"Naukowe" szarże Gazety Wyborczej

Profesor Zbigniew Mikołejko w tekście "Młot na Dodę i wolność słowa", opublikowanym na łamach sobotniej "Gazety Wyborczej" twierdzi, że sąd, nakładając na piosenkarkę grzywnę za obrazę uczuć religijnych, odbiera ateistom prawo do wyrażania opinii i godzi w wolność wypowiedzi. I w ten sposób podminowuje fundamenty demokracji.

Pominę tutaj ustosunkowanie się do wyroku sądu, ponieważ, co wydaje mi się istotne, bardziej uderzyła mnie linia obrony Doroty Rabczewskiej, zaprezentowana przez wspomnianego filozofa. Jest ona bowiem przykładem nierzetelności, której nie spodziewałbym się po człowieku wykształconym, profesorze nadzwyczajnym i pracowniku tak szacownej instytucji, jaką jest PAN.

Zdumiewa przede wszystkim to, że prof. Mikołejko pokrętnie interpretuje słowa wypowiedziane przez Dodę, na co chciałbym zwrócić szczególną uwagę.

DEON.PL POLECA

Nie potrzeba wybijającej się inteligencji, studiów i błyskotliwości, by zauważyć, że eufemizm "napruty winem i palący jakieś zioła", to "ludowa" nazwa odurzenia alkoholowo-narkotykowego, (z całym szacunkiem dla ludu). Przypuszczam, że tak te słowa zinterpretowałaby większość osób zapytanych w sondzie ulicznej. Dla mnie jest jasne, że według Dody, autorzy Pisma św. powymyślali bajki, ponieważ byli na bańce bądź na haju i dlatego nie potrafili odróżnić co jest faktem, a co fikcją.

Tymczasem profesor Mikołejko próbuje oświecić czytelników, że w sumie Doda, chociaż w "prostacki sposób", ogłosiła światu mądrość zgodną z przesłaniem biblijnym i dorównała spostrzegawczością samym egzegetom. A także okazała się wytrawnym reprezentantem "klasycznej definicji prawdy". Skąd to stwierdzenie? Ano stąd -jak kontynuuje profesor - że samo Pismo św. wspomina o rozweselaniu serca winem; o tym, że Jezus przemienił wodę w wino w Kanie Galilejskiej, Izraelici pili na co dzień wino zmieszane z wodą w celach profilaktycznych, a autorzy biblijni palili maryśkę, która wywoływała "dopuszczalną formę ekstazy". Profesor sugeruje, że Doda miała na myśli właśnie taką konsumpcję wina, co czynimy także po dziś dzień podczas posiłków, a także mówiła o niewinnym zapaleniu jointa. Artystkę, zdaniem Mikołejki, obciąża jedynie to, że do wyrażenia tej głębokiej prawdy użyła niefortunnego powiedzenia.

Nie wiem też, z jakich źródeł autor wywiódł przeświadczenie, że Biblia nie jest w chrześcijaństwie przedmiotem czci religijnej. Chyba że jest to jego własny pogląd. Ale tego wyraźnie w tekście nie zaznacza, tylko autorytatywnie stwierdza, że tak właśnie jest w chrześcijaństwie, przez co wprowadza czytelników w błąd.

Gdyby profesor zadał sobie trochę więcej trudu (a tego wymagałaby piastowana przez niego funkcja i zdobyte wykształcenie) i zajrzał, na przykład, do soborowej Konstytucji o Liturgii Świętej, to przeczytałby tam takie słowa: "Chrystus jest obecny w swoim słowie, albowiem gdy w Kościele czyta się Pismo święte, wówczas On sam mówi" . Nadto w innym soborowym dokumencie o Objawieniu natrafiłby na takie zdanie: "Kościół miał zawsze we czci Pisma Boże, podobnie jak samo Ciało Pańskie, skoro zwłaszcza w Liturgii św. nie przestaje brać i podawać wiernym chleb żywota tak ze stołu słowa Bożego, jak i Ciała Chrystusowego". Sobór cześć względem Słowa Bożego stawia niemal na równi z szacunkiem okazywanym Eucharystii. Dla nas wierzących Biblia nie jest więc jedynie zabytkiem literatury światowej pokroju "Iliady" Homera czy "Uczty" Platona.

