W 2021 r. otrzymała międzynarodową Nagrodę Europy Środkowej Angelus oraz Nagrodę czytelników im. Natalii Gorbaniewskiej za zbiór opowiadań „Nikt tak nie tańczył, jak mój dziadek”. Spoiwem zebranych opowieści są losy rodzin, których dzieci idą do szkoły 1 września w roku, w którym Ukraina uzyskała niepodległość. Jak mówi pisarka, pamięta ten dzień, ale jego wagę doceniła dużo później. Wychowała się w bardzo prosowieckiej rodzinie, a jej dziadek był wojskowym.
Nie wierzyła, że wybuchnie wojna
- Kiedy upadł Związek Radziecki, nie zastanawiałam się tak bardzo nad znaczeniem niepodległości Ukrainy. Nie czułam, że jest to powód do wielkiego świętowania. Zrozumiałam to dopiero później - mówi.
Pytana, czy jeszcze dwa miesiące temu uwierzyłaby, że atak Rosji na Ukrainę dojdzie do skutku, mówi:
- Wszyscy o tym mówili, ale wydaje mi się, że nikt nie wierzył w realną możliwość militarnego ataku na Ukrainę. Nikt nie spodziewał się tego w XXI wieku. Należę przecież do pokolenia, które miało nadzieję nigdy nie doświadczyć wojny. Wydawało nam się, że cały świat zjednoczy się, by powstrzymać Rosję przed atakiem. Nie zrobił tego.
"Nie było czasu na podejmowanie decyzji"
Podkreśla, że w dniu, w którym wybuchła wojna, poczuła się "straszliwie".
- To nie do opisania. Kiedy nagle słyszysz eksplozje, nie masz pojęcia, co robić. Gdybym była sama, prawdopodobnie zostałabym, żeby pomóc ludziom walczyć. Ale mam roczną córeczkę. Wychowuję ją samodzielnie, więc nie ma nikogo poza mną, kto mógłby się nią zająć. W takiej sytuacji nie wiesz, jak postępować, jak wybrnąć z sytuacji. Wszystko dzieje się zbyt szybko. Kiedy rozpoczęto ataki, musieliśmy jak najszybciej się ratować. Nie mogliśmy zabrać z sobą niczego cennego, żadnych pamiątek. Zapakowaliśmy tylko parę najpotrzebniejszych rzeczy – trochę ciuchów, zimowe ubranka dla dziecka, torbę z ciepłymi kocami. Kiedy bombardowanie coraz bardziej zbliżało się do Kijowa, musieliśmy znaleźć miejsce, w którym moglibyśmy się ukryć. W moim domu nie ma schronu przeciwbombowego, ale wskazano mi drogę do innego schronu. Zrobiła to przypadkowa kobieta, która akurat znała moje książki. Zabrałam szybko córeczkę i mamę.
W schronie pisarka wraz z bliskimi spędziła noc. Następnego ranka zdecydowali się jechać na zachód. Razem z przyjaciółmi Wsiedli w dwa samochody, Rosjanie zaczynali otaczać Kijów, więc było więcej niż prawdopodobne, że jeśli nie opuszczą miasta natychmiast, potem może być za późno.
- Jechaliśmy ponad dwadzieścia godzin drogą, której przebycie normalnie zajmowałoby około pięciu godzin. W końcu zatrzymaliśmy się w domu brata mojej menedżerki w Tarnopolu. Byłam wyczerpana, bo przez całą drogę tylko ja byłam kierowcą. Położyliśmy się spać, ale po jakichś dwóch, trzech godzinach znów usłyszeliśmy alarmy. Szukaliśmy piwnicy lub innego miejsca, w którym można było się schronić. I wtedy zdałam sobie sprawę, że nie mogę tego znieść, a przede wszystkim nie chcę, żeby moje dziecko było świadkiem tego koszmaru. Postanowiłam zabrać stamtąd moją córkę i zaczęliśmy jechać w kierunku polskiej granicy. Nie było czasu na podejmowanie decyzji, jedyne, o czym myślałam, to żeby ratować moje dziecko. Spędziliśmy trzy dni i trzy noce na polsko-ukraińskiej granicy w nieprzebranej kolejce samochodów. Aż w końcu dotarliśmy tutaj, do Wrocławia. Na całe szczęście.
"Przeraża mnie, że świat nic nie robi"
Jak podkreśla pisarka, najgorsza jest bezsilność.
