Homo infirmus

Wojciech Żmudziński SJ

Czy człowieka reformującego świat (homo faber), zastąpił homo infirmus - człowiek strukturalnie chory i bezsilny? Jeśli tak, to kapłanów Dobrej Nowiny zastąpią kapłani nowego kultu: psychoterapeuci. Dla wielu z nich cierpienie, stres, trudności i konflikty (a nawet rodzina) nie stanowią już naturalnej części ludzkiej egzystencji lecz są złowrogimi wirusami, które trzeba wyeliminować.

W kwietniowym numerze dwutygodnika "La Civiltà Cattolica" (6 kwietnia 2013), Giovanni Cucci SJ polemizuje z wszechobecną na Zachodzie "kulturą terapeutyczną", która lansuje przekonanie, że człowiek jest zbyt słaby psychicznie, by żyć pogodnie bez pomocy psychologa lub psychiatry. Każde silne doświadczenie, przeżyte bez wsparcia, może być dla niego traumatyczne, a czyhający wszędzie stres może wpędzić go w depresję, a nawet doprowadzić do samobójstwa.

Ta wizja siebie, jako osoby chorej, bo zbyt kruchej, staje się dla wielu nieuniknionym elementem życia. Użalanie się nad sobą i prezentowanie siebie jako bezsilnego wobec brutalnej rzeczywistości sprawia, że stajemy się bardziej sympatyczni i bliżsi innym ludziom. A przynajmniej tak nam się wydaje.

Tak naprawdę, to mamy do czynienia z nowym rodzajem hipokryzji. Kiedyś ludzie udawali, że są lepsi niż byli w rzeczywistości. Dzisiaj udają, że są gorsi, bardziej ułomni, że cierpią na jakąś dysfunkcję, która uniemożliwia im normalne funkcjonowanie i pełne szczęście. Czują się coraz bardziej chorzy i przekonują się, że tak naprawdę nic nie mogą. Choroba staje się dla nich kluczem do interpretowania świata i własnej egzystencji. Dobrobyt i czerpanie z życia przyjemności, bo tak rozumieją szczęście, jest poza ich zasięgiem. Chyba, że… poddadzą się długiej terapii, zwrócą się do psychologa, wróżki, albo wezmą tabletkę.

"Kultura terapeutyczna" próbuje wmówić nawet dzieciom w szkole, że mają jakieś dysfunkcje i nie muszą się starać, bo i tak takie już będą. Zaburzenia typu dysleksja, dysgrafia, dyskalkulia, a nawet nieśmiałość (sic), można co prawda leczyć, ale leczyć się nie opłaca, bo wtedy trzeba będzie stawić czoło rzeczywistości bez żadnej taryfy ulgowej. Pionierzy tych wszystkich dys- już dawno odwołali swoje teorie oparte na dysfunkcji mózgu, ale kierat się kręci, bo stoi za tym niemały biznes. No i oczywiście, że lepiej jest być zaburzonym, by radzić sobie w życiu i mieć większe zrozumienie u ludzi.

Od lat pięćdziesiątych XX wieku wymyślono około 200 nowych chorób psychicznych i zaburzeń. Niedługo nie będzie można używać słowa "niegrzeczny", by nie urazić osoby o chorobliwej hiperaktywności, a za niepodanie dziecku tabletki na nieśmiałość, będzie można skończyć w więzieniu. Mam nadzieję, że to tylko moja fantazja podpowiada mi takie absurdy.

Ojciec Cucci nadmienia, że kapłani kultu terapeutycznego ostro atakują instytucję rodziny, widząc w niej źródło traumatycznych przeżyć. Trudno się z nim nie zgodzić, gdy uświadomimy sobie, że to nie w rodzinie pacjent dzieli się swoimi najbardziej intymnymi przeżyciami ale przed terapeutą, który roztacza nad nim klosz poczucia bezpieczeństwa.

