Uczciwość ukarana, czyli legalna demoralizacja

ks. Artur Stopka

Zostałem surowo ukarany za moją uczciwość. Za to, że zamiast ukraść dźwiękową wersję książki, ściągając jej piracką wersję z Internetu, postanowiłem kupić audiobooka w formie mp3 w jednej z internetowych księgarni.

Równocześnie zostałem całkowicie legalnie i zgodnie z prawem mocno zgorszony i zdemoralizowany jednoznacznym przesłaniem, że nie warto być uczciwym. Przez dwadzieścia kilka godzin nie miałem ani sumy zapłaconej za cyfrową wersję dźwiękowej książki na koncie, ani audiobooka w komputerze.

Gdzie tu miejsce na zgorszenie i demoralizację? Już wyjaśniam.

DEON.PL POLECA

Gdy tylko ujawniłem tu i ówdzie, że chętnie odsłuchałbym w wersji dźwiękowej pewną dość znaną książkę, od razu pojawiła się pokusa w postaci podsuniętego przez znajomego konkretnego adresu strony internetowej, skąd można ją sobie ściągnąć za darmo pod warunkiem, że zna się zmieniony tytuł, pod którym tam ją ukryto.

Postanowiłem jednak nie ulec pokusie i książkę zakupić w jednej z dużych księgarni internetowych, w której już wcześniej za pomocą SMS-ów nabywałem z powodzeniem i bez większych kłopotów czasopisma w wersji elektronicznej. Niestety, audiobooka nie dało się kupić za SMS-a, trzeba było skorzystać z przelewu bankowego.

I tu się zaczęła moja niczym niezasłużona droga przez mękę oraz legalna demoralizacja połączona ze zgorszeniem, czyli upewnianiem mnie, że bycie dobrym i uczciwym nie popłaca, a przede wszystkim niesłychanie komplikuje i utrudnia życie. Bo co prawda mój bank, zgodnie z wydaną przeze mnie za pośrednictwem Internetu dyspozycją, przelew zrealizował, pieniądze z mojego konta znikły, ale w mojej poczcie nie pojawił się mail z linkiem do kupionej książki. I nie pojawiał się przez ponad dobę.

W odpowiedzi na interwencje u sprzedawcy, dowiedziałem się, że "Pana wpłata nie została jeszcze zaksięgowana w naszym banku, stąd to opóźnienie".

"A co mnie to obchodzi?" - pomyślałem. "Ja pieniądze wysłałem. Mam na to bankowe potwierdzenie. Gdyby stacja benzynowa, na której płacę za paliwo kartą kredytową, kierowała się taką logiką, już dawno musiałbym się przesiąść na hulajnogę. To nie ja jestem nieuczciwy, tylko ten, kto przetrzymuje wbrew mojej woli moje pieniądze. A karany jestem za tę nieuczciwość ja, który uczciwie zapłaciłem. Nie mam już tych pieniędzy i nie mam kupionego uczciwie towaru" - perorowałem sam do siebie. "Jesteś durny!" - krzyczało coś w mojej głowie. "Gdybyś ściągnął audiobooka stamtąd, skąd ci radzono, już byś był w połowie słuchania. Szybko, sprawnie, bez nerwów, bez dowodzenia, że zapłaciłeś. No i bez wydawania sporej kasy na coś, czego wcale nie musisz być posiadaczem".

To prawda. Pliku audiobooka, o którym mowa, nie muszę mieć na własność. Chcę go raz posłuchać, tak jak raz czytam książki pożyczane od znajomych lub z biblioteki. Tymczasem musiałem na niego zapłacić kilkadziesiąt złotych.

Polecam moją historię wszystkim obrońcom praw autorskich, wyzywającym od złodziei ludzi, którzy unikając - jak widać na moim przykładzie niejednokrotnie kłopotliwego i zajmującego czas oraz angażującego emocje - płacenia wygórowanych cen, chcą raz czy drugi posłuchać jakiegoś pliku i wcale im nie zależy na tym, aby być jego właścicielem.