Zgadzam się wszelako, że Pismo św. należy także do dziedzictwa całej ludzkości i dlatego każdy może sobie go interpretować jak chce. W tym sensie, chrześcijaństwo nie ma tutaj monopolu i nie może sobie zawłaszczyć tej księgi. Jednak czy to nie przewrotność, aby z jednej strony nie zauważać, że, zdaniem Dody, napisali ją ludzie wstawieni, a zarazem przypisywać mu rangę arcydzieła literatury światowej? Po drugie, wszystkie księgi Pisma św. powstały we wspólnotach ludzi wierzących i są zapisem ich doświadczenia wiary. Jak można tak łatwo pomijać genezę tej wielkiej księgi? Zwłaszcza profesor filozofii powinien wiedzieć, że w hermeneutyce dzieła istotną rolę spełnia badanie kultury i pochodzenia autorów, prądów myślowych, które ich ukształtowały.

Rozumiem, że z punktu widzenia człowieka niewierzącego takie argumenty mogą wydawać się wydumane. Tylko dlaczego profesor Mikołejko błędnie orzeka, że Kościół nie czci Pisma św.? (I dlatego można z nim robić, co się komu żywnie podoba). Nie podejrzewam go bowiem, że cześć oddawaną Pismu świętemu rozumie jako boski hołd oddawany książce. Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie przypisuje kartkom papieru, farbie drukarskiej i oprawie boskiego charakteru. Całując Biblię, co czyni się uroczyście chociażby po przeczytaniu Ewangelii w trakcie liturgii ( nie tylko w Kościele Katolickim), nie oddaje się przecież hołdu rzeczy, tak jak całując flagę Polski nie wchodzę w intymny związek z kawałkiem sukna.

I jeszcze a propos wolności wypowiedzi w przestrzeni publicznej. Prof. Mikołejko uważa, że opinia Dody "mieści się całkowicie w obszarze ateizmu". Istotnie, gdyby Doda powiedziała: "Bardziej wierzę w dinozaury niż w Biblię, bo, według mnie, jest to zmyślona księga, która nie zawiera prawdy", byłbym skłonny przypisać Mikołejce rację. Osoba niewierząca ma prawo tak myśleć i wyrażać publicznie swoje przekonanie. I trudno się na to zżymać.

Szkopuł w tym, że Doda nie ograniczyła się wyłącznie do takiej deklaracji, ale jeszcze dorzuciła swoje pięć groszy, obrażając najpierw tych, którzy tę księgę współtworzyli, a potem osoby, przekonane, że nie napisała jej grupa znarkotyzowanych i upojonych alkoholem skrybów, lecz ludzie wierzący. Jeśli brak elementarnej kultury i poszanowania odmiennych poglądów mieści się w kanonach ateizmu (z czym przypuszczam nie zgodziłoby się wielu ateistów), to profesor Mikołejko nie powinien się dziwić, że potem wierzący "nalatują" na ateistów. Sam bowiem przyczynia się do stawiania zarówno wierzących jak i niewierzących w krzywym zwierciadle.

Wniosek, jaki wyciągam z tekstu profesora Mikołejki jest dwojaki: Jeśli mam o czymś z góry wyrobione negatywne zdanie, podlane nadto sosem stereotypów i uprzedzeń, to będę robił wszystko, łącznie z próbą zmiany znaczenia słów, aby utrzymać się na swoich pozycjach. Wtedy słowo "napruty" będzie oznaczało "po spożyciu wina do posiłku", nawet jeśli przeczy to zdrowemu rozsądkowi.

Po drugie, jeśli prof. Mikołejko reprezentuje stronnicze, uproszczone i nieudokumentowane stwierdzenia, które czasem zakrawają na śmieszność, to jak może on później oczekiwać, aby poglądy "ateistów i agnostyków w naszym kraju" były powszechnie szanowane.

