Broad Peak - sukces w cieniu tragedii

Dwaj alpiniści Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski (portrety) po zdobyciu 5 bm. Broad Peak zginęli podczas zejścia ze szczytu. (fot. PAP/Bartłomiej Zborowski)
PAP / slo

Ogromny sukces w cieniu wielkiej tragedii, ale taki jest himalaizm - tak prezes Polskiego Związku Alpinizmu Janusz Onyszkiewicz podsumował wyprawę na niezdobyty wcześniej zimą szczyt Broad Peak (8047 m) po powrocie uczestników do kraju.

5 marca na wierzchołku góry w Karakorum stanęli (według czasu lokalnego): 29-letni Adam Bielecki (KW Kraków) o godz. 17.20, 33-letni Artur Małek (KW Katowice) o 17.50 oraz 58-letni Maciej Berbeka (KW Zakopane) i 27-letni Tomasz Kowalski (KW Warszawa) o 18.00. W bazie (4900 m) pozostał kierownik ekspedycji 62-letni Krzysztof Wielicki (KW Katowice), zdobywca Korony Himalajów i Karakorum.
"Tego jeszcze w historii nie było, aby cztery osoby, w tak krótkim przedziale czasowym, zaledwie 40 minut, stanęły na ośmiotysięczniku, i to jeszcze zimą. Niestety, dwóch naszych kolegów - Maciek i Tomasz - pozostało tam na zawsze. Taki jest jednak ten sport wysokogórski, sport ekstremalny, w którym Polska zajmuje pierwsze miejsce" - powiedział Onyszkiewicz podczas wtorkowej konferencji prasowej w Centrum Olimpijskim im. Jana Pawła II w Warszawie.
Polityk, matematyk, himalaista i speleolog, który w 1976 roku brał udział w wyprawie narodowej na K2 (8611 m) przypomniał, że na dziesięć spośród 14 ośmiotysięczników jako pierwsi wspięli się zimą Polacy, w tym na jeden z Włochem Simonem Moro. Niezdobyte pozostały jeszcze dwie góry - Nanga Parbat (8126 m) i osławiona K2 (8611 m).
Do ataku na Broad Peak wyruszyli z obozu IV na wysokości 7400 m o świcie 5 marca Berbeka, Bielecki, Kowalski i Małek. Na decyzję o porze wyjścia (5.15) wpływ miały bardzo korzystne warunki atmosferyczne i równie dobra prognoza pogody na najbliższe doby oraz klasyczna zasada mówiąca o tym, że do ataku zimowego w nocy się nie wychodzi.
"Analizowaliśmy wcześniej, jak kształtowały się warunki na tej górze w ostatniej dekadzie. W ciągu 10 lat nie było tak idealnych, jak tym razem. Przewidywane okno pogodowe na dwie doby, wydłużyło się nawet" - podkreślił koordynator krajowy wyprawy, kierownik programu "Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015" Artur Hajzer.
Wielicki zaznaczył, że istotne było również to, iż poprzedniego dnia cała czwórka dotarła do obozu IV na 7400 m późno, wprost z "dwójki" (6200 m) i potrzebowała więcej godzin na odpoczynek. W drodze na szczyt alpiniści pokonali trzy szczeliny, z których najtrudniejszą ubezpieczyli liną poręczową.
Na przełęcz i grań (ok. 7900 m) weszli o 12.30 Bielecki i Berbeka, a chwilę potem Małek i Kowalski. Z założenia wspinali się w dwóch zespołach: Bielecki-Małek oraz Berbeka-Kowalski.
"Od przełęczy w górę, z powodu trudności do przedwierzchołka Rocky Summit (8027 m) szli związani liną w dwóch osobnych zespołach. Pierwsi wspinali się Bielecki i Małek. Od przełęczy osiągniętej o 12.30 do zdobycia szczytu przez pierwszego alpinistę, czyli Adama, minęło więcej czasu niż zakładał pierwotny plan ataku szczytowego. Było to spowodowane nieprzewidzianymi trudnościami technicznymi, przede wszystkim szczelinami, jakie napotkano przed wierzchołkiem Rocky Summit. Latem takie problemy nie występują" - wspomniał Wielicki.