Dotychczas wydawało mi się czymś oczywistym, że jeśli chcemy, aby ludzie postępowali dobrze i uczciwie, należy sprawić, by dzięki temu ich życie stawało się prostsze i lepsze. Moje życie z powodu uczciwego zakupu dźwiękowej książki zamiast ściągnięcia jej pirackiej kopii, stało się na prawie dwie doby mini koszmarem. Dlatego, że nie ukradłem, musiałem właściwie dowodzić, że nie jestem złodziejem. To demoralizujące. To nieuczciwe. To głupie.

Nie wiem, kto przez ponad dobę przetrzymywał moje pieniądze. Czy firma pośrednicząca w transakcji, czy bank obsługujący internetowaą księgarnię czy jacyś jeszcze inni nieznani sprawcy. Dowiedziałem się natomiast, że mój przypadek pełnej niejasności sieciowej transakcji nie jest wcale tak jednostkowy i unikalny, jak mi się wydawało. Osób, które są w majestacie prawa (bo podobno w całej mojej historii nikt nie naruszył obowiązujących przepisów) demoralizowane i przekonywane, iż - jak mawiał pewien zgorzkniały ksiądz - "każdy dobry uczynek będzie surowo ukarany".

PS. Książka, o której mówi ta opowieść, w Polsce ukazała się pod tytułem "Ekonomia dobra i zła". Autorem jest Tomáš Sedláček.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Uczciwość ukarana, czyli legalna demoralizacja
Komentarze (27)
Andrzej Bielak
16 września 2012, 09:10
 Przepraszam, ale pierwszy raz artykuł ks. Artura wogóle mi sie nie podobał. Autor by chciał mieć wszystko od ręki, już, w tej chwili. A czy nie można dobe czy dwie poczekać, korona z głowy spadnie? Opowiadanie o zgorszeniu i demoralizacji też jest nie adekwatne i wysoce wyolbrzymione.   A ja się tak zastanawiam, czy ks. Artur eksperymentu nie zrobil, znaczy podpuchy zwykłej. Zeby policzyć ile "mundrych" na świecie, takich co to wszystko najlepiej wiedzą... I nie tylko. Pozdrawiam
T
Tomek
14 września 2012, 22:55
 Przepraszam, ale pierwszy raz artykuł ks. Artura wogóle mi sie nie podobał. Autor by chciał mieć wszystko od ręki, już, w tej chwili. A czy nie można dobe czy dwie poczekać, korona z głowy spadnie? Opowiadanie o zgorszeniu i demoralizacji też jest nie adekwatne i wysoce wyolbrzymione.  
D
direta
13 września 2012, 23:36
 Chwila, chwila! Co mają wspólnego prawa autorskie z nieuczciwością banków? Autor stworzył dzieło, oddał je wydawcy. Wydawca płaci mu tantiemy (zwykle poniżej złotówki od sprzedanego egzemplarza) Cała reszta zysku zostaje rozdzielona między pośredników. Jeden z nich jest sprzedawcą. Kupił książki w hurtowni, zapłacił i chce mieć zysk ze sprzedaży. Jeśli teraz bank wziął pieniądze klienta a potem przez określony czas nimi obracał generując swoje własne zyski, to bank jest nieuczciwy. Jeśli natomiast bank przelał pieniądze ale zatrzymał je sprzedawca, to on okazuje się nieuczciwy. Dlaczego zatem x.Artur chce za nieuczciwość banku karać autora, który i tak jest już wyzyskiwany przez całą grupę pasących się na nim pośredników? Ja bym radziła oddać autorowi co autorskie, Bogu to co należy do Boga i... zmienić bank na taki, który nie dorabia się na przetrzymanych pieniądzach. Lub machnąć ręka i zwłoke wliczać w normalny czas oczekiwania, a wygenerowane przez bank zyski z zatrzymania zapłaty uznać za jałmużnę. Dziwne, że kiedy zamawia ksiądz coś w sklepie wysyłkowym, to nie bije na alarm, że towar nie pojawił się na biurku w momencie kliknięcia i nie nawołuje do krucjaty przeciwko producentom, tylko spokojnie czeka aż mu ten towar jakiś listonosz czy kurier przuniesie. Zaprawdę przedziwna logika tego artykułu. (Delikatnie mówiąc)