Jeśli więc wzywa w swoim tekście do wzajemnej wyrozumiałości wobec żywionych idei i przekonań, ja apeluję do niego o większą rzetelność i uczciwość intelektualną.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Naukowe" szarże Gazety Wyborczej
Komentarze (34)
Doda?
1 lutego 2012, 10:33
W pszenicznym łanie. . . W pszenicznym łanie Chrystus siadł zafrasowany i w błękicie źrenicy zrodził łzę serdeczną nad miłością ulotną, nienawiścią wieczną, nad człekiem zniewolonym o sercu drewnianym. Wiatr targał Chrystusowe, lipowe łachmany, krople rosy wsiąkały w twarz z drewna – człowieczą, a On marzył, że ludzie, jak anioły wzlecą, zapragną serc prawdziwych, i dusz zmartwychwstałych! Łza żywiczna na świątka policzku się budzi: - Wracaj Chryste do domu, nic tutaj po Tobie, nasz świat odszedł od Ciebie, i nie prędko wróci! Cienie kwiatów lipowych ozłacają głowę, mech wilgotny otula gałązki cierniowe: - Wracaj Chryste do domu… tu nie znajdziesz ludzi! Lusia Ogińska
A
ady
30 stycznia 2012, 18:08
 Jestem pozytywnie zdumiony, że ks. Dariusz pisze to tej sprawie w kontekście Gazety, trzeba mieć w sobie dużo odwagi aby napisać taki tekst mając jednocześnie świadomość silnie obecnej "dziś"porawności politycznej. Dzięki za tekst, widzę, że ta strona nadaję inny ton, tak trzymać ! :)  
E
e
30 stycznia 2012, 01:53
oryginał: http://wyborcza.pl/1,123455,11046800,Mlot_na_Dode_i_wolnosc_slowa.html#ixzz1ktkp9LnR
F
Filozof
30 stycznia 2012, 01:44
Prof. Mikołejko i jemu podobni to nie folizofowie, lecz myśliciele. Filozofia zakłada umiłowanie mądrości i jej bezkompromisowe szukanie. Takie osoby wymarły bezpowrotnie, należeli do nich np. Platon, Sokrates, Arystoteles, Tomasz z Akwinu... Marks, Engels, Sartre i inni im podobni nazwali siebie już nie filozofami, lecz myślicielami. W języku poskim jest to określenie adekwatne (myśliciele - myśli ciele!). Czy ktokolwiek z was spotkał myślące ciele? Zresztą wartość ich wypocin w porównaniu do wymienionych przeze mnie filozofów jest podobna do dzieł współczesnych "artystów" gdy porównamy je z Michałem Aniołem albo Carawaggiem. Stuknij się w głowę zanim coś napiszesz. Może jednaj coś merytoryczie a nie cienkie dowcipy, że "myśli ciele" i że Sartre też nie filozof. Minimum samokrytycyzmu i kultury.
STANISŁAW SZCZEPANEK
29 stycznia 2012, 22:12
 Prof. Mikołejko i jemu podobni to nie folizofowie, lecz myśliciele. Filozofia zakłada umiłowanie mądrości i jej bezkompromisowe szukanie. Takie osoby wymarły bezpowrotnie, należeli do nich np. Platon, Sokrates, Arystoteles, Tomasz z Akwinu... Marks, Engels, Sartre i inni im podobni nazwali siebie już nie filozofami, lecz myślicielami. W języku poskim jest to określenie adekwatne (myśliciele - myśli ciele!). Czy ktokolwiek z was spotkał myślące ciele? Zresztą wartość ich wypocin w porównaniu do wymienionych przeze mnie filozofów jest podobna do dzieł współczesnych "artystów" gdy porównamy je z Michałem Aniołem albo Carawaggiem.
P
Piotr
29 stycznia 2012, 18:27
Proponuje posłuchać w jaki sposob prof. Mikołejko wypowiada się na tematy religijne, jest on bardziej uduchowiony niż wiekszość osób zachodzących do kościoła. Np tutaj 5-ty temat od góry http://www.tok.fm/TOKFM/0,94032.html?str=1
P
Pretorianin
29 stycznia 2012, 16:55
