Psycholog: Rośnie pokolenie niepokoju. Jak ratować nasze dzieci?

Pokolenie lęku nie potrafi uciec przed niepokojem. Fot. Chinh de Luc / Unsplash
KAI / mł

- Lęk dziecka silnie na nas oddziałuje, a poczucie, że pomagając, rozwiązaliśmy problem, może przynieść chwilową ulgę. Błąd polega na tym, że jeśli czujemy, iż nasze dzieci kwestionują nasz autorytet lub stanowią dla nas pewnego rodzaju trudne wyzwanie, zbyt łatwo rezygnujemy z roli rodzica. Można też skupić się na technikach i narzędziach, a chodzi przede wszystkim o to, żeby dziecko wiedziało, że je kochamy - mówi w rozmowie z KAI prof. UW Michał Łuczewski, socjolog, psycholog, metodolog, menedżer kultury.

Anna Rasińska (KAI) Eksperci i rodzice coraz głośniej mówią o dramacie młodego pokolenia, określanego mianem "pokolenia lęku". Czy to słuszna obserwacja?

Prof. UW Michał Łuczewski: - Po raz pierwszy usłyszałem to pojęcie kilka lat temu, kiedy jedna z bardzo zdolnych studentek na Wydziale Socjologii UW powiedziała podczas naszego seminarium: "Jesteśmy pokoleniem niepokoju" i wszyscy się z nią zgodzili. To trafna obserwacja. W ostatnich piętnastu latach mieliśmy do czynienia z pogłębiającym się kryzysem zdrowia psychicznego. Ten proces opisuje Jonathan Haidt, psycholog społeczny z NYU, który w tym roku opublikował książkę pod tym tym właśnie tytułem: "Pokolenie niepokoju" (The Anxious Generation).

Jak pomóc przetrwać dziecku, które doświadcza paraliżującego lęku budowanego w jego otoczeniu?

DEON.PL POLECA

- Warto zastanowić się nad samą ideą "pomagania dziecku", która oczywiście jest bardzo szczytna, ale może mieć niezamierzone konsekwencje. Ustawia ona nas, rodziców, w pewnym sensie w pozycji zdystansowanej wobec dzieci. Łatwiej przecież dziecku pomóc niż z nim być, zrozumieć je, poznać. Kiedy pytamy, jak ci pomóc, często próbujemy w ten sposób zmniejszyć swój własny niepokój. Dziecko ma problem? Pomagam! Lęk dziecka silnie na nas oddziałuje, a poczucie, że pomagając, rozwiązaliśmy problem, może przynieść chwilową ulgę. Tomasz Zieliński, osoba z ogromnym doświadczeniem w pracy z dziećmi w kryzysie zdrowia psychicznego, niedługo opublikuje książkę "Usłyszeć na czas". Właśnie: "usłyszeć" na czas, a nie "pomóc". Tomek zamiast pytać dziecko: "Jak ci pomóc", proponuje zapytać: „Jak być z tobą?" Odpowiedź tkwi w samym "byciu" – w stałym, pełnym obecności towarzyszeniu, w "obecności bez niepokoju", jak mówił terapeuta rodzin, a przy okazji rabin, Edwin Friedman. Często nie znamy dobrze naszych dzieci ani świata, w którym funkcjonują – szczególnie świata wirtualnego. Przez to tracimy z nimi kontakt. Dlatego warto zwrócić się do dziecka z prośbą, aby pokazało nam swoje życie. Ważne, byśmy nauczyli się żyć wspólnie i nie bali się prosić dzieci o włączenie nas do ich świata.

Z moich obserwacji wynika, że rodzice z mojego pokolenia starają się poszerzać swoje kompetencje rodzicielskie, wiele czytają na temat komunikacji bez przemocy, rodzicielstwa bliskości, pozytywnej dyscypliny... To oczywiście bardzo dobrze, ale zastanawiam się, czy przez to może czasem brakować nam autentyczności w relacji z dzieckiem, naturalnej komunikacji i szczerej bliskości?