Na Rocky Summit (8027 m) czwórka alpinistów była ok. godziny 16. Z tego szczytu zarówno Bielecki i Berbeka łączyli się z bazą. Poinformowali wówczas Wielickiego, który zachęcał ich do przerwania ataku, że podjęli decyzję o kontynuowaniu wspinaczki.
Wielicki dodał, że mimo późnej pory, atak kontynuowano, choć w imię zasady "trzymania się razem" mógłby zostać przerwany. "Himalaiści mieli prawo do takiej decyzji - warunki pogodowe i prognoza były bowiem wyjątkowo sprzyjające. Temperatura wynosiła od minus 29 do 35 w nocy, było prawie bezwietrznie, całkowicie bezchmurnie, przy pełnej, niezakłóconej widoczności" - podkreślił.
Pomiędzy pierwszym (Bieleckim, o 17.20), a ostatnim zdobywcą Broad Peak było 40 minut różnicy. Alpiniści schodzili z wierzchołka osobno.
"Oczekiwanie w warunkach zimowych na tej wysokości nie jest możliwe - grozi wychłodzeniem, hipotermią i innymi następstwami zdrowotnymi. Czekanie powiększałoby niebezpieczeństwo dla całego zespołu. W drodze na szczyt żadna osoba nie zgłaszała oznak słabości. Również cofnięcie się pod górę, po wolniejszych kolegów w warunkach zimy na tej wysokości, po kilkunastogodzinnej akcji, jest bardzo trudne i niezwykle ryzykowne" - zaznaczył Wielicki.
Podkreślił, że do czasu zdobycia wierzchołka Broad Peak przez całą czwórkę alpinistów, nie miał żadnych wiadomości, które by go zaniepokoiły. Dopiero w trakcie schodzenia na podstawie rozmów prowadzonych z Kowalskim zorientował się, że coś jest nie tak.
"Kiedy pytałem go, gdzie jest Maciek, odpowiadał mi, że idzie przed nim. W następnej łączności mówił, że Maćka nie widzi, a w kolejnej, że widzi. Potem przekazał wiadomość w liczbie mnogiej, że siedzą na kamieniu. To ja na to - daj mi do słuchawki Maćka. W odpowiedzi usłyszałem, że Berbeka nie chce rozmawiać. Kompletnie niezrozumiałe było dla mnie, co się tam z nimi działo" - zaznaczył kierownik wyprawy.
Podkreślił, że Kowalski ani razu nie poprosił o pomoc. Jedynie poinformował, że nie ma siły schodzić ze szczytu i planuje spędzić tam noc.
"Wywnioskowałem, że Tomek miał problemy z oddechem, co by świadczyło o obrzęku płuc. Miał przy sobie lekarstwa, ale nie wiem, dlaczego nie zdołał po nie sięgnąć. Powiadomił również, że wypiął mu się od buta rak, ale - jak wyjaśniał - miał trudności, aby go przypiąć" - dodał Wielicki.
Po zdobyciu szczytu u Kowalskiego nastąpiło prawdopodobnie gwałtowne, niepoprzedzone żadnymi objawami wyczerpanie energetyczne i szybkie zmiany patologiczne związane z wysokością oraz niską temperaturą. Nie był w stanie schodzić. Normalnie godzinny odcinek drogi do przełęczy, gdzie przypuszczalnie pozostał, zajął mu 12 godzin.
"Z Tomkiem parokrotnie nawiązałem łączność radiową. Z Maciejem od momentu zdobycia góry nie miałem żadnego kontaktu. Nie schodzili razem, nie jest też jasne, czy choć przez moment przebywali obok siebie. Maciej szedł pierwszy, na odległość wzroku od Tomasza, parę razy był przez niego widziany. Również w przypadku Berbeki można przypuszczać, iż doszło do skrajnego wyczerpania energetycznego, w wyniku którego mógł on przy tak dużych trudnościach technicznych wpaść do szczeliny lub spaść w przepaść" - powiedział Wielicki.