I tak decydują względy pozamerytoryczne. Prof. Mikołejko zajmuje się religią z rozpaczy. Zastanówcie się, co dzieje się z człowiekiem, który deklaruje się jako agnostyk, któremu bliski jest ateizm, a jednocześnie zawodowo zajmuje się religią? To taki sam obiektywizm, jak gdyby Eika Steinbach napisała naukową pracę nt. wypędzonych. Dlatego "argumenty" Mikołejki są zwykłymi bredniami, niemniej jednak wielu będzie traktowało je z najwyższą powagą, jaką wymusza ich rzekomo naukowa metoda.
M
MR
29 stycznia 2012, 16:53
 Czy ktoś pamięta czym zawodowo zajmuje się p. Doda?
B
Bogusia
29 stycznia 2012, 12:39
Ojcze Dariuszu dziękuję za świety tekst. merytoryczy i czytelny.niech Duch Święty prowadzi Ojca na drodze służby Prawdzie i dobru w mądrości.
P
Piotr
29 stycznia 2012, 11:37
WALTER-JÖRGA LANGBEIN,Geheimnisse der Bibel, 1997, Wydawnictwo Prokop, Warszawa 2000, ISBN 83-86096-52-7
P
Piotr
29 stycznia 2012, 11:34
Ot choćby tutaj http://reluctant-messenger.com/origen6.html http://www.reikitoronto.com/reincarnation_and_christianity.htm A o zmianach w Ewangieliach choćby w Kluczu Hirama. Natomiast jest masa literatury na ten temat. Autor także wie, że w zależności od tego kto tłumaczy z orginału, mamy poźniej różne teksty.
P
Piotr
29 stycznia 2012, 11:22
Tradycje gnostyckie, nie odrzucały bóstwa CHrystusa( sam tytuł Chrystus, był rozumiany szerzej), tylko bóstwo Jezusa, narodzenie jako Boga. W zależności od tego jaka grupa gnostycka i w zaleności od regionu, uważano że Jezus był człowiekiem, później po chrzcie został natchniony, a Chrystusem stał się następnie. Uważali także, że zadaniem człowieka jest naśladowanie drogi Chrystusa, symbolicznie opisanej w Ewangielii najbardziej gnostyckiej,czyli Jana. Tak może w skrócie. Bo sekt gnostyckiech jak i chrześcijańskich była ogromna ilość, tak jak ich wierzenia
Dariusz Piórkowski SJ
29 stycznia 2012, 11:20
Panie Piotrze, a gdzież to Pan wyczytał te wszystkie rewelacje o zmianach, usunięciach i dodatkach w Piśmie świętym?
P
Piotr
29 stycznia 2012, 11:14
Wiara w reinkanacje została oficjalnie potępiona dopiero na soborze w Nicei w 325 roku. Usunięto również z ewangielii fragmenty swiadczące o naukach Jezusa na ten temat. Doczytałem się też, że np Ewangielia Marka( chociaż nie jest nią naprawde, ani żadna z nich nie jest napisana przez apostoła), była zmieniana 120 razy w różnych miejscach, w zależności od potrzeb. Obecnie również trwa proces zmieniania Słowa w Biblii, w każdej religii chrześcijańskiej. Więc jak można mówić, że Biblia jest święta dla chrześcijan, w tym katolików, a jednocześnie zmieniać ją? Przecież napisane było, że ani słowa nie można dodać ani ujać.
Dariusz Piórkowski SJ
29 stycznia 2012, 10:41
  Autor z pewnością wie, że Biblia jest zbiorem ustalonym przez kościoł powszechny, wybranym z ogromnej ilości pism natchnionych. Autor jezuita musi też wiedzięc, że pewne fragmenty Biblii są typowo antychrześcijańskie. Dla przykładu można podać fakt anihilizacji plemion, które stały na drodze narodu izrealeskiego. Autor, z całą pewnoscią wie, że istaniały dwie tradycje: kościoła chierarchicznego i kościoła gnostycznego. Panie Piotrze, księgi Pisma św. nie zostały wybrane arbitralnie, według widzimisię Kościoła hierarchicznego. Uwzględniono w tym procesie wiele kryteriów, między innymi, na ile pochodziły od apostołów lub z ich bezpośredniego otoczenia, czy były czytane w przeważającej grupie wspólnot chrześcijańskich, czy zgadzały się z wiarą poświadczoną przez apostołów itd. Ojcowie Kościoła, na ile mi wiadomo, nie