- Pięknie to Pani ujęła. Czasem poszukiwanie relacji z dziećmi może być źle ukierunkowane. Możemy skupić się na technikach i narzędziach, a chodzi przede wszystkim o to, żeby dziecko wiedziało, że je kochamy, na szczerości, spontaniczności, autentyczności. Rodzic nie ma być wyszkolonym terapeutą dla swojego dziecka, ma być dojrzałą osobą dorosłą. Choć terapia może przynieść korzyści i warto z jej pomocy korzystać, to nie ona sama w sobie jest źródłem oparcia i szczęścia dziecka. Prawdziwe szczęście tkwi w relacjach. Terapia działa właśnie dlatego, że opiera się na dojrzałej, autentycznej relacji. Najważniejsze w terapii jest to, że relacja między terapeutą a pacjentem ma leczniczy charakter, wykraczający poza wszelkie formuły i protokoły. Kluczowa jest uważność dorosłego człowieka, który nie tylko słucha, ale widzi nas w pełni – nie przez pryzmat naszych problemów, lecz całej naszej osoby. Dobry terapeuta widzi człowieka w jego pełnym człowieczeństwie. Tutaj pojawia się pytanie o autentyczność. Czym ona właściwie jest? Dla mnie autentyczność to bycie ze sobą w pełni, dzielenie się zarówno niepewnością, jak i pewnością. Obecność bez niepokoju ma moc uzdrawiającą.

Co jeszcze możemy zrobić, aby nasze dzieci się nie pogubiły?

- Wydaje mi się, że pierwszy błąd polega na tym, że jeśli czujemy, iż nasze dzieci kwestionują nasz autorytet lub stanowią dla nas pewnego rodzaju trudne wyzwanie, zbyt łatwo rezygnujemy z roli rodzica. Może nam się wydawać, że jeśli dziecko nas na chwilę nie lubi, to jednocześnie nas nie kocha. A to nie jest prawda. Nie możemy zrezygnować z bycia rodzicem i z naszego najważniejszego daru, jaki możemy dać dziecku, to znaczy - naszej miłości. Pisali o tym Gordon Neufeld i Gabor Maté w książce "Więź. Dlaczego rodzice powinni być ważniejsi od kolegów". Nie możemy oddać wychowania dzieci w ręce rówieśników czy internetu. To złudne przekonanie, że ktoś inny wychowa nasze dzieci za nas. Uważam, że musimy wciąż na nowo odkrywać w sobie godność rodzica. Nikt nie wychowa naszych dzieci lepiej od nas samych, więc powinniśmy odkryć i zakorzenić w sobie poczucie tej rodzicielskiej godności.

W takim razie jak budować poczucie godności w dziecku i w rodzicach?

- Godność to poczucie pewności tego, kim jesteśmy. Ale skąd możemy czerpać tę godność? Z poszukiwania odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy jako kobiety, mężczyźni, jako rodzice. W tym procesie bardzo pomocne są różnego rodzaju grupy wsparcia. Kluczowe jest także zakorzenienie duchowe i ustabilizowanie swojej tożsamości poprzez rozwój życia duchowego, odkrywanie zarówno swoich wartości, jak i swojej wartości. To niezwykle ważna kwestia, bo dzieci, które zanurzone są wyłącznie w relacjach z rówieśnikami, mogą być skazane na ciągły niepokój. Młode pokolenie często szuka odpowiedzi na pytanie "Kim jesteś?" w mediach społecznościowych, spędzając tam mnóstwo czasu. To jednak jedno z najgorszych miejsc do budowania godności. Oczywiście, można tam znaleźć pozytywne treści, ale w większości media społecznościowe prowadzą do niepokoju, ponieważ opierają się na nieustannym porównywaniu się z innymi. W tym porównaniu, w wyidealizowanym świecie wirtualnym, często wypadamy gorzej, co może wręcz odbierać nam godność – szczególnie dotkliwe jest to dla dziewcząt. Haidt pokazuje, że ze względu na ich większe uzależnienie od mediów społecznościowych to właśnie dziewczynki są szczególnie narażone na kryzys zdrowia psychicznego.