L
leszek
13 września 2012, 17:18
Z punktu widzenia klienta jest to po prostu przelew (nawet elektroniczny). Ale w bankach pod spodem siedzą bardzo różne systemy i bardzo rózne technologie informatyczne. Przelew międzybankowy polega na tym, że te rózne systemy informatyczne muszą się porozumieć między sobą. Więc jeśli jest np. 30 róznych banków i 30 róznych systemów informatycznych i każdy z każdym musiałby się bezpośrednio dogadywac, to musiałoby istnieć 30*29 różnych wariantów komunikacji. Więc dlatego prościej ( i z punktu widzenia klienta taniej, co bardzo istotne) jest korzystać z jednej platormy do wymiany, bo zamiast 30*29 połączeń wystarczą tylko 30. Ale ta wspólna platforma czyli Elixis po prostu działa jak działa i banki na to wpływu nie mają. Oczywiśćie, że można sobie wyobrazić inne formy komunikacji, ale to może dotyczyć połączeń pomiędzy wybranymi bankami i na pewno nie za darmo. Klient może mieć na najwyżej wybór, natychmiastowy przelew za 20 złotych w jakiś szczególny sposób, czy standardowy przelew poprzez Elixir po kilku godzinach czy następnego dnia za 1 złoty. Po prostu trzeba wiedziec, że na tym świecie nie ma darmowych zup i nikt nic za darmo nie rozdaje. a już na pewno nie banki, który sa instytucjami bizensowymi i mają przynosić zyski.
G
gość
13 września 2012, 15:27
Porównanie nie jest chybione bo na wejściu i wyjściu wystarczy urządzenie kryptograficzne i całość jest w 100% zabezpieczona. Nawet jeśli jest trzecia strona- bank centralny NBP. Technologicznie nie ma przeciwskazań by systemy bankowe działały w czasie rzeczywistym. Autoryzacja i sama transakcja to wysłanie dosłownie paru kilobajtów. Czy sprawdzenie podpisu elektronicznego trwa długo? A można  za jego pomocą sprzedać dom, firmę itd, rzeczy wielokrotnie więcej warte jak audiobook. Co do sesji elixiru, jeżeli wyślemy przelew tak że sesje elixiru się nie zgrają to dochodzi na następny dzień i bank obraca tymi środkami bez korzyści dla klienta banku. Ten sam mechanizm wykorzystuje np. allegro w PayU, opóźnia o jeden dzień przesłanie środków. Tłumaczenie "hop siup i pstryknięcie palca" by pasowało gdyby komputery pracowały z procesorami 8bitowytmi na łączach modemowych 14400b/s albo dane pędziły z prędkością samochodu :) Mamy jednak sieci ATM, potężne centra do przetwarzania danych i zaawansowaną kryptologię...
C
chordad
13 września 2012, 12:11
 a tam... takie pieprzenie o niczym.... zamiast przelewu trzeba było wybrać płatność kartą i byłoby ok. a niemożność przesłuchania audiobooka to "minikoszmar" ??? coś na skołatane nerwy polecam, melissę może... tak swoją drogą, to z moich doświadczeń, w rankingu firm nie radzących sobie  z transakcjami w internecie przoduje pewna ponoć katolicka księgarnia  o nazwie g...24. nie dość, że po skompletowaniu zamówienia i skasowaniu pieniędzy za całe, człowiek dostaje maila, ze jakiejś pozycji nie ma i nie będzie; to kasę ok.2 tygodni zwracali... w innych, nie kłujących w oczy swoją katolickością firmach, jest to jednak  o wiele bardziej user-friendly zrobione...
