Euro 2012 po afrykańsku
Odkąd pamiętam zawsze miałem problem z kibicowaniem. Nie żebym sportu nie lubił, wręcz przeciwnie, z wielką przyjemnością oglądam zawody w różnych dyscyplinach, śledzę wyniki, przeglądam tabele i klasyfikacje. Problem mam z tym, że nigdy nie potrafiłem uparcie kibicować jednej i konkretnej drużynie, czyli nigdy nie stałem się fanem jakichś konkretnych barw klubowych.
A ponieważ pochodzę z miasta położonego pomiędzy Łodzią a Warszawą, sprawa była poważna. Jesteś za Legią czy Widzewem? Za Widzewem czy Legią? Z dzieciństwa to właśnie pytanie zapamiętałem jako jedno z ważniejszych, które miało niby określać moją tożsamość. No a ja raz za tymi, a raz za tamtymi, raz tym kibicuję trochę bardziej, a tamtym mniej, a potem na odwrót. W końcu trzeba było wybierać, w świecie dziecka nie istnieje przecież neutralne terytorium Szwajcarii. Ale nawet jeśli już decydowałem się na jedną drużynę, nigdy nie potrafiłem w sobie jak inni wykrzesać negatywnych emocji w stosunku do drugiej.
I tak mam do dziś. Lubię oglądać mecze piłki nożnej, czasem komuś kibicuję bardziej, a czasem komuś mniej, ale generalnie oglądam te sportowe spektakle dla samego piękna gry, finezji talentu i kunsztu wypracowanego warsztatu. Dwa lata temu podczas mistrzostw świata w RPA z tego powodu kibicowałem pięknie grającej drużynie Niemiec, choć okrzyki typu "bić szkopa" czy "na pohybel hitlerowcom" były mocno słyszalne. Jakoś ta historyczno-ideologiczna strona kibicowania nigdy mnie nie brała, więc gdy w półfinale Niemcy spotkali się z siermiężnie, ale skutecznie wtedy grającymi Hiszpanami, moja sympatia była po stronie naszych zachodnich sąsiadów.
Czy coś jest zatem ze mną nie tak? Z pomocą na szczęście przychodzi literatura! Zaglądam do wydanej w Bibliotece WIĘZI najnowszej książki ks. Andrzeja Draguły "Copyright na Jezusa" i tam szczęśliwie trafiam na rozdział poświęcony relacjom sportu i religii. Zielonogórski ksiądz przypomina tam za Claudem Lévi-Straussem o plemieniu Gahuku-Gama z Nowej Gwinei, które rozgrywa mecze piłki nożnej dopóty, dopóki nie doprowadzi się do wyrównania liczby zwycięstw po obydwu stronach. A w Afryce podczas rozgrywek piłkarskich podobno bywa tak, że kibice żywiołowo cieszą się z każdej bramki niezależnie od tego, kto ją zdobył…
Skomentuj artykuł