Każdy człowiek potrzebuje dojrzałych modeli, które pokażą, jak radzić sobie z lękami i niepewnościami. Budowanie godności wymaga przede wszystkim tworzenia prawdziwych, autentycznych relacji – zarówno rówieśniczych, jak i z dorosłymi. Dziecko dla swojego dobrostanu potrzebuje nas, dorosłych, do których może się zwrócić. Ważne są więzi w grupach sportowych, religijnych, harcerskich, a także relacje w rodzinie i w kręgach przyjaciół rodziców. Istotne jest też życie duchowe, które pomaga w odkrywaniu własnych wartości, przez modlitwę i poszukiwanie kontaktu z Bogiem. To właśnie te elementy mogą być fundamentem godności i zdrowego poczucia własnej wartości.

- Odkrywanie godności dziecka Bożego?

- Tak, wiara jest nam potrzebna nie tylko dlatego, żeby być świętymi, ale też dlatego, żeby po prostu być. Być zdrowymi, szczęśliwymi, spełnionymi, godnymi. Duchowość ma pozytywny wpływ na nasze zdrowie psychiczne. Stwierdzenie, że mamy godność dziecka Bożego, jeśli będzie właściwie rozumiane, będzie niezwykle wzmacniające, ponieważ jest to wartość niezbywalna, której nikt nie może nam odebrać ani zakwestionować. Największy paradoks polega na tym, że młode pokolenie, które zmaga się z największymi problemami psychicznymi, jednocześnie coraz bardziej dystansuje się od wiary swoich rodziców i dziadków. To, co może być lekarstwem, jest postrzegane przez nie jako trucizna. Samodzielne duchowe poszukiwania nie są łatwe. Budowanie własnej duchowości „na surowym korzeniu", bez oparcia się na głębszych tradycjach, może zwiększać niepokój. Bo gdzie mamy znaleźć sens? W buddyzmie, mindfulness, zodiaku, kamieniach czy innych formach duchowości? Którą z tych form wybrać? A przecież nasza własna kultura kryje w sobie prawdziwe duchowe skarby, po które mogliby sięgnąć. Ale żeby oni sięgnęli po nie, najpierw my musimy umieć je odkryć, żeby nimi się podzielić.

Wiara zakorzeniona w tradycji chrześcijańskiej, z jej bogactwem duchowym, może być potężnym wsparciem w tych trudnych czasach, oferując to, czego młode pokolenie tak bardzo potrzebuje – stabilność, sens i poczucie własnej wartości, które nie opiera się na zmiennych czynnikach zewnętrznych. Trzeba jednak przyznać, że często nie jesteśmy dobrymi świadkami wiary.

Czym jest godność rodzica, godność taty i mamy? Czy powinniśmy zacząć od wzmacniania godności rodzica czy raczej godności dziecka?

- Jako ludzie wiary często koncentrujemy się na pomaganiu innym, ale musimy pamiętać, że trudno jest pocieszać innych, kiedy sami jesteśmy wewnętrznie strapieni. Jak możemy budować poczucie godności w innych, jeśli sami nie odczuwamy tej godności? To wyzwanie – bo jeśli nie czuję w sobie miłości Boga, jak mogę nią dzielić się z innymi? Jak mogę dbać o godność drugiej osoby, jeśli sam tej godności w sobie nie odnajduję?