Bielecki powrócił ze szczytu do obozu IV o godzinie 22.10, natomiast Małek o drugiej w nocy z 5 na 6 marca. Obaj w czasie zejścia nie łączyli się radiotelefonicznie z powodów technicznych (przestawienie się częstotliwości w radiu Adama, trudności z uruchomieniem sprzętu przez Artura).
Bielecki podkreślił, że nic nie wskazywało na dramatyczne wydarzenia. Wszyscy wspinali się w znakomitej formie.
"Schodząc ze szczytu rozmawiałem krótko z Arturem, Maćkiem i Tomkiem. Wszyscy byli mocno zmotywowani i z wielką wiarą pokonywali ostatnie metry, że im też się uda stanąć na wierzchołku. Przestrzegałem ich, aby przypadkiem nie wpadli na pomysł biwakowania po zejściu ze szczytu. Wysokość ośmiu tysięcy metrów to strefa śmierci. Trzeba z niej jak najszybciej uciekać. Ja na szczycie byłem minutę, góra dwie. Na tej wysokości nie da się przeżyć. Każdy krok w dół przybliża do życia, każda sekunda zastoju - do śmierci" - powiedział Bielecki, który w lipcu ubiegłego roku zdobył K2 (8611 m).
Po odpoczynku, jeszcze tej samej nocy wyszedł z namiotu w górę naprzeciw Małkowi i pozostałym schodzącym. Zdołał wspiąć się zaledwie kilkadziesiąt metrów i musiał zawrócić z powodu wyczerpania fizycznego.
"Nie dało się iść. Miałem osiem oddechów na jeden krok. Po trzech musiałem siadać i odpoczywać. Byłem potwornie osłabiony. Pokonałem 50 m i zawróciłem. Ucieszyłem się, gdy doszedł Artur. Czekaliśmy na Maćka oraz Tomka. Niestety, nie doczekaliśmy się" - wspomniał pochodzący z Tychów, a mieszkający w Krakowie Bielecki.
Małek dodał, że był zaskoczony kondycją kolegów, a zwłaszcza nestora polskiego himalaizmu Berbeki. "W pewnym momencie się zawstydziłem, kiedy popatrzyłem na Maćka. Miał niesamowitą +parę+ jak 25-latek. Również i Tomek imponował dobrą formą. Doprawdy trudno jest mi określić, co się tak naprawdę przydarzyło naszym kolegom. To się stało tak nagle i tak niespodziewanie. W najczarniejszych myślach ani ja, ani Adam nie przypuszczaliśmy, że nasi koledzy zostaną na tej górze na zawsze".
Rano po odpoczynku, także i on podjął próbę poszukiwania pozostałej dwójki. Wyposażony w płyny w termosie wyszedł w górę, w stronę przełęczy. Zdołał wspiąć się zaledwie kilkadziesiąt metrów i podobnie jak Bielecki, z powodu ogólnej słabości, zszedł do obozu IV.
6 marca wspinacz pakistański Karim Hayat wyruszył z obozu II (6200 m) celem zlustrowania stoków pod przełęczą i kontynuacji poszukiwań. Doszedł aż do szczelin na wysokości około 7700 m. Pomimo bardzo dobrej widoczności nie dostrzegł żadnych śladów Berbeki i Kowalskiego.
Następnego dnia Wielicki uznał szanse na przeżycie dwójki zaginionych po spędzeniu dwóch nocy bez sprzętu biwakowego w ekstremalnie trudnych warunkach za zerowe. Wyprawę zakończono 8 marca po południu. Po symbolicznym pożegnaniu i modlitwie za zmarłych rozpoczęto zejście w doliny.
Kierownik zimowej wyprawy na Broad Peak Wielicki i nadzorujący jej przebieg z kraju Hajzer poinformowali na konferencji prasowej, że wystąpili do Polskiego Związku Alpinizmu o powołanie specjalnej komisji, która oceni ich działania.
