Euroland bardziej pomaga bankom niż krajom?
Najlepszą reakcją na kryzys jest wystarczająco duży fundusz ratunkowy - uważa szef belgijskich finansów Didier Reynders. Strefa euro nie jest tak ambitna w pomocy dla krajów, jak w przypadku pomocy dla banków - powiedział w wywiadzie dla Fundacji Schumana.
Minister finansów Belgii przypomniał, że w czasie kryzysu bankowego w 2008 roku mowa była o bilionach euro pomocy, tymczasem w czasie obecnego kryzysu zadłużenia krajów eurolandu przywódcy mówią o ratunkowym Europejskim Funduszu Stabilizacji Finansowej (EFSF) rzędu setek miliardów euro.
- Gwarancje Belgii (w EFSF) sięgają 34 milardów euro. To dużo pieniędzy, około 10 procent PKB. W 2008 roku podpisałem gwarancję dla banku Dexia rzędu 90 miliardów euro! - porównał Reynders. Strefa euro wzięła wówczas na siebie jedną trzecią tej gwarancji - wyjaśnił.
Podczas środowego szczytu przywódcy strefy euro mają zdecydować o sposobie zwiększenia "siły uderzenia" funduszu EFSF w sytuacji, gdy kryzys zadłużenia przenosi się z Grecji na Włochy i Hiszpanię. Jednak strefa euro chce to zrobić bez zwiększania gwarancji ze strony udziałowców funduszu, przy czym obstają Niemcy. Obecnie EFSF może udzielić pożyczek pogrążonym w kłopotach krajom eurolandu na łączną kwotę 440 mld euro.
W opinii Reyndersa, euro jest mocną walutą, co pokazuje silny kurs walutowy. - Wadą jest to, że nie możemy zarządzać strefą euro z budżetowego punktu widzenia - podkreślił.
Reynders poparł też w wywiadzie pojawiające się w Brukseli głosy, że należy oddzielić działalność inwestycyjną banków od funkcji depozytariusza oszczędności ludności. Miałoby to polegać na tym, że banki inwestycyjne, kupujące ryzykowne instrumenty finansowe, nie mogłyby gromadzić oszczędności obywateli, z kolei banki utrzymujące konta obywateli nie mogłyby inwestować w takie instrumenty. Inwestowała w nie Dexia, nad którą kontrolę przejęły rządy Belgii i Francji.
- Pozwólmy działać na rynkach tym, którzy inwestują własne pieniądze, a ci, którzy rozporządzają oszczędnościami obywateli, powinni być monitorowani i zobligowani do tradycyjnych pożyczek - powiedział Reynders.
Skomentuj artykuł