Człowiek z Zespołem Downa nie jest odpadkiem

(fot. shutterstock.com)

Kiedy Tom Vander Woude, mieszkaniec Nokesville (USA), miał 46 lat, urodził mu się syn z zespołem Downa. Nie wiemy, jak przyjął wiadomość o chorobie swojego dziecka, jednak dwadzieścia lat później dał wspaniałe świadectwo miłości do niego.

Pracowali razem z Josie jak co dzień na farmie. W pewnym momencie młody mężczyna przechylił się zbyt mocno przez krawędź gnojownika, wpadł do środka i zaczął tonąć. Ojciec, nie myśląc wiele, wskoczył za nim. Dopóki nie nadeszła pomoc, a więc przez 15 min., trzymał głowę Josie’go nad powierzchnią szamba, sam co chwilę zapadając się pod powierzchnię. Kiedy wydobyto ich z pułapki, był w tak ciężkim stanie, że wkrótce zmarł. W opinii ratowników dokonał rzeczy prawie niemożliwej, walcząc tak długo o życie syna. Sam chłopiec, pomimo zachłyśnięcia się zawartością gnojownika, przeżył i uniknął zatrucia.

Miło to miejsce w 2008 r. a piszę o tym teraz, ponieważ amerykański oddział Fundacji im. Jerome Lejeune ustanowił 21 marca 2015 r. (Światowy Dzień Osób z Zespołem Downa) Thomas S. Vander Woude Memorial Fund for Down Syndrome Research. Jest to fundusz, którego celem jest sponsorowanie badań mających na celu opracowanie terapii służących leczeniu osób z dodatkowym chromosomem. Chodzi zarówno o terapie dla dzieci, jak i służące poprawie kondycji osób dorosłych z tym syndromem. Tutaj można przeczytać o nim nieco więcej: http://lejeuneusa.org/vander-woude-memorial#.VRPT1PmG-Sp

DEON.PL POLECA

Fundusz ten ma upamiętnić heroiczny gest Thomasa Vandera Woude w najlepszy możliwy sposób - udzielając grantów mających zapobiec rzezi ludzi z trisomią. Do tej pory większość efektów badań zwracała się przeciwko nim, zresztą bardzo często wbrew intencji badaczy. Doktor Jerome Lejeune określił przyczynę powstawania zespołu po to, by można było go leczyć, później opracowano testy, pozwalające stwierdzić już w łonie matki, czy dziecko ma trisomię, po to, by rodzice mogli wykorzystać czas na przygotowanie się do wychowywania dziecka z tym problemem. Jednak współczesna "kultura wyrzucania" (jak określił ją papież Franciszek) wykorzystała oba te odkrycia do masowego mordowania dzieci z Zespołem Downa jeszcze w łonach ich matek.

I tu świadectwo ojca, który wskakuje za swoim synem z trisomią do zbiornika na odchody i odpadki, żeby ratować życie chłopca, jest niesłychanie mocnym znakiem. Znakiem sprzeciwu wobec traktowania słabych jako śmieci, które należy usunąć, zanim zdążymy ich poznać. Tom Vander Woude pokazał swoją śmiercią, że tak naprawdę nie chodzi o to, jakie jest dziecko, ale o to, czy jest kochane. On swojego syna kochał tak bardzo, że miał odwagę zaryzykować dla niego życie.

Teraz ta miłość będzie dalej owocować i jeśli potwierdzą się wyniki finansowanych przez fundusz badań, jest szansa, że będzie można leczyć dzieci z trisomią już w łonach ich matek. Badania prenatalne przestaną być wyłącznie drogą do wyroku śmierci - będą dawały także szansę na dobre zakończenie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Człowiek z Zespołem Downa nie jest odpadkiem
Komentarze (4)
W
wojtek
28 marca 2015, 12:28
ale ja przechodząc koło niego mogę się wywrócić i wyrżnąć gdzieś koło odpadków idziecie na skraj ,a ziemia jest tuż kato -lewico,prawie jak katowice to brzmi....szkoda
MR
Maciej Roszkowski
27 marca 2015, 17:27
Proszę to wszystko, powiedzieć pp. Środzie i Nowickiej p. Palikotowi et consortes.
D
demokracja.net
26 marca 2015, 20:52
Paradoksem jest też to, że większości ludzi wydaje się, że Ojciec dla ratowania Syna utopił się w gnoju.  Pismo Święte często  zachęca abyśmy patrzyli na rzeczy z odwrotnej perspektywy, np. z perspektywy Ojca, który zanurzył się i zobaczył świat powleczony ohydą.
CM
czarna morwa
26 marca 2015, 14:25
To paradoks, że osoby z zespołem Downa, te, które są tak naturalnie przyjazne innym i pozbawione wszelkiego wyrachowania, traktowane są jak materiał do eksterminacji. Niedawno słyszałam, jak gdzieś w Skandynawii chwalono się, że poradzono sobie z problemem zespołu Downa i że takie dzieci, dzięki postepowi medeycyny, już się tam nie rodzą. Co oczywiscie nie znaczy, że się już tam nie poczynają. Są po prostu masowo, z automatu, abortowane. Ot, postęp medycyny.