Chronienie człowieka przed wszelkim dyskomfortem i bólem, czyni go coraz słabszym, pełnym niepokoju, zalęknionym. Paradoksalnie, rozwój psychoterapii przynosi w wymiarze społecznym rezultaty przeciwne do zamierzonych. Coraz więcej ludzi choruje na bezsilność i obniżone poczucie własnej wartości, zwiększa się liczba osób żyjących w obsesji głębokiego kryzysu psychicznego. Społeczeństwo jest coraz słabsze i składa się z coraz słabszych jednostek. Czy dlatego liczba psychologów, psychiatrów i psychoterapeutów wzrasta czy też odwrotnie: jest ich tak wielu, że trzeba stworzyć popyt na ich usługi? Bardzo spodobało mi się zacytowane przez autora artykułu zdanie: "Kto nie jest zaburzony, niech pierwszy rzuci w nich kamień".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Homo infirmus
Komentarze (32)
K
konserwowany
5 września 2013, 07:53
Ksiądz po prostu jest zdrowy jak byk, miał szczęśliwe dzieciństwo, jest mu dobrze i nie wyobraża sobie ludzkiego cierpienia. A obawa, że kapłanów zastąpią psychoterapeuci mówi sama za siebie. Zresztą jeśli kapłani będą bez współczucia i bez Chrystusiowego krzyża, który pomaga zrozumieć cierpiących, to rzeczywiście ludzie zaczną sie od nich oddalać. Pytanie tylko DO kogo.
T
tomasz
5 września 2013, 00:07
Ojcze Wojciechu  Nieśmiałość to jedna sprawa ale istnieje tez fobia społeczna i bez pomocy lekarza/terapeuty w zasadzie nie da się jej wyleczyć .Dysgrafia i dyslekcja  istnieja naprawde a zywym dowodem sa moje dzieci  . Nie można wrzucac do jednego worka jakiśch wymysłów " kapłanów kultury terapeutycznej " i rzeczywistych problemów jakie stwarza ludzka psychika
MR
Maciej Roszkowski
21 maja 2013, 15:33
A mnie ten poziom odpowiada, ale fakt, że jestem gospodarzem domowym, piorę, gotuję, robię zakupy etc.
21 maja 2013, 10:24
Bądąc etatowym antagonistą Ojca Wojciecha nie mogę sobie pozwolić na odpuszczenie  jego kolejnego artykułu. No cóż na piątkę,  to on (artykuł więc małą literą) nie jest ale solidne cztery plus się należy ;-) Budowana jest, z przyczyn ideowych i merkantylnych, "kultura terapeutyczna": jesteś upośleczony, chory, posiadasz okreśłony zespół... zwolnimy cię z obowiązku starania się by było lepiej. @Kinga Przyrost liczby ezgorcystów jest wtórny - osoby wychowane w kulturze terapeutycznej nie starają się na co dzień, bo są z tego starania zwolnione, jak się nie modlą systematycznie to na koniec trzeba się modlić za nich...
Jadwiga Krywult
21 maja 2013, 08:50
"Czy dlatego liczba psychologów, psychiatrów i psychoterapeutów wzrasta czy też odwrotnie: jest ich tak wielu, że trzeba stworzyć popyt na ich usługi?" Jest ich wielu, więc stwarzają popyt na swoje usługi. Podobnie jest z egzorcystami. 
K
Klara3
21 maja 2013, 08:49
verbum ~X33UV pseudonaukowe produkcje o.Zmudzinskiego sa żenujace, podobnie jak inne - pseudoteologiczne. to jest poziom poradnikow dla gospodyn domowych, nie obrazajac tych ostatnich. niech ojciec zajmie sie czyms pozytecznym, bo pisanie artykulow ojcu nie wychodzi TAKA JEST PRAWDA ALE AUTOR JEST TAK ZADUFANY W SOBIE ŻE CHYBA RACZEJ NIE UWIERZY A DEON TO POPIERA!  Chyba same Klary i Effy siedzą w tym deonoie?