L
leszek
13 września 2012, 10:22
Porównanie banku do poczty mejlowej jest chybione. W wypadku banku dodatkowym i podstawowym kryterium jest bezpieczeństwo transakcji i dlatego to nie jest wszystko na  hop siup i pstryknięcie palca. Wszystkie transakcje związane są z procedurami dotyczącymi bezpieczeństwa. Mejl może dojśc i może nie dojść. Ale raczej nikt nie będzie zachwycony, jak mu nagle znikną środki z konta, bo banki się zaczną ścigać który szybciej.
M
monika
13 września 2012, 10:02
To nie uczciwość została księże ukarana, a lenistwo... Trza było przeczytać regulamin. Ksiądz też by nie dał swojej własności póki pieniądze nie wpłynęłyby księdzu na konto. Uczucia trza porządkować:-), jak mawiał Ignacy. A ojciec co by zrobił: ściągnął czy wyżebrał?
Andrzej Bielak
13 września 2012, 09:36
@any Czy wie Pan jak działa poczta mailowa?  Wiem, dlatego tez napissałem o różnych systemach, które są integrowane za pośrednictwem KIR. Per analogiam, wysyłając zaszyfrowanego przez SSL maila na serwer obsługujący wyłącznie TSL liczmy się z tym, że mail  może nie dotrzeć. Oczywiście integracja systemów jest jak najbardziej wskazana i powoli się odbywa, ale jak wspomniałem to kosztuje.
Andrzej Bielak
13 września 2012, 09:31
 @ gość. Jak już wcześniej wspomniałem karta jest zupełnie innym narzędziem. Jest to dokument potwierdzający, że jego posiadacz ma określone środki, własne lub kredyt, dlatego też potwierdzenie, transakcji odbywa się natychmiast. Natomiast pieniądze na rachunek sprzedawcy trafiają najwcześniej następnego dnia roboczego. W szczegółach wygląda to tak, że wbicie kodu PIN na terminalu, jest równoważne z zapewnieniem, że wystawca karty, np. VISA przeleje pieniądze sprzedawcy. Ale proszę zwrócić uwagę jednak jest poślizg czasowy i jest przelew. Czy jesteśmy oszukiwani przez banki? Nie do końca. Przelew wysłany jednego dnia przed południem, jest księgowany następnego dnia, ale z datą o dzień wcześniejszą. I zmienia saldo rachunku na dzień zlecenia przelewu, taka jest zasada. Czy zdarzają się odstępstwa od tej reguły. Nie wiem, banki, z którymi ja pracuję trzymają się tej zasady dość skrupulatnie. Nie ma żadnych ograniczeń - ależ są, natury finansowej, wspominałem już o tym poprzednio. Wdrożenie nowego, szybszego systemu kosztuje gigantyczne pieniądze. I rodzi się dylemat. Wdrażamy nowe, nie oglądając się na koszty, którymi i tak kogoś obciążymy, czy też będziemy stopniowo, w miarę zużywania się dotychczsowych systemów, modernizować. No i skoro o transferach pieniędzy mówimy, to wypadałoby powiedzieć o samych pieniądzach. Transakcje kartowe są łatwe, przyjemne bezpieczne, ale kosztują, w Polsce średnio 2% kwoty. I tutaj lekki ukłon w stronę ks. Artura - niestety tak wysokie prowizje zdarzają się w Polsce i jeszcze kilku innych krajach. "Cywilizowany zachód" płaci połowę tej kwoty. :-) Koszt takiej transakcji ponosi akceptant czyli sprzedawca, więc finalnie i tak poniesiie go klient. A wracając do sedna problemu. Autor wsiadając na statek do Ameryki oburzona się, że podróż trwa dwa tygodnie, a nie kilka godzin - wszak samoloty w tym czasie tam docierają. Zapomina jednak, że sam (mniej lub bardziej świadomie) dokonał wyboru środka transportu. Pozdrawiam
13 września 2012, 09:06