"Nasze poglądy na temat tego, co działo się pod szczytem Broad Peak są subiektywne. Niech oceni nas specjalna komisja" - oznajmił Wielicki podczas konferencji. Zarówno on, jak i Hajzer podkreślili jednak, że ekspedycja była przygotowana profesjonalnie pod każdym względem.
Co dalej z programem "Polski Himalaizm Zimowy"? Dziewicze o tej porze roku pozostały dwie góry - Nanga Parbat (8126 m) i K2 (8611 m). "Nie czas i pora by o tym dziś mówić. Jak na razie do wyjazdu szykuje się kolejna wyprawa szkoleniowa na Dhaulagiri" - powiedział Hajzer.
Na Białą Górę (8167 m), szczyt w Himalajach środkowo-zachodnich, wyruszy z początkiem kwietnia siedem osób pod kierunkiem Jerzego Natkańskiego, dyrektora generalnego Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki.
"W odpowiedzi na lawinę pytań o możliwość udzielenia pomocy bliskim tragicznie zmarłych kolegów, Fundacja prowadzi zbiórkę pieniędzy, które zostaną przekazane bezpośrednio wdowie po Macieju Berbece oraz jego synom, z których dwóch jest na utrzymaniu matki. Natomiast pomoc rodzinie Tomka Kowalskiego będzie udzielona i zorganizowana w innej formie" - poinformował PAP Natkański.
Kalendarium wyprawy na Broad Peak, podczas której śmierć ponieśli Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski:
21 grudnia 2012 - konferencja prasowa w Warszawie, prezentacja uczestników wyprawy: kierownik Krzysztof Wielicki (62 lata, KW Katowice), uczestnicy: Maciej Berbeka (58 lat, KW Zakopane), Adam Bielecki (29 lat, KW Kraków), Tomasz Kowalski (27 lat, KW Warszawa), Artur Małek (33 lata, KW Katowice).
15 stycznia 2013 - wyprawa dotarła samolotem do miasta Skardu (2226 m), skąd wyruszają ekspedycje i wyprawy trekkingowe. Lotnisko było wcześniej zamknięte przez 12 dni z powodu mrozów i opadów śniegu. Organizacja sprzętu, przejazd do Askole.
18 stycznia - karawana wyruszyła z Askole (3000 m), ostatniej osady w dolinie Shigar, do bazy pod Broad Peak.
23 stycznia - po sześciu dniach marszu lodowcem Baltoro, uczestnicy dotarli do bazy ekspedycji usytuowanej na lodowcu Godwin Austen na wysokości 4900 m, pod zachodnią ścianą Broad Peak. Polaków wspomagali wspinacze z Pakistanu: Amin Ullah Baig, Shaheena Baig, Karim Hayyat oraz trzej pracownicy bazy. Ładunek o wadze dwóch ton niosło 30 tragarzy, którzy po jego złożeniu rozpoczęli zejście.
25 stycznia - pierwszy dzień akcji górskiej. Wyprawa do niskiej "jedynki" na wysokość 5400 m i ubezpieczenie drogi linami poręczowymi.
27 stycznia - zespół w składzie Małek, Kowalski, Shaheen i Amin Ullah doszedł do wysokości 5600 m i założył obóz I.
30 stycznia - Amin Ullah i Shaheen zaporęczowali drogę do obozu II na wysokości 6050 m.
1 lutego - czwórka Polaków spędziła noc w obozie II, który został przeniesiony na wysokość 6200 m.
3 lutego - zaporęczowanie drogi do wysokości 6550 m; przerwa w działaniu ze względu na pogarszające się warunki pogodowe, w tym silny (100 km/h) wiatr.
6 lutego - Kowalski, Małek i Amin po trzech dniach przerwy dotarli do obozu II, którego... już nie było. Został zniszczony. Namiot wraz z całym wyposażeniem wyprawowym, częściowo osobistym, gazem, kuchenkami i żywnością urwał się z liny poręczowej, szabli śnieżnych i został zepchnięty przez wiatr w przepaść.