MR
Maciej Roszkowski
20 maja 2013, 17:45
Sens spotkań na DEONIE to wymiana myśli na tematy tu poruszone. Jeśli się z kims nie zgadzamy, to najlepiej przytoczyć argumenty za swoim stanowiskiem i "pokonać go" na gruncie znajomości tematu i logiki
20 maja 2013, 13:40
Pokazywanie ludziom swojej słabości... Tak kupujemy życzliwośc innych? Coś w tym jest na pewno. Może rzadziej,ale i  tak bywa, że pokazując swoją siłę (autentyczną - nie nadmuchaną) budzimy respekt, ktoś  nas lubi za witalność optymizm. Jeśli tą siłą nie taranujemy bliźnich, ale pomagamy,pokazujemy, ze tak mozna i jest dobrze, to wszystkoOK.
W
Witold
20 maja 2013, 10:54
Nie zgadzam się z tym tekstem.  A ściślej. Ojciec zakłada, że współczesny człowiek nie może być bardziej dotknięty przez jakieś słabości niz to bylo kiedyś. A równocześnie przpuszczam że gdyby Ojca spytać czy mamy kryzys rodziny, ojcostwa itp itd. to Ojciec odpowiedziałby twierdząco. Przepraszam jeśli się mylę, i Ojciec w rzeczywistości uważa, że nie jest ani lepiej ani gorzej niż bywało. Jeśli jednak założyć, że mamy kryzys rodziny, jeśli dzieciom brakuje OJCÓW to dlaczego się dziwić, że najpierw jako dzieci a potem jako dorośli czują się słabi i szukają pomocy? Być może ta pomoc, którą oferuje część terapeutów nie jest właściwą pomocą. Ale Ojca tekst podważa sensowność terapii w ogóle nie rozróżniając między sensowną i bezsensowną. 
M
mikrob
20 maja 2013, 08:42
Psycholog o psychologii i psychoterapiach, a także o hochsztaplerstwie w psychologii: [url]http://www.polityka.pl/nauka/czlowiek/1541325,1,ciemna-strona-rozmaitych-psychoterapii.read[/url] . A jeszcze więcej na jego blogu: [url]http://www.tomaszwitkowski.pl/[/url]
K
klara
19 maja 2013, 17:58
@Klara Cogito - tylko kilku jezuitów na deonie (może 3-4) itd... ... Taki wygadany osobnik, a brakuje mu pomysłu na własny nick. Znów się posłuzył moim:( Tak ci  niby @rzekoma Klaro zależy na poziomie deonu, a uprawiasz bezczelne podszywanie się pod innych użytkowników.l
A
Affe
19 maja 2013, 17:21
~Klara Cogito - tylko kilku jezuitów na deonie (może 3-4)  promuje swoje postmodernistczne liberalne poglądy, wypisując czasami wręcz głupoty (ostatnie odloty) a przecież duchowni mają prowadzić nie na manowce tylko drogą prawdy, wiary i miłości. Większość jezuitów jest taka jak ślubowała w zakonie a nie taka jak piszesz cogito. Jeżeli to jest kolejny dobry tekst autora - to cóż powiedzieć - Boże chroń od takiej pseudowiedzy. A deon jest dla samych swoich?  O. WOJCIECH BYŁ KIEDYS TAKI "PIEKNY I NOWOCZESNY" W TEK KOSZULI ŻE NIE MOŻE ROZSTAĆ SIĘ Z TYM STARYM ZDJĘCIEM? A jaki jest uczony i poprawny? We wszystkich dziedzinach tylko nie jako duszpasterz?
