodzi o wiarę, lecz o sztukę. Z drugiej strony powołuje się jednak na rzekomą wiarę chrześcijańską pewnych uczestników koncertu, których zniszczenie Pisma św i obelgi pod adresem tej księgi i Kościoła w ogóle nie wzruszyły. A więc de facto jest to sprawa o podłożu religijnym.
Jak zdefiniować obrażanie uczuć religijnych? Skąd biorą się takie uczucia? Według mnie, są one owocem relacji z Bogiem (jakkolwiek by Go w tym momencie nie rozumieć), zupełnie podobnie jak w relacjach międzyludzkich. Jeśli ktoś jest mi bliski, więzi uczuciowe są czymś naturalnym. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Jego radość, będzie moją radością. Jego smutek i ból, wywoła we mnie smutek i współczucie. Jeśliby więc ktoś podarł zdjęcie mojej mamy, ojca lub przyjaciela, wylewając przy tym na nich przysłowiowy kubeł pomyj, na pewno nie pozostałbym niewzruszony. Przede wszystkim ogarnąłby mnie gniew, bo jednak moi bliscy nie są żadnymi przedmiotami czy śmieciami.
Wprawdzie Pismo św. to w świetle prawa nie to samo co zdjęcie bliskiej mi osoby, ale dla ludzi wierzących jest szczególnym znakiem obecności Boga, który do nas przemówił. Znieważenie tego Słowa w jakiejkolwiek formie musi wywołać w nich przynajmniej smutek, bo Bóg nie powinien być dla nich abstrakcyjną ideą lub wymysłem, lecz osobą, z którą łączy ich bliska więź.
Niektóre osoby niewierzące w Boga nie potrafią sobie wyobrazić, że można być w relacji z kimś, kogo się nie widzi i nie sposób udowodnić Jego istnienie. Dla nich Bóg jest niebytem. Uważam jednak, że osoba niewierząca, nawet jeśli odrzuca nadprzyrodzony charakter tej księgi, w imię elementarnej kultury powinna uszanować fakt, że ktoś może myśleć inaczej, nawet jeśli z jej punktu widzenia wierzący pozostaje pod wpływem “fałszywej świadomości".
W internecie Nergal z radością powiadomił swoich fanów, że "szatan znowu wygrał". Ta wypowiedź utwierdza mnie w przekonaniu, że piosenkarz działał, wbrew temu co stwierdził sędzia, w "bezpośrednim, a nie ewentualnym zamiarze" obrażenia wierzących, chociaż ich tam nie było. Dla mnie popis Nergala to godne pożałowania efekciarstwo, przekroczenie granic elementarnej kultury i co tu dużo mówić, walka z chrześcijaństwem. Werdykt sędziego po części okazał się taki a nie inny, ponieważ na taką niepewność i dowolność skazało go nieprecyzyjne prawo. Ale również nie zabrakło mu mętnego krętactwa i skrywanego uprzedzenia wobec Kościoła. Jeśli chcemy, żeby było inaczej, należy dążyć do zmiany zapisu paragrafu 196.
W dyskusjach internetowych pojawia się argument, że Nergal nie zniszczyłby publicznie Koranu, ponieważ mogłoby się to dla niego skończyć tragicznie. Być może. Nie powinniśmy jednak jako chrześcijanie nad tym zanadto ubolewać, że my nie uciekamy się już do takich sposobów radzenia sobie z inaczej myślącymi. Co to bowiem za rycerz, który uderza w “słabszych", bo wie, że nic mu się za to nie stanie. Nie jest to przejaw odwagi, lecz lęku.
Ponadto, Chrystus nie kazał oddawać nieprzyjaciołom pięknym za nadobne. Przeciwnie, nawoływał do miłości nieprzyjaciół. Z punktu widzenia Boga jest to akt heroizmu. A dla szatana, słabość i głupota. Jeśli więc wierzymy w działanie sił złego w tym świecie, nie dziwmy się, że szczególnie dostaje się Kościołowi Katolickiemu i chrześcijaństwu.
Pozostaje jeszcze zapytać, jak wobec tego, my chrześcijanie powinniśmy w takich sytuacjach reagować? Czy nagłaśnianie tego typu spraw rzeczywiście służy dobru chrześcijaństwa? Rozumiem, że oskarżyciele kierowali się dobrymi chęciami i pragnęli zapobiec podobnym incydentom w przyszłości. Czy jednak, realistycznie rzecz biorąc, jest to możliwe do osiągnięcia? Czy bezpośrednia próba zwalczenia wrogiego antyreligijnego zachowania nie grzeszy dzisiaj pewną nieroztropnością?
Skutek całego przedsięwzięcia okazał się bowiem odwrotny do zamierzonego. Po pierwsze, zamieszanie wokół Nergala przydało mu "niechlubnej" chwały i posłuchu. Jeszcze dwa tygodnie temu nawet o nim nie słyszałem. A o to właśnie chodzi takim prowokatorom. Po drugie, nie łudźmy się, w obecnym systemie prawnym i ustroju państwowym wyrokami sądów nie zamknie się ust osobom pokroju Adama Darskiego. Nie wyeliminujemy również, chyba że przemocą, tych, którzy są wrodzy chrześcijaństwu czy w ogóle religii.
Po trzecie, w historii Kościoła zawsze pojawiali się na jego drodze zagorzali krytycy, co zwykle wychodzi mu na dobre. Weźmy choćby takiego Karola Marksa. Nikt chyba nie powie, że filozof obraża uczucia religijne wierzących twierdząc, że religia jest “opium ludu" , a następnie pisze na ten temat opasły tom. Ale można z tą tezą i jej założeniami dyskutować, spierać się, wykazywać jej nieprawdziwość. Różnica między Marksem a Nergalem polega na tym, że ten pierwszy krytykuje religię jako taką, podając pewne argumenty, z którymi można się zgadzać lub nie. Natomiast lider zespołu Behemoth zwalcza chrześcijaństwo, ograniczając się tylko do agresji i pogardy, więc z czym tu dyskutować, skoro mamy do czynienia jedynie z jawną wrogością, prowokacją i cynizmem. Na przyszłość, warto pamiętać, że najskuteczniejszą bronią w tego typu przypadkach jest po prostu lekceważenie i niezwracanie uwagi.
W końcu, cała ta sprawa po raz kolejny uświadamia mi, że łatwo jest oburzać się na otwartych wrogów chrześcijaństwa. Czasem należy to czynić. Ale trzeba sobie również zdawać sprawę, że Jezus mówił o zgorszeniu dawanym światu przez samych chrześcijan. Ilu ludzi odwróciło się od Boga lub podjęło krytykę religii, chrześcijaństwa i Kościoła, bo w różny sposób zostali zranieni lub zgorszeni przez ich wyznawców? Nadmierne lokalizowanie i eliminowanie wrogów zewnętrznych może stępić uwagę na o wiele poważniejszych wrogów wewnętrznych, do których zaliczyć można chociażby obojętność, płytkość wiary, oddzielanie religii od sfery publicznej, brak miłości bliźniego i przebaczenia.
Skomentuj artykuł