@any Czy wie Pan jak działa poczta mailowa? (w skrócie: autoryzacja na swoim serwerze pocztowym, wysłanie maila na serwer, on znajduje serwer docelowy, wysyła i adresat odbiera. Działa to natychmiast, w dodatku teraz częsciej transmisja jest szyfrowana SSL. Mail dociera w kilka sekund na każde miejsce planety jesli łącza są sprawne. W epoce potężnych systemów bankowych (zwróćmy uwagę że pierwsze systemy informatyczne zbudowały w Polsce banki już kilkadziesiąt lat temu) wiszących na światłowodach (przepływności rzędugigabitów na sekundę) problemu żadnego nie ma. Autoryzacja i przeksięgowanie kwoty trwa krócej jak wklepanie tego komentarza. To nie jest więc problem techniczny czy organizacyjny żeby przelewy docierały w kilka sekund. To staje się problemem moralnym - okradania jednostki przez system. Problem polega na tym że banków jest bardzo wiele a przelewy moga byc bardzo wielkie w związku z tym realizacja musi byc bezpieczna! Stąd email nawet po SSL-u nie wchodzi w rachubę... Do realizacji natychmiastowej płatności wymyslono właśnie karty (mniejsze kwoty, zabezpieczenia itp itd).
G
gość
13 września 2012, 08:46
@any Czy wie Pan jak działa poczta mailowa? (w skrócie: autoryzacja na swoim serwerze pocztowym, wysłanie maila na serwer, on znajduje serwer docelowy, wysyła i adresat odbiera. Działa to natychmiast, w dodatku teraz częsciej transmisja jest szyfrowana SSL. Mail dociera w kilka sekund na każde miejsce planety jesli łącza są sprawne. W epoce potężnych systemów bankowych (zwróćmy uwagę że pierwsze systemy informatyczne zbudowały w Polsce banki już kilkadziesiąt lat temu) wiszących na światłowodach (przepływności rzędugigabitów na sekundę) problemu żadnego nie ma. Autoryzacja i przeksięgowanie kwoty trwa krócej jak wklepanie tego komentarza. To nie jest więc problem techniczny czy organizacyjny żeby przelewy docierały w kilka sekund. To staje się problemem moralnym - okradania jednostki przez system.
C
Czarna
13 września 2012, 08:35
Zgadzając się  z licznymi przedmówcami w kwestii mechanizmu przelewów chcę jednak zauważyć, że artykuł zwraca uwagę na istotną kwestię. Mianowicie: jeśli wdrażanoby procedury i sposoby na uczciwe zapłacenie za plik (czy wypożyczenie pliku; coś takiego działa, o ile wiem, np w Bibliotece Polskiej Piosenki, więc czemu nie z książkami?), takie, które dorównują szybkością i niekłopotliwością ściągnięcia pirackiego pliku, byłoby to o wiele skuteczniejsze niż kary (a także pogróżki i wyzwiska). Jest też w wydawcach zdumiewający opór przed obniżeniem cen ebooków (a z dobrego źródła wiem, że bariera jest głównie psychologiczna). Jednak, zupełnie po prostu, "analogowe" firmy i "analogowe" prawodawstwo wciąż nie nadążają za tempem Internetu. Bardzo chętnie jestem w sieci legalna i uczciwa, ale czasami mam wrażenie, że robi się wszystko, żeby mi to utrudnić. Cóż, może nasze dzieci coś mądrego w tej dziedzinie wymyślą.
G
gość
13 września 2012, 08:34