KD
ks. damian
19 maja 2013, 16:42
Czynników obecnego stanu psychicznego społeczeństw na pewno jest wiele. Kóre są najdramatyczniejsze i najbardziej niszczące? Trudno okreslić. Współpracuję z psychologiem jako duszpasterz i kierownik duchowy wielu osób. Trafiają do mnie ludzie kórzy nie widzą celu zycia, kórzy nie mogą znaleźć pracy przez długi czas, kórzy przeżyli dramat odrzucenia ze strony rodziców, którzy się rozwiedli... Do mnie trafiają, ponieważ stawiają sobie pytanie "czy" lub "dlaczego" Bóg ich odrzucił? Z tym pytaniem kierują się do mnie jako teologa, dlatego trudno mi powiedzieć, czy problemy z wiarą (z Bogiem)  są główną przyczyną dzisiejszych problemów psychicznych ludzi. Moi rozmówcy na pewno mają ten problem.
L
Lukasz
19 maja 2013, 00:52
Nie wiem czy piszący to ojciec ma jakąś styczność z tymi chorymi osobami, czy przygotowanie terapeutyczne, ale nie wydaje mi się żeby psycholog pomylił się i leczył zdrową osobę i jeszcze podtrzymywał ją w tym przeświadczeniu o własnej bezradności. Przecież źle rozumiana pokora może dać taki sam efekt. Z drugiej strony mówi się czasami że w Ameryce co druga osoba chodzi do terapeuty. Może coś w tym jest. Nie wiem czy dobrze zrozumiałem ale autor tutaj chyba sugeruje jakby rozwój psychiatrii zwiększał zachorowalność, czyli ludzie zdrowi nagle dowiadują się że są chorzy i lecą do psychiatry po leki (które czasami mają efekty uboczne) żeby zdobyć społecznie uznanie. Co to znaczy że "społeczeństwo jest coraz słabsze"? Czytałem że podczas wojny zaobserwowano chwilowy zanik wielu zaburzeń psychicznych. O ile dobrze pamiętam to były podawane nawet przykłady kiedy osoby chore tęskniły za Oświęcimiem, bo wtety te problemy ustąpiły prawdziwemu zagrożeniu, a "ludzie sobie pomagali". Co dzisiaj jest powodem tych cierpień jeśli nie wielka samotność dzisiejszego człowieka? Odebrałem to jako kolejną krytykę "zachodniej kultury", która odeszła od chrześcijańskich korzeni i "ma za swoje". Piszę w cudzysłowie, bo te argumenty wydają mi się zbyt jednostronne i chyba w tym temacie przesadzone. Z resztą samo określenie że jezuita "polemizuje z wszechobecną na zachodzie kulturą..." o tym świadczy. Nie chcę pochwalać odchodzenia od Boga, ale moim zdaniem doszukujemy się problemów tam gdzie ich nie ma, jakby w odpowiedzi na to że oni wyśmiewają Kościół.
L
Lukasz
19 maja 2013, 00:49
W tej chwili w Polsce jeszcze jest straszny wstyd chodzić do psychologa czy psychiatry, a jednak bardzo dużo ludzi cierpi na zaburzenia psychiczne, jest też wiele samobójstw podobnie jak w państwach zachodnich. Wydaje mi się że kryzys rodziny jest jednym z ważnych przyczyn tego stanu rzeczy. Nie widzę nic złego w większym przyzwoleniu na leczenie u czy nawet wizytę u psychologa jak ma się z czymś problem. Godzinna wizyta, nawet raz w tygodniu nie uczyni życia lżejszym, a może pomóc uporać się z pewnymi problemami. Jest to lepszy sposób niż "leczenie się" alkoholem, uzależnieniami i "wzięciem się za siebie". Zaburzenia psychiczne to nie jest wymysł ostatnich czasów. Spróbujcie sobie wyobrazić co działo się z takimi osobami wcześniej. Wiem że jak ktoś walczył o wolność w czasach komunizmu to może myśleć że dziś młodzież ma mało problemów i głupieje, ale czasami słyszę i takich rzeczach jakich dzieci doświadczali w domach że mi aż włosy się jeżą. Muszę przyznać że trochę rozumiem te negatywne postawy na temat rodziny i niechęć do przekazywania życia. A nawet bardzo je rozumiem tylko staram się zmieniać myślenie na to co głosi Kościół. Bo przecież Bóg się nie pomylił wymyślając rodzinę. Nie wiem czy teraz jest rzeczywiście więcej depresji/nerwic itp. czy po prostu więcej się o tym mówi i więcej osób jest zdiagnozowanych. Strasznie nie podoba mi się podpinanie tych wszystkich problemów pod odchodzenie od Kościoła i doszukiwanie się jakiś lewackich propagand nie wiadomo gdzie. Gdyby ludzie wierzyli i żyli zgodnie z Ewangelią to tych chorób na pewno byłoby mniej, ale póki co to zdaje się że katolicy chorują tak samo jak niewierzący (widziałem statystyki mówiące zarówno że częściej jak i rzadziej...).
X
X33UV
19 maja 2013, 00:12
pseudonaukowe produkcje o.Zmudzinskiego sa żenujace, podobnie jak inne - pseudoteologiczne. to jest poziom poradnikow dla gospodyn domowych, nie obrazajac tych ostatnich. niech ojciec zajmie sie czyms pozytecznym, bo pisanie artykulow ojcu nie wychodzi.
Wojciech Żmudziński SJ
18 maja 2013, 21:29
"Pionierzy tych wszystkich dys- już dawno odwołali swoje teorie oparte na dysfunkcji mózgu". Dla zainteresowanych podaję kilka pozycji: Thomas Armstrong, ADD As a Social Invention, "Education Week", October 18, 1995. Artykuł znajduje się również na stronie American Institute For Learning and Human Development: [url]http://www.institute4learning.com/articles/add_invention.php[/url] Thomas Armstrong, The Power of Neurodiversity: Unleashing the Advantages of Your Differently Wired Brain, Da Capo Press, Philadelphia 2011. Brock L. Eide, Fernette F. Eide, The Dyslexic Advantage: Unlocking the Hidden Potential of the Dyslexic Brain, Penguin Group, New York 2011
MZ
Marcin z Gdańska
18 maja 2013, 09:55
cd 3 ...Artykuł w ostatecznym odbiorze wygląda jak atak na psychologię. Po części jest to racja - kiedy człowieka póbuje się sprowadzić do zespołu cech osobowości, bardziej lub mniej poikereszowanych. Rzeczywiście - wtedy nie ma ratunku i pozostaje nam tylko użalać się nad sobą. Bo co tak naprawdę uleczy nasze rany? Co lub kto? Nikt nie ma takiej mocy, aby cofnąć przeszłość. Natomiast w kontekście Boga wszystko staje się jasne - to On pozwala nam nie tyle cofnąć przeszłość, ale całkowicie zostawić ją za sobą, dając nam potężny cel - Jego samego. A psychologia w tym momencie może okazać się świetnym narzędziem do tego, aby Duch Święty przedarł się przez naszą skorupkę. Podobnie jak inne czynniki - nasze ciało, inteligencja, sztuka, wiedza o świecie itp. Gdyby Bóg nie chciał korzystać z tych "świeckich", ludzkich narzędzi - to stworzyłby nas duchami, a nie człowiekiem. Ufff... tyle :)
MZ
Marcin z Gdańska
18 maja 2013, 09:54
...Jeśli próbuję swoimi siłami "pominąć" siebie (np. jako wyraz niezdrowej"pobożności", która prowadzi tak naprawdę do egocentryzmu, gdyż nie daję łasce Bożej "prześwietlić" mnie), albo zbytnio koncentruję się na sobie - w ten sposób wkrada się antropocentryzm. To są dwie skrajności - tego samego problemu. Dzięki relacji z Bogiem i Jego łasce jestem natomiast w stanie naprawdę zapomnieć o sobie, tak jak Jezus, gdy umierał za nas na krzyżu. A to właśnie wtedy niesamowicie mocno i po ludzku przeżywał swoją relację z Ojcem mówiąc "Boże, mój Boże, czemuś Mnie opuścił". Ale! Żeby wejść w relację - muszę najpierw spróbować odpowiedzieć na pytanie kim jestem? co robię? jaki jest sens?, gdyż inaczej druga strona w pewnym momencie obije się o ścianę albo ja zdezerteruję, nie wytrzymując ze sobą samym. Jeśli jestem z natury "poukładany" - świetnie. Natomiast, jeśli jestem "pokręcony" - trzeba mnie odkręcić. A ostatecznie odkręcić może nas Boża łaska, która działa na naturze (którą jesteśmy zobowiązani poznawać i "czynić sobie poddaną").