8 lutego - Berbeka, Bielecki, Kowalski, Małek po jednym dniu wspinaczki z obozu II osiągnęli wysokość 7000 m i w miejscu dawnego tzw. obozu koreańskiego założyli obóz III; spędzili w nim noc. 9 lutego powrócili w zadymce do bazy.
15 lutego - wyjście z bazy na pierwszy atak szczytowy Bieleckiego i Małka.
17 lutego - pierwszy zespół szturmowy Bielecki - Małek zrezygnował z zakładania obozu IV i zaatakował wprost z III; zatrzymała ich szczelina na wysokości 7820 m. Berbeka i Kowalski minęli obóz III i rozbili biwak szturmowy na wysokości 7400 m, pozostali w nim na noc.
18 lutego - zła pogoda, w tym silny wiatr zmusił wszystkich atakujących do odwrotu i zejścia do bazy. Tam czekali na poprawę pogody do 3 marca.
3 marca - początek drugiego ataku szczytowego: Berbeka, Bielecki, Kowalski i Małek doszli do obozu II i spędzili w nim noc.
4 marca - czwórka Polaków dotarła do obozu IV na wysokość 7400 m i spędziła w nim noc; nad ranem rozpoczął się atak szczytowy.
5 marca - między godziną 17.30 a 18.00 czasu lokalnego Polacy dokonali pierwszego zimowego wejścia na Broad Peak. Około godz. 21. Bielecki jako pierwszy dotarł do obozu IV, a pięć godzin po nim, 6 marca koło 2 w nocy, dołączył do niego Małek.
6 marca - brak kontaktu z dwójką Kowalski - Berbeka. O szóstej rano czasu lokalnego ostatni kontakt z Kowalskim miał Wielicki. W tym samym czasie z obozu II wyszedł do góry Pakistańczyk Hayyat i ok. 13.00 dotarł do szczelin na wysokość ok 7700 m. Nie znalazł śladów po dwójce Polaków. Wielicki uznał ich za zaginionych. O 21.30 czasu lokalnego Bielecki, Amin Ullah i Shaheen Baig dotarli do bazy. Późnym wieczorem, na polecenie kierownika, z obozu IV na 7600 m wycofali się Małek i Hayyat.
7 marca - rano czasu lokalnego z bazy w kierunku obozu III na 7000 m wyszła dwójka Amin Ullah i Shaheen. Ich zadaniem miała być obserwacja kopuły szczytowej z innego punktu widzenia niż było to możliwe z bazy. Powrócili wieczorem do bazy.
8 marca - załamanie pogody; po konsultacjach z lekarzami i współorganizatorami wyprawy w Polsce Wielicki uznał Berbekę i Kowalskiego za zmarłych. Likwidacja bazy i rozpoczęcie powrotu.
16 marca - powrót wyprawy do Polski.
Wyprawa na Broad Peak - Adam Bielecki: nie zaprzestanę wspinaczki
Adam Bielecki, który jako pierwszy z czwórki alpinistów wszedł na szczyt Broad Peak (8047 m) podkreślił, że gdy tylko otrząśnie się po śmierci kolegów, znów wyruszy w góry. "Dla mnie wspinanie to nie hobby, to sposób na życie" - zaznaczył zdobywca K2 (8611 m).
"Jesteśmy przygnębieni i chyba nikt się temu nie dziwi. Straciliśmy przyjaciół - nestora polskiego himalaizmu Macieja Berbekę i mającego wiele pomysłów na życie Tomasza Kowalskiego. Byliśmy powiązani nie tylko linami podczas wspinaczki. Ta lina to także symbol łączności między nami, alpinistami. Bywa, że zostaje zerwana, kiedy góra zabiera nam kolegów" - powiedział PAP Bielecki, który w 2000 roku, w wieku 17 lat, jako najmłodszy na świecie dokonał samotnego wejścia w stylu alpejskim na Chan Tengri (7010 m).