Banki między sobą przekazują pieniądze w sesjach, mechanizm znany ale nie powiem że to jest w porządku. Jeżeli płacimy kartą to problemu z dotarciem pieniędzy nie ma, nawet kupując w sobotę - kiedy sesje między bankami nie są realizowane. Zwyczajnie godzimy się na to żeby być oszukiwani przez banki i nikt mi nie powie że to uczciwe. Nie ma ŻADNYCH OGRANICZEŃ OD STRONY TELEINFORMATYCZNEJ żeby przelewy były realizowane w czasie rzeczywistym między różnymi bankami ale wystarczy sobie wyobrazić ile to jest np 1% z 1 000 000 000 000 zł przetrzymanych jeden dzień. Niestety z tym złodziejstwem trzeba się pogodzić bo nasze oburzanie nic nie da. Trzeba tylko spojrzeć na godziny sesji wychodzących swojego banku i przychodzących banku docelowego a będziemy wiedzieli kiedy nasze pieniądze dotrą.
Andrzej Bielak
12 września 2012, 22:20
 Proszę księdza - operacyjnie sprawa wygląda tak. Ksiądz posiada rachunek w banku X, sprzedawca zaś w banku Y. Udaje się ksiądz do okienka w swoim banku, wypełnia druczek i wręcza kasjerce. Ta operacja powoduje, że saldo księdzowego rachunku zostaje pomniejszone o kwotę zapisaną na blankiecie. Teraz sprawę bierze w swoje ręce bank, który blankiet wysyła do banku Y. To przesłanie odbywa się za pośrednictwem Krajowej Izby Rozliczeniowej (KIR). Czyli w cała zabawę zaangażowane są trzy instytucje, na dodatek komunikacja pomiędzy nimi odbywa się trzy razy na dobę. Żeby utrzymać się w schemacie okienka bankowego - ktoś w banku zbiera wszystkie złożone blankiety i doręcza je do KIR, gdzie blankiety są sortowane według banków odbiorców i ponownie dostarczane, m.in do banku Y. Taka operacja może trochę potrwać, nawet jeżeli odbywa się elektronicznie. Trochę inaczej wygląda ta sprawa, jeżeli obie strony transakcji mają rachunek w tym samym banku. Tam po postu przelewy odbywają się dużo szybciej. Dlaczego tak się dzieje? A z prostej przyczyny. Różne banki stosują różne systemy i potrzebny jest ktoś, kto przełoży z polskiego na nasze. Po prostu złożył ksiądz tradycyjny przelew i taki czas realizacji jest normą. Zupełnie inna sprawa jest z płatnościami kartowymi. Karta kredytowa jest po prostu glejtem stwierdzającym, że ktoś za księdza ureguluje rachunek i rozliczy się z księdzem w późniejszym terminie. A co do polskich realiów. Tak się składa, że w dziedzinie nowych technologii mocno wyprzedzamy konkurencję zza granicy. Z jednej prostej przyczyny - wcześniejsze zacofanie technologiczne Polski sprawiło, że kupujemy najnowsze rozwiązania, bo innym krajom nie opłaca się zmieniać starych, jeszcze funkcjonalnych rozwiązań. Podsumowując - cierpliwości, zrozumienia księdzu życzę. I pamiętać, że po drugiej stronie rzeki zawsze trawa jest bardziej zielona ;-) Pozdrawiam Andrzej
P
Piotrek
12 września 2012, 20:47
Należy wziąć głęboki oddech, uspokoić się a później przeczytać czym jest Krajowa Izba Rozliczeniowa, która zarządza przelewami między bankami i czym są sesje Elixir. Ani bank księdza nie trzymał tych pieniędzy, ani księgarnia ich nie otrzymała potajemnie i przez kilkanaście godzin nie nabijała odsetek, nie chcąc wydać księdzu zakupionego pliku. Tak póki co działają przelewy w Polsce. Na pocieszenie mogę napisać, że sporo banków oferuje (odpłatnie co prawda) za pośrednictwem zewnętrznych firm szybsze przelewy, które trafiają do odbiorcy w ok. 15 minut, małymi krokami wchodzą też ekspresowe przelewy Express Elixir. Jeszcze trochę wody w Wiśle musi upłynąć i przelewy takie za jakiś czas będą tanie lub całkiem darmowe, a przede wszystkim powszechne i działające między wszystkimi krajowymi bankami. Cierpliwości i zrozumienia! Pozdrawiam :)
