Produkcja szczęścia
Jakiś czas temu, pewnie w Wielkanoc, bo to mi się rzeczywiście zdarza od święta, sięgnęłam po jedno z tak zwanych czasopism kobiecych. Trafiłam w nim na artykuł, w którym radzono mi, w jaki sposób siedzieć, chodzić, a także spać, żeby maksymalnie opóźnić proces powstawania zmarszczek na mojej szyi. To sprawa o tyle istotna, że zmarszczki w tym właśnie miejscu nie są jakimiś cieniutkimi, ledwo widocznymi zagięciami skóry, ale długimi, a z wiekiem coraz grubszymi krechami, bezlitośnie odliczającymi kobiece lata.
Spróbowałam sobie przez chwilę wyobrazić, że podane przez autora wskazówki potraktuję poważnie i na przykład spać będę wyłącznie na plecach, z głową lekko odchyloną do tyłu. I wtedy wpadłam w przerażenie, nawet podwójne. Bo, po pierwsze, zdałam sobie sprawę z tego, ile zaangażowania i poświęcenia wymaga moja szyja, a po drugie uświadomiłam sobie, że przecież ona to tylko kawałek mnie. A co z dbaniem o resztę ciała, o komforcie psychicznym nie wspominając?
Ta cała historia przypomniała mi się, kiedy przejrzałam podesłany przez znajomego niemiecki katalog wydawniczy, w którym najwięcej miejsca zajmowały wszelkiej maści poradniki. Można się z nich dowiedzieć, jak zapewnić sobie dobry sen, jak uporać się z alergią czy zaburzeniami jedzenia, jak zapobiegać/żyć/wyleczyć się z ciężkiej choroby, pozbyć się stresu w 10 minut, rzucić palenie, skutecznie i stylowo flirtować, jak zbudować trwały związek, błyskawicznie zapamiętać niezliczoną ilość informacji, a także jak alternatywnymi metodami wyleczyć… duszę. Tyle obszarów trzeba ogarnąć, tyle się naharować.
"Nasi przodkowie budowali katedry - pisze niemiecki psychiatra i teolog Manfred Lütz - my budujemy kliniki. Nasi przodkowie padali na kolana, my robimy skłony tułowia. Nasi przodkowie ratowali swoje dusze, my nasze figury". A w innym miejscu dodaje: "Ludzie nie wierzą już w dobrego Boga, ale w zdrowie, a wszystko, co wcześniej czyniono dla dobrego Boga - pielgrzymki, posty, dobre uczynki - dzisiaj czyni się dla zdrowia" ("Szczęście w pigułce. Kiedy troska o zdrowie staje się chorobą").
Co się z nami stało, że tak chętnie sięgamy po poradniki (coraz więcej ich w księgarniach), a często szerokim łukiem omijamy Ewangelię, czy pisma Ojców Pustyni, z których przecież mądrość życiowa aż kipi? Co się z nami stało, że zamiast powierzać się Bogu i prosić Go o pomoc, wybieramy filozofię samoprzemiany, samouzdrowienia, samouszczęśliwienia?
Odpowiedź znalazłam u Lütza: "Podczas gdy człowiek średniowieczny miał przed sobą życie doczesne plus życie wieczne, dzisiejszy człowiek ma do dyspozycji tylko swoje ograniczone czasowo życie ziemskie".
Skomentuj artykuł