wspominają o wierze w reinkarnację. To są wpływy innych religiii, neoplatonizmu, czy jeszcze innych kierunków. Jezus tez na ten temat nie mówił. To prawda, że pierwotnie istniały również tradycje gnostyckie, ale one odrzucały bóstwo Chrystusa (zresztą były tutaj różne wersje), opierały się na dualizmie, pogardzie wobec materii i ciała (a więc przeciw Wcieleniu), głosiły istnienie dobrego i złego boga itd. Zrozumiałe więc, że było to nie do pogodzenia z Objawieniem Boga, które miało miejsce w Jezusie Chrystusie.
J
Janusz
29 stycznia 2012, 09:16
Bluźnierstwo pani Doroty Rabczewskiej polega na porównywaniu doznań mistycznych ze stanami halucynacji i innymi rodzajami "odmiennych stanów świadomości". Objawienia mistyczne są dziełem Ducha Bożego, którego działaniu poddaje się osoba uwrażliwiona duchowo. Nie są tu potrzebne żadne biochemiczne środki wsparcia, a wiara, że to one wspomagają kontakt z Bogiem stanowi zabobon. O ile w odniesieniu do pani Dody można spierać się, czy jest świadoma powyższej różnicy, o tyle pana prof. Zbigniewa Mikołejko trudno podejrzewać o brak wiedzy na ten temat. Można zapewne dopuścić, że pani Dorota Rabczewska zbluźniła przynajmniej po części nieświadomie, choć kierowana złością. Jednakże pan profesor Zbigniew Mikołejko dopuszcza się zabiegów iście makiawelicznych. Swiadomie porównuje przyczyny stanów ekstazy mistycznej do halucynacji narkotycznych i podobnych. Tę hipokryzję lub naukawość (w odróżnieniu od warsztatu stricte naukowego) dziesiątki lat temu trafnie zdemaskowała filozofka Simone de Beauvoir w Drugiej płci, poddając surowej krytyce płytkie duchowo i oparte wyłącznie na skompromitowanej psychoanalizie poglądy Sigmunda Freuda i Otto Bauera (pretekstem były objawienia św. Teresy z Avila). Wnioski z tej dyskusji, obnażające poważne luki w poglądach nie respektujących działania Ducha Bożego w mistyce, na pewno zna pan prof. Mikołejko.
Z
zaprzeczanie
29 stycznia 2012, 09:04
 to podstawowa droga "profesora" Mikołejki. potwierdza to cytat z jego wypowiedzi w wikipedii - Ja nigdy nie mam pewności. Jak niedowiarkowie przekonują mnie do niewiary, idę w stronę wierzących. Jak wierzący – do wiary, uciekam w stronę niedowiarków. (niestety nie moge podac linka, bo komentarz nie chce sie wkleic). a przeciez nie o zaprzeczanie wszystkiego chodzi- tylko o prawdę. 
P
proste
29 stycznia 2012, 08:50
 nie profesor - a dr hab - a poza tym, wystarczy spojrzec na prace jakie promował - satanistyczna panika moralna, new age.... facet po prostu sam sie nie może odnaleźć
B
belz
29 stycznia 2012, 08:49
 ah co za głębia! bije ze słów ks. Piórkowskiego! Przecież chcę mu całować pięty! Bo ust nie wolno bo grzech! precz szatanie mikołajowy! precz precz apage apage! 
W
wanda
29 stycznia 2012, 05:49
"......jeśli w jakimś domu lub mieście was nie przyjmą i nie zechcą słuchać waszych słów,wtedy wyjdżcie stamtąd i strzepnijcie proch"....."Jeśli nie będzie godny,niech wasze "pokój" powróci do was"......"lżej będzie Sodomie......."
P
Piotr
28 stycznia 2012, 23:56