KA
ks. Artur Stopka
12 września 2012, 16:20
@ o. Grzegorza Kramer SJ: Otóż nie ma Ojciec racji. Dałbym i wielokrotnie dawałem. Bo mam do ludzi i do stworzonych przez nich mechanizmów zaufanie. Nie jestem w tym zresztą oryginalny. Nie bez powodu wspomniałem w swoim tekście o płaceniu kartą kredytową... A co do pouczaczy w kwestii cierpliwości i wypominaczy mojego lenistwa... Przelewami posługuję się bardzo często. Także dokonując zakupów w Internecie. Nigdy dotychczas nie zdarzyło mi się, aby cała operacja trwała tak długo (ponad dobę poza weekendem). Zwykle wystarczyły max. dwie, trzy godziny godziny. Tekst napisałem między innymi dlatego, że dowiedziałem się, iż zjawisko, które mnie dotknęło, zaczyna się pojawiać w Polsce coraz częściej.
M
MK
12 września 2012, 15:10
Co za straszna historia. Codziennie miliony użytkowników usług bankowych spotykają się z podobnymi ograniczeniami. Tak działają przelewy internetowe.
JG
jestem głodny lecz wolny
12 września 2012, 14:46
Osób, które są w majestacie prawa (bo podobno w całej mojej historii nikt nie naruszył obowiązujących przepisów) demoralizowane i przekonywane, iż - jak mawiał pewien zgorzkniały ksiądz - "każdy dobry uczynek będzie surowo ukarany". oj, prawda, prawda, kto jest uczciwy dzisiaj i ma dobre serce ten musi mieć twarde miejsce do bicia, oj, mnożyć by przykłady... ale warto być uczciwym, bo na drugi świat majątku ani centa się nie zabierze, oj, nie zabierze, korzeń uczciwości, dobrych uczynków jest gorzki - ale za to owoce słodkie, oj, słodkie
12 września 2012, 13:56
(o tak, banki postępują nieuczciwie, nie wykonując od razu przelewów, nawet jeśli w świetle prawa są czyste) Są dwie kwestie dotyczące opóźnienia: - technioczno organizacyjna - proceduralna przelewy szczególnie między bankami (ale często jeszcze i między oddziałami) nie są (zazwyczaj) wykonywane na bieżącą, lecz w tzw. sesjach (co kilka godzin) stą naturalne opóznienie... i jest to ograniczenie związane z rozwojem infrastuktury technicznej jeśli natomiast procedura zachęca (pozwala) na opóźnienia dokonania przelewu przez bank  to jest już innakwestia...
L
leszek
12 września 2012, 13:43
Ojciec wali z armat., ale nie końca przemyślał do kogo i w jakim celu. Jeśli to jest normalny przelew bankowy, to musi najpierw kwota byc zdjęta z konta w jednym banku i wprowadzona na konto w innym banku. Takie przelewy międzybankowe na ogół trwają jeden dzień, to się nie odbywa w ułamku sekundy, bo tutaj są zaangażowane dwa podmioty niezależne od siebie. To co Ojciec ma ręku to tylko polecenie zapłaty w swoim banku. Ale sprzedający nie musi być zainteresowany korespondencją Ojca ze swoim bankiem, tylko zobaczeniem wpłaty na swoim koncie w swoim banku. To tak jakby Ojciec chciał komuś przekazać pieniądze przekazem pocztowym i się oburzał, że adresat dostaje pieniądze po kilku dniach i zastanawiał się, kto obraca w tym czasie tymi pieniędzmi. Ano nikt nie obraca, a tylko wykonanie tej usługi zajmuje tyle czasu. Analogicznie przelew bankowy to jest pewna usługa, której wykonanie zajmuje jakis czas. Jeśli Ojciec jest niezadowolony z jakości usługi, to niech złozy reklamację albo zmieni bank. Najlepiej płacić kartą kredytową, ostatnio też kupiłem dwie książki w ten sposób i miałem je po kilku minutach.
