Dron z przyczepioną komórką przyczynił się do uratowania kierowcy uwięzionego w śniegu
Kierowca odcięty przez śnieżycę w pozbawionym zasięgu telefonii komórkowej paśmie Gór Kaskadowych W USA (stan Oregon) wysłał po pomoc drona. Przyczepił do niego komórkę z wpisaną wiadomością do służb ratunkowych i wzniósł go na kilkaset metrów w górę - podał portal Yahoo. Z doniesień władz lokalnych na zachodnim wybrzeżu USA wynika, że w efekcie burz śnieżnych mogło ponieść śmierć kilkanaście, a nawet więcej osób.
Kierowca uratowany dzięki dronowi
Mężczyzna w Oregonie uratował się, bo miał w aucie drona. Na wysokości kilkuset metrów przyczepiony do niego telefon połączył się z wieżą i wysłał wiadomość, która zaalarmowała służby ratownicze. Te odnalazły pechowego, ale pomysłowego kierowcę.
Podczas akcji ratowania mężczyzny służby zlokalizowały i ocaliły jeszcze jednego kierowcę, który spędził kilka dni w przysypanym śniegiem aucie.
Ratownicy pochwalili kierowców za pozostanie w swoich pojazdach. - Rzadko kiedy ktoś w Oregonie umiera z wychłodzenia, kiedy w sytuacji awaryjnej czeka w swoim pojeździe na służby, które mają go odnaleźć. Ale niestety widzieliśmy niejeden raz dramatyczne efekty decyzji tych, którzy zostawiali auto i szukali ratunku na własną rękę - podały służby ratownicze.
Zachodnie wybrzeże USA nawiedziły w ostatnich tygodniach nietypowe burze, zamiecie i zawieje śnieżne. Najtrudniejsze warunki panowały w miejscowościach górskich. W południowej Kalifornii, w rejonie pasma San Bernardino zaspy sięgały 2,5 metra wysokości. Mieszkańcy byli pozbawieni prądu, zawalały się obciążone śniegiem dachy i tarasy, wycieki gazu wywołały pożary i wiele osad zmagało się z dostawami żywności. Odnotowano kilkanaście zgonów. Lokalne władze wciąż poszukują zaginionych osób, więc liczba ofiar będzie prawdopodobnie większa.
Obecnie sytuacja pogodowa już się poprawia. Około 95 proc. dróg w hrabstwie San Bernardino jest już przejezdnych, do odśnieżenia pozostało jeszcze tylko około 50 kilometrów.
Źródło: PAP / tk
Skomentuj artykuł