Jest członkiem Klubu Wysokogórskiego Kraków. Wspina się od 1996 roku. Autor blisko stu wejść wspinaczkowych w Tatrach i Alpach zarówno latem jak i zimą. Lider kilkudziesięciu wypraw w góry Azji, Afryki, Europy i obu Ameryk.
"Każdy na swój sposób przeżywa śmierć Maćka i Tomka. Gdy tylko otrząsnę się po tym dramacie, znów wyruszę w góry. Nie było takiej chwili, aby przez głowę przeszła mi myśl o zaprzestaniu tego, co kocham robić. Dla mnie wspinanie to nie hobby, to sposób na życie. Nie wyobrażam sobie, abym nie poszedł już w góry" - zaznaczył urodzony 12 maja 1983 roku w Tychach taternik, alpinista, himalaista.
Absolwent psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego przyznał, że każdy, kto wyrusza z wyprawą w góry wysokie nie myśli o tym, że nie wróci. Wprost przeciwnie - każdy jest przekonany, iż koniec będzie szczęśliwy.
"Każdego dnia ginie wiele osób, nawet na pasach, na zielonym świetle. Czy na widok takiej śmierci zrezygnujemy z przechodzenia przez jezdnię? Czy nie wsiądziemy do tramwaju, pociągu, samolotu, kiedy dowiemy się o katastrofie, kiedy ktoś z naszych bliskich poniesie śmierć? Podobnie jest w przypadku himalaizmu. Ryzyko jest zawsze, ale myślimy pozytywnie" - powiedział pierwszy zimowy zdobywca ośmiotysięczników Gaszerbrum I (8068 m; 9 marca 2012) i Broad Peak (8047 m; 5 marca 2013) oraz szczytów K2 (8611 m; 31 lipca 2012) i Makalu (8481 m; 30 września 2011).
Wspomniał, że schodząc z wierzchołka Broad Peak spotkał wspinających się kolegów. "Odbyłem z nimi krótkie rozmowy. Wszyscy byli mocno zmotywowani i z wielką wiarą pokonywali ostatnie metry, że staną na wierzchołku. Może powinni zawrócić, ale pchała ich ta ogromna siła nadziei, że zdobędą szczyt. I zdobyli, lecz góra zastawiła pułapkę i zażądała ofiary. Zabrała siły Maćkowi i Tomkowi, aby nie mogli zejść, aby nie mogli być z nami i cieszyć się z ogromnego sukcesu".
Bielecki podkreślił, że ta ogromna wysokość jest strefą, w której szybko można zakończyć życie. Gdyby znad morza zabrać człowieka i wynieść na osiem tysięcy metrów - umrze po pięciu minutach.
"Z tej strefy trzeba jak najszybciej uciekać. Ja na szczycie byłem minutę, góra dwie. Na tej wysokości nie da się przeżyć bez wspomagania tlenem. Każdy krok w dół przybliża do życia, każda sekunda zastoju - do śmierci" - dodał uczestnik wyprawy Polskiego Związku Alpinizmu.
5 marca na wierzchołku góry położonej w Karakorum stanęli kolejno: 29-letni Adam Bielecki (KW Kraków), 33-letni Artur Małek (KW Katowice), 58-letni Maciej Berbeka (KW Zakopane) i 27-letni Tomasz Kowalski (KW Warszawa). W bazie (4900 m) pozostał kierownik ekspedycji 62-letni Krzysztof Wielicki (KW Katowice). Na Broad Peak pozostali na zawsze Berbeka i Kowalski.

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Broad Peak - sukces w cieniu tragedii
Komentarze (6)
I
iwan
20 marca 2013, 16:07
Nie można tak uprawiać jakiegokolwiek sportu. Jeżeli to ma tak wyglądać, to powinien być zakaz tego rodzaju wypraw. Ale walnąłeś// tak i powinien być zakaz: kibicowania, jeżdżenia samochodem i prowadzenia wojen - tam też sami