Dlatego tak ważne jest, by najpierw odnaleźć w sobie te wartości transcendentne. To nie jest coś, co możemy w sobie „wycisnąć" siłą, ale raczej coś, co jest nam "dane i zadane", jak powtarzał Jan Paweł II. Modlitwy, przykład osób świętych, uczestnictwo w życiu duchowym – to wszystko pozwala nam zrozumieć, że nie jesteśmy sami. Istnieje duchowy świat, w którym Bóg może nas pocieszyć. Towarzyszy nam Jezus, Bóg-Ojciec, Duch Święty, Matka Boża, święci – to nie są tylko pojęcia, ale realne wsparcie, które mamy na wyciągnięcie ręki.

To poczucie godności i miłości jest nam "dane i zadane" przez Boga – nie musimy go w pewien sposób „wymuszać". Kiedy przyjmujemy tę miłość, możemy nią dzielić się z innymi. Co więcej, kiedy dzielimy się miłością, ona często wraca do nas, wzmacniając nas jeszcze bardziej. Kiedy nasze dzieci widzą w nas rodziców, którzy potrafią dzielić się miłością w codziennych, małych gestach, umieją na to odpowiadać.

Dlatego kluczowe jest, aby zacząć od siebie. Trzeba aktywnie pracować nad swoim wnętrzem i nad swoją relacją z Bogiem – nie pozostawać w stanie „zamrożenia" czy stagnacji. Nasza wewnętrzna praca nad sobą to pierwszy krok do tego, by móc prawdziwie dzielić się miłością i budować godność u innych.

Czy godność nie jest słowem zbyt górnolotnym dla współczesnej rodziny?

- Zdecydowanie nie. Czy istnieje lepsze określenie, którym można je zastąpić? Tożsamość? Zakorzenienie? Te terminy nie oddają w pełni tego, co kryje się za godnością. Brakuje im pewnego rodzaju królewskości i świętości, którą ono niesie. Mówiąc "godność", widzimy osobę pewną, zdecydowaną, słusznie dumną.

Jak odbrązowić „godność" i zdjąć ją z pomnika, przenieść do codzienności?

- W dzisiejszym świecie rodzice mogą czuć się zagubieni, bo dawne przepisy na role rodziców już się nie sprawdzają. Są pod stałą presją, że nie są wystarczająco dobrzy, że puszczają im nerwy, krzyczą, albo nie ukończyli kolejnego kursu komunikacji bez przemocy i nie umieją sformułować "komunikatu Ja". Wtedy łatwo im zapomnieć o swojej godności. W przestrzeni publicznej często podważany i osłabiany jest ich autorytet, wydaje się, że telewizyjna, wymyślona Superniania może ich zastąpić. To właśnie w takich momentach szczególnie odczuwamy wagę godności – gdy ktoś ją kwestionuje. Jest to nasz wewnętrzny skarb, którego nie chcemy utracić. Irytacja na to, że gubi się gdzieś rola nas jako rodziców, jest dobrą wskazówką tego, że ważna jest dla nas godność bycia ojcem czy matką.

Godności nie mamy raz na zawsze. To nie jest tak, że w pewnym momencie zwołamy rodzinę i ogłosimy: „Teraz jestem godnym rodzicem, zobaczcie, jaki jestem godny". Godność wynika z codziennego bycia, spędzania czasu z dziećmi, zabawy z nimi, a także z naszego życia poza rodziną, z naszego życiowego doświadczenia i mądrości, którymi możemy się dzielić. Jest czymś, co stale odkrywamy, a jednocześnie stopniowo budujemy. Nie jest to coś, co możemy w pełni stworzyć sami – godność odkrywamy wspólnie z naszymi dziećmi, przyjaciółmi i rodziną. Ich godność wspiera naszą godność, a nasza godność wspiera ich godność.

***

Prof. UW Michał Łuczewski - socjolog, psycholog, metodolog, menedżer kultury. Adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książek i filmów dokumentalnych. Współtwórca koncepcji Kongresu 590. Tato 4 dzieci.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Psycholog: Rośnie pokolenie niepokoju. Jak ratować nasze dzieci?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.