- Nie mamy żadnego wpływu na bieżące wydarzenia. Nie chcesz w to uwierzyć, nie chcesz dopuścić do siebie myśli, że coś, o czym się dowiadujesz, w ogóle jest możliwe. Kobiety są gwałcone, dzieci mordowane. Przeraża mnie, że świat właściwie nic z tym nie robi. Największy strach budzi to, że ludzie mogą stać się na to wszystko obojętni. Zobaczą wiadomości o śmierci ukraińskich dzieci, a potem przełączą się na program rozrywkowy.
Jak mówi Kataryna, wspaniałe było to, że Polacy natychmiast zaczęli działać. Podkreśla, że państwo polskie, polski rząd i Polacy okazali się niezwykle empatyczni i otwarci na przyjęcie przybyszy z Ukrainy, są nieprawdopodobnie gościnni i pomocni.
Polacy oddają czas, pieniądze, domy
- Sytuacja, w której się znaleźliśmy, jest przerażająca. W Polsce zaangażowało się w pomoc wiele instytucji, jak choćby Wrocławski Dom Literatury który zapewnił opiekę ukraińskim dzieciom. Zorganizowano koncert ukraińskich artystów. Polacy oddają swój czas, swoje pieniądze i domy. Uniwersytety przyjmują ukraińskich studentów, nie wymagając od nich ani czesnego, ani opłaty za akademiki. Mogę tylko czuć wdzięczność. Jeśli zdarzają się sytuacje trudne, rozumiem to. Wszyscy znaleźliśmy się w warunkach, których nie przewidywaliśmy.
Pisarka w wywiadzie odnosi się też do tematu sankcji nakładanych na Rosję.
- Owszem, sankcje nałożone na Putina uderzają w ludność rosyjską. Ale czy Ukraińcy mają umierać po to, żeby Rosjanom żyło się źle? Nie wiem, co powinien zrobić świat, co powinna zrobić Unia Europejska, ale wiem na pewno, że Rosjanie codziennie odbierają życie moim rodakom. A nie ma niczego bardziej wartościowego niż ludzkie życie - mówi Kateryna. - Rosjanie nie wyzwolili się z sowieckiego sposobu myślenia, od którego uciekli Ukraińcy. Wierzą w wielkość Rosji i w to, że trzeba zniszczyć wszystko, co jej zagraża. Chcą zabijać, gwałcić, bombardować domy, niszczyć wszystko, co napotkają na swojej drodze. W czasie II wojny światowej byli tak dumni z pokonania nazistowskich Niemiec, że nie byli zdolni dostrzec, iż o ich losach decyduje okrutny, nieludzki reżim. Zwycięstwo w wojnie było dla nich ważniejsze nawet od ich własnego życia. Nie znają innego życia. Nie wiedzą, jak żyć inaczej. Od zawsze byli poddani terrorowi, dlatego najprawdopodobniej myślą, że to, co się teraz dzieje w Ukrainie, to normalna rzecz. Żony i rodziny rosyjskich żołnierzy są dumni z ich udziału w wojnie. Tymczasem zabijanie ukraińskich cywilów wielu Rosjanom najzwyczajniej sprawia przyjemność. Co z nich za ludzie? Do czego doprowadzili ich Putin i rządzący? Dlaczego ta wojna trwa?
Rosjanie to szaleńcy, wszyscy są odpowiedzialni
Pytana o współczucie dla Rosjan, którzy przez lata byli poddawani praniu mózgu, mówi: nie.
- Rosjanie to szaleńcy. Każdy rosyjski obywatel, który nawet nie ma pojęcia, co dzieje się w Ukrainie, płaci w swoim kraju podatki, które idą na zbrojenie armii Putina. Nastały czasy, kiedy wszyscy stali się odpowiedzialni za to, co robią.
- Chcę powiedzieć ludziom: nie zapominajcie o nas, nie zacznijcie traktować tej wojny jako czegoś, do czego się przyzwyczailiście. Nie możemy powtórzyć obojętności świata wobec Donbasu sprzed lat. To czas, kiedy krajom zachodnim nie wolno o nas zapomnieć, bo inaczej przez lata możemy być bezkarnie zabijani. Jeśli nie powstrzymacie Putina i jego armii, on nie spocznie, póki ostatni Ukrainiec nie polegnie w tej wojnie. To koszmar słyszeć o śmierci moich rodaków każdego dnia. Muszę coś robić. To nie jest mój wybór. To mój obowiązek.
PAP / mł
Skomentuj artykuł