W
w.
12 września 2012, 13:26
Sądzę, że Ksiądz Artur jest już wystarczająco pouczony przez komemntujacych:) I  od teraz będzie bardziej cierpliwy i mniej leniwy:)
A
Anka
12 września 2012, 13:01
To nie uczciwość została księże ukarana, a lenistwo... Trza było przeczytać regulamin. Ksiądz też by nie dał swojej własności póki pieniądze nie wpłynęłyby księdzu na konto. Uczucia trza porządkować:-), jak mawiał Ignacy. W pełni się z Ojcem zgadzam! I cierpliwości trzeba się uczyć - nie zawsze tak jest, że możemy mieć wszystko od razu. Czasem, chcąc książkę kupić w księgarni, dowiadujemy się, że nie ma jej w magazynie i trzeba poczekać na jej ściągnięcie, z biblioteki nie możemy jej pożyczyć, bo czyta ją ktoś inny, od znajomego nie możemy pożyczyć, bo on pożyczył komuś innemu... czy to jest demoralizacja? Jeśli czyjeś nieuczciwe postępowanie (o tak, banki postępują nieuczciwie, nie wykonując od razu przelewów, nawet jeśli w świetle prawa są czyste) jest dla mnie zachętą do nieuczciwości, to z moim chrześcijaństwem nie wszystko jest w porządku...
12 września 2012, 11:38
Księże Arturze, nie ma ksiądz racji. Nie ma tu jakiejkolwiek kary - i tak poszło sprawnie bo przelew został zaksięgowany w ciagu dwudziestu kilku godzin - kiedyś trwalo to nawet po dwa - trzy tygodnie. Wydanie towaru następuje PO wpłynięciu piniędzy na konto sprzedającego. Jeśli cokolwiek zostało "ukarane" to nie uczciwość a brak znajomości regulacji dotyczących sprzedaży (niechęć do czytania regulaminów) ;-). Istniej zasadnicza róznica poniędzy płatnością kartą kredytowa poprzez terminal znajdujący się u sprzedawcy (czy stornę internetową umożliwiającą płatność kartą) - a opłatę przelewem bankowym. Tą róznicą jest moment oficjalnego zapewnienia, sprzedawcy, że dostanie pieniądze... W tym drugim przypadku jest to dopiero wpływ środków w pierwszym sprawdzenie poprawności danych (kata, PIN, ew. saldo) w terminalu lub na stronie...
Z
Zygmunt
12 września 2012, 11:18
Kiedyś zastanawiałem się nad troszkę innym problemem, ale też zmuszającym do zastanawiania się czy warto być uczciwym. Chodzi mi konkretnie o gry komputerowe, które choć bardzo drogie w stosunku do naszych zarobków, to jednak w wyjątkowych sytuacjach (urodziny dziecka) kupowane legalnie. Uczciwość powstrzymuje człowieka przed pirackimi wersjami, ale ta uczciwość jest później narażona na szwank. Bo co się okazuje po zakupie gry? Nie jesteśmy wcale jej właścicielami, mimo że słono za nią zapłaciliśmy. Nie możemy nią swobodnie dysponować, np. dziecko nie może po znudzeniu się nią oddać jej koledze. Nie wiem, ale dla mnie to jakaś paranoja, a właściwie dyktat producentów i ich prawników, którzy tworzą prawo by zmaksymalizować swoje zyski, a nie obchodzą ich prawa konsumenta.
Patryk Stanik
12 września 2012, 11:00
 Hehe, to jednak pocieszna małostkowość!
A
ATR8Y
12 września 2012, 10:56
 Może trochę przewrotnie, ale... czy nie jest tak, że dobra droga zwykle jest bardziej stroma i wyboista? Po co pracować, żeby mieć pieniądze, przecież można je szybko ukraść - biorę i mam w kieszeni, zamiast robić na to i jeszcze czekać na pensję. Czy pracowanie, żeby dostać wynagrodzenie (później!), też wzbudza frustracje i demoralizuje?