Oczywiste jest , że spotkanie z Chrystusem( z siła i mocą Chrystusa) to coś więcej niż zbiór halucynacji. Pisałem o przykładzie Faustyny, bo tzw omamy można czasem uznać za objawienie. Faustynie objawiał sie Jezus jako typowy aryjczyk czyli cos co bylo lansowane w tradycji kościoła. Tymczasem Jezus był przecież żydem, wiec niebieskie oczy i długie proste włosy nie mogly występować w tym przypadku. Ciekawym jest też fakt, że ludziom religinym objawiają się potacie z ich kręgu religijnego. Czyli arabom Mahomet, żydom Mojżesz, a chrześcijanom Jezus. Tymczasem objawienie, lub tzw iluminacja to coś wiecej niż pojawienie się postaci, to siła i moc zrozumienia i przełamania w swoim życiu ziemskim. Tym też można tłumaczyć odejcie ludzi oświeconych od spraw ziemskich a próbe zaintersowania sprawami ponadzmysłowymi. Autor z pewnością wie, że Biblia jest zbiorem ustalonym przez kościoł powszechny, wybranym z ogromnej ilości pism natchnionych. Autor jezuita musi też wiedzięc, że pewne fragmenty Biblii są typowo antychrześcijańskie. Dla przykładu można podać fakt anihilizacji plemion, które stały na drodze narodu izrealeskiego. Autor, z całą pewnoscią wie, że istaniały dwie tradycje: kościoła chierarchicznego i kościoła gnostycznego.
P
Piotr
28 stycznia 2012, 23:55
 Czyli objawien uznanych, można uznać za urzędowe i objawień prywatnych. Cała ewagielia uznana za obowiązująca to ustalny zbiór pism na soborach kościoła. Jako przykład może służyc fakt, iz w pierwotnym chrześcijanstwie występowała wiara w reinkarnacje, a pozniej została oficjalnie zabroniona. Autor jezuita z pewnościa zna ten fakt i z pewnością podzieli się wiekszą wiedzą niż moja na ten temat z czytelnikami. Reasumując Biblia jest świetą ksiegą, ale należy odzielać ziarna od plew. Czytając ksiegi tego typu powinno znać się historię ich tworzenia. Doda, jako osoba w którą ostatnio wymierzone są ataki stronnictwa katolickiego, nie powinna być przedmiotem krytyki, gdyż poziom jej poznania historycznego i teologicznego jest wyjątkowo pierwotny i osoby znające tematyke, a próbujące z jej tezami dyskutować same siebie dewaluują
K
Karol
28 stycznia 2012, 19:43
Widać, że Mikołejce nie chodzi w artykule opublikowanym w GW o rzeczową dyskusję w celu dochodzenia do prawdy, ale o to żeby za wszelką cenę bronić "swoich". Pewnie stąd te absurdalne argumenty z jego strony.
K
klara
28 stycznia 2012, 19:29
Przeciez np. Faustyna miala objawienia po glodówkach. 1. Św. siostra Faustyna miała objawienia nie tylko po głodówkach. O ile dobrze pamiętam, św.Faustyna z racji słabego zdrowia nie miała pozwolenia na żadne głodówki.
DK
Dariusz Kowalczyk SJ
28 stycznia 2012, 19:26
Swietny tekst. Poglad prof. Mikolejko, ze to, co wygaduje Doda "miesci sie calkowicie w obszarze ateizmu" jest dosc krzywdzacy dla ateistow. Tu nie chodzi o wiare lub ateizm, ale o prymitywne chamstwo w zyciu publicznym, ktore w miare mozliwosci powinno byc pietnowane.
jazmig jazmig
28 stycznia 2012, 19:23
  Przeciez np. Faustyna miala objawienia po glodówkach. 1. Św. siostra Faustyna miała objawienia nie tylko po głodówkach. 2. W Oświęcimiu i innych rosyjskich oraz niemieckich obozach koncentracyjnych nie było nic słychać o jakichkolwiek objawieniach.
T
tak
28 stycznia 2012, 16:50
Piotr Jeżeli odpowiedziałeś sobie, że nie, że jasno wszystko widzisz i precyzyjnnie myślisz to co Cię upoważnia do tego, żeby innych posądzać o zwidy? Takie przypuszcznia należy udowadniać. Bez dowodu, produkując tylko jakieś swoje podejrzenia zaśmiecasz środowisko intelektualne człowieka.
T
tak
28 stycznia 2012, 16:46