MZ
Marcin z Gdańska
18 maja 2013, 09:54
O. Wojciechu - i tak, i nie. Mądrze przeprowadzona terapia (tj. wysiłkiem osoby, której problem dotyka) prowadzi do tego, że człowiek staje się silny i przestaje się nad sobą użalać. Gdyby nie pomoc psychologów i gdyby nie wiedza o funkcjonowaniu psychiki człowieka - moje małżeństwo byłoby tragiczne, o ile by jeszcze w ogóle istniało. Inną kwestią jest tworzenie przyzwolenia na bycie "poranionym", tj. biednym, dysfunkcyjnym, nad którym trzeba się litować. To jest pierwszy etap poznawania siebie, z którego, daj Boże, należy szybko przejść do aktywnej pracy nad sobą. Pamiętam te kilka lat takiego funkcjonowania - aż trzeba było wziąć się w garść i zostawić za sobą przeszłość. Jednak żeby ją zostawić - trzeba ją najpierw rozpoznać. Tak jak z grzechem - nie uwolnię się od niego, dopóki go nie zauważę. Myślę, że rozwój psychologii to jest ogromny dar od Boga dla nas współczesnych. Jak sobie ludzie radzili wcześniej bez psychologii? Nie wiem... Być może to wszystko były rzeczy znane, ale inaczej nazwane... Nie wiem. Ale myślę, że kryzys dzisiejszego świata wymaga samopoznania, aby temu kryzysowi zaradzić. Oczywiście - wszystko w odpowiednich proporcjach. Lekarstwo w nadmiarze szkodzi. Psychologia nie może zastąpić wiary i przede wszystkim Bożej łaski. Ale rozum z nią umiejętnie współgrający to przecież podstawa, aby Duch Święty mógł w nas działać a dłuższą metę. Czyż nie tego uczy Kościół od samego początku? Co do poznawania siebie... Czyż nie taki jest Kościół? Antropologia (nie mylić z antropocentryzmem!) każe zastanowić się: kim jestem? co tutaj robię? jaki jest mój cel? i w ten sposób człowiek zauważa, że jest Ktoś większy od niego, Ten, który nadaje wszystkiemu sens - Bóg. W ten sposób wiara staja się RELACJĄ z Bogiem...
K
Klara
18 maja 2013, 07:54
Cogito - tylko kilku jezuitów na deonie (może 3-4)  promuje swoje postmodernistczne liberalne poglądy, wypisując czasami wręcz głupoty (ostatnie odloty) a przecież duchowni mają prowadzić nie na manowce tylko drogą prawdy, wiary i miłości. Większość jezuitów jest taka jak ślubowała w zakonie a nie taka jak piszesz cogito. Jeżeli to jest kolejny dobry tekst autora - to cóż powiedzieć - Boże chroń od takiej pseudowiedzy. A deon jest dla samych swoich?
A
agata
18 maja 2013, 07:29
kolejny dobry tekst, strzał w dziesiątkę!
K
korab
17 maja 2013, 22:18
Rzadko zgadzam się z poglądami o. Wojciecha jednak tym razem niezły tekst.
-
-m-
17 maja 2013, 21:07
O. Wojciechu, brawo!
M
mendoza2
17 maja 2013, 20:57
po stokroć nie nie nie! zgadzam się z o. co ma powiedzieć człowiek chory psychicznie ,jednocześnie  uzależniony który nareszcie odnalazł wsparcie bo przyznał się do be z silności wobec uzależnienia. gdyby o. był moim guru - owszem mam takiego /i jest to jezuita/ to zniszczył by o. całe podłoże mojej pomimo zaburzen/ rzeczywistych!/ pogody ducha . przpr za wykrzykniki ale musiałem wyrazić mocno swoje stanowisko. pozdrawiam
C
cogito
17 maja 2013, 20:37
Zawsze pozostaje wiara.pl, niedziela.pl, tam autorzy są pokorni i jednomyślni. To jest portal tworzony przez jezuitów, a jacy jezuici są wsyzscy wiemy z doświadczenia i anegdot, "co jeden to mądrzejszy i większy oryginał..." i za to ich lubimy. Można się z nimi niezgadzać, i chyba się o to nie gniewają, ale żeby ich obrażać? Swoją drogą, każdy może pod Deon.pl założyć bloga. Pluralizm słowa.
B
Beata
17 maja 2013, 17:39
maks Nie zaśmiecaj dyskusji takimi komentarzami. I nie utożsamiaj siebie z wszystkimi czytelnikami deonu.  Jesteś jednostką pod wieloma nickami.
P
psp
17 maja 2013, 17:15
Każda przesada jest zła, ale z drugiej strony nie należy wylewać dziecka z kąpielą. Bieganie do psychoterapeuty bo ktoś na mnie krzywo popatrzył i zrobiło mi sie smutno to przesada, natomiast istnieją sytuacje, w których profesjonalna terapia może pomóc i często jest jedyną szansą, np. żołnieże z zespołem stresu bojowego, ofiary przestępstw itp. Pytanie w jaki sposób i gdzie postawić granice, co jest jeszcze w porządku, a co już jest przesadą. Niestety nie jest to nauka ścisła.
jazmig jazmig
17 maja 2013, 17:01
 o. Żmudziński za to stał się teraz bardzo płodnym i promuje siebie kilka razy chyba w tygodniu. ... Proponuję dyskusję i uwagi ad rem, a nie ad personam. Nie jestem fanem o. Żmudzińskiego, ale ten artykuł jest w zasadzie słuszny, a o drobnej różnicy w poglądach napisałem notkę niżej.
jazmig jazmig
17 maja 2013, 16:59
Dysleksja istnieje naprawdę, znam osobiście kilku dyslektyków, w tym takich, którzy kończyli studia w latach 70-80, a więc wtedy, kiedy nikt o czymś takim nie słyszał. Poloniści cierpliwie poprawiali ich błędy, bo wiedzieli, że oni naprawdę się uczą i mają ogrom wiedzy, ale nieświadomie robią błędy ortograficzna, tzw. czeskie błędy itp.
M
maks
17 maja 2013, 16:58
Znamy z deonu takiego ojca jezuitę co to chwali sie jakie to szkoły i kursy i terapie z tej dziedziny prowadził. Należał do bardzo ważnych na deonie bo był nietykalny i cenzura ostro działała pod jego tekstami. Teraz jest podobno na probacji. A o. Żmudziński za to stał się teraz bardzo płodnym i promuje siebie kilka razy chyba w tygodniu. Ale niestety wszyscy wiedzą to za postmodernistyczne, liberalne a nawet po prostu głupie rzeczy wypisuje (ostatnio o odlocie zamiast Wniebowstapieniu). Dzisiaj też straszy czymś co liczy sie raczej może w jego kołach towarzystkich bo chyba większość nie jest taka "zaburzona" jak autor myśli.
:
:)
17 maja 2013, 16:45
A najczęście bywa tak: teraputo, najpierw wylecz się sam.