Zastanawiam się , czy prof. Mikołęjko nie pisał przypadkiem cytowanego tekstu "napruty winem i po wypaleniu jakichś ziół". Na to wygląda skoro widać wyraźnie trudności z logicznym myśleniem. Ja wiem, żę księdzu Piórkowskiemu nie wypada tego sugerować , ale ja mogę póki ACTA nie weszły w życie. A poza tym bardzo dobra polemika. Piotrze, idąc Twoim tokiem myślenia trudno ustalić kiedy Ty piszesz nie pod wpływem halucynacji. Ludze nie tylko po głodówce mają zwidy. Mają je po piwie, po przejedzenu, po przemęczeniu, na skutek niskiego lub wysokiego ciśnienia wskutek roztargnienia, hciejstwa, emocji, wishful thinking, pod wpływem innych osób itd.  Tak więc sam się zapętliłeś. Czy na pewno to co myślisz , twierdzisz, widzisz teraz nie jest tylko halucynacją? :-)
G
Groszek
28 stycznia 2012, 16:09
Drogi Panie autorze a może niektóre objawienia religijne są pod wplywem czynnikiów zewnetrznych ? Przeciez np. Faustyna miala objawienia po glodówkach. Być może część ludzi z tzw objawieniami ma halucynacje takie jak po zatruciu sporyszem, czesto spotykanym w tym okresie. http://pl.wikipedia.org/wiki/Sporysz Drogi ~Piotr, skoro jak twierdzisz po głodówkach kobiety (jak św. Faustyna) miewają objawienia, to dziwne, że w okresie Wielkiego Głodu na Ukrainie w latach 1932-1933 nie notowano masowego występowania zjawiska objawień? Przecież nie głodowali wówczas tylko sami mężczyźni, ale przypuszczam także i kobiety? Czytając Twoje słowa odnoszę wrażenie że sporyszu wprawdzie nie spożyłeś, ale jointa pewnie wypaliłeś? Wrażenie to wzmacnia fakt, że wypowiedzi wielu "wybitnych myślicieli" powstają w obecnych czasach po wypaleniu różnego gatunku ziół.
Dariusz Piórkowski SJ
28 stycznia 2012, 15:53
Szanowny Panie Piotrze, owszem, można tak podejść do sprawy. Ale nikt nie jest w stanie tego udowodnić. W świetle wąsko rozumianej nauki, każde objawienie będzie uznawane za halucynację lub omamy. Ale to jest ograniczenie i słabość takiej nauki, która nie dopuszcza, że może istniać inna rzeczywistość niż doświadczalna empirycznie. Poza tym, Pismo św. to, wbrew pozorom, nie jest zbiór spisanych objawień prywatnych. Zwłaszcza Nowy Testament to owoc spotkania z żywym Chrystusem, o którym chrześcijanie wierzą, że jest Bogiem i człowiekiem. Szczerze mówiąc, ja nie mam nic przeciwko osobie, która wierzy, na przykład w istnienie krasnoludków. Nie rozumiem więc, dlaczego tylu niewierzących drażni to, że chrześcijanie wierzą w Boga, nawet jeśli ci pierwsi uważają Go za mrzonkę.
P
Piotr
28 stycznia 2012, 15:31
Drogi Panie autorze a może niektóre objawienia religijne są pod wplywem czynnikiów zewnetrznych ? Przeciez np. Faustyna miala objawienia po glodówkach. Być może część ludzi z tzw objawieniami ma halucynacje takie jak po zatruciu sporyszem, czesto spotykanym w tym okresie. http://pl.wikipedia.org/wiki/Sporysz
BP
bajka prawdę powie
28 stycznia 2012, 14:31
– Pisałem – wołał oburzony – co prawda, trochę za swobodnie i niezgodnie z prawdą, czym zyskałem sobie u ludzi sławę, ale ostatecznie nie mogę być więcej winnym od zbója, który tyle morderstw ma na swoim sumieniu. – Lecz zaledwie skończył swe wyrzekanie, ujrzał przed sobą jędzę piekielną. – A nędzniku! – zawołała jędza. – Ty narzekasz na Opatrzność? Ty śmiesz się stawiać na równi z tym zbójem? Wiedz, że zbrodnie jego są niczym w porównaniu z tym, coś ty narobił swoimi utworami. On kradł i mordował. To prawda, ale on szkodził swymi zbrodniami tak długo, jak długo żył na świecie. A ty? Twoje kości już się dawno w proch rozsypały, a pomimo to do dziś nie ma chwili, żeby się coś złego nie stało, co początek swój bierze od ciebie. Jad twoich książek nie tylko z czasem nie osłabł, ale z biegiem wieków stał się coraz szkodliwszy. Twe słowa zaczęli podchwytywać inni i nieśli dalej, aż patrz, co się stało. Tu pokazała mu cały świat. – Czy widzisz – rzekła mu jędza – tam, tych młodzieńców, co są dla rodziny hańbą, a dla siebie ciężarem? Kto zatruł umysły ich i serca, czy się domyślasz? Nie kto inny, tylko ty. Przecież ty drwiłeś z nabożeństw, z władzy, ze starszych, szkalowałeś wszystkich, hańbiłeś wszystkich i z błotem ich mieszałeś. Ty wynosiłeś pod niebiosa niewiarę. Ty twierdziłeś, że tego wymaga nauka, rozum. Ty tłumaczyłeś i uniewinniałeś gwałty, rozpustę i wszelki występek. Patrz tam! Oto lud, przesiąkły twymi zasadami, krew przelewa w bratobójczej walce! Patrz, oto ten naród pędzi do swojej zguby, a zawdzięcza to tylko tobie. .... To rzekłszy, jędza zamilkła, a ogień, wzrastając, gorzał coraz więcej i coraz więcej, bez przerwy, bez końca. Powiedzcie sami, czy ta bajka Kryłowa przedziwnie nie nadaje się do naszych czasów!?
BP
bajka prawdę powie
28 stycznia 2012, 14:28
"Literat i zbój" - bajka Iwana Kryłowa KS. IGNACY KŁOPOTOWSKI „Polak-Katolik”, nr 123 (1907) Nie ja pierwszy surowo złą prasę sądzę i nie pierwszy pociągam ją do odpowiedzialności za czyny ludzkie. Właśnie przypomniała mi się bajka o piekle znakomitego rosyjskiego bajkopisarza Iwana Kryłowa. Trzeba najpierw przypomnieć, że nawet poganie wierzyli w piekło. Mówili, że gospodarują w nim trzy wiedźmy, trzymające w rękach straszne bicze, a w rozczochranych swoich czuprynach zamiast włosów mają wijące się węże. Bajkopisarz Kryłow oparł się na tych opowieściach i niezmiernie mądrą podał naukę. O jednej i tej samej godzinie – opowiada bajkopisarz – umarło dwóch ludzi. Umarł zbój, który rabował i mordował, aż wreszcie po schwytaniu został skazany na szubienicę. I umarł pisarz, głośny z bluźnierczych i niemoralnych utworów, w których szkalował świętą wiarę, podniecał do rozpusty, szerzył nienawiść między ludźmi. Jad swoich utworów umiał ubierać w szumne i piękne frazesy, czym wyrządzał wiele złego, bo książki jego ludzie rozchwytywali, czytali i wierzyli, mówiąc: „To musi być prawda, skoro drukowane i tak ładnie napisane”. Nad jednym i drugim, to jest nad zbójem i pisarzem, odbył się sąd. Obaj dostali się do piekła. Tam, na dwóch ogromnych łańcuchach zawieszone zostały dwa olbrzymie kotły i pod nimi rozniecono ogień. Obu skazańców wrzucono do rozpalonej smoły. Pod kotłem zbója jędze piekielne tak strasznie paliły, że od gorąca trzeszczały mury piekielne, a tymczasem pod kotłem pisarza ogień był tak mały, że męka jego była o wiele mniejsza. Wkrótce jednak nastała dziwna zamiana: ogień pod kotłem zbója malał, a pod kotłem pisarza rósł coraz silniejszy. Minęły wieki. Pod zbójem ogień zaledwie się tlił, a pisarzowi dopiekał z każdą chwilą coraz dotkliwiej, tak że w końcu począł on wyrzekać, że się mu krzywda dzieje – bo więcej cierpi, niż na to zasłużył....  
RK
Robert K.
28 stycznia 2012, 14:13
No jasne, także tekst profesora Mikołejki może interpretować każdy, jak chce - także zmieniając jego sens i przeprowadzając karkołomne rozróżnienia między winem wypitym w ogóle a winem wypitym do posiłku. Albo zacierając różnicę między przedmiotem czci a przedmiotem wiary religijne. No więc: "Alleluja - i do przodu"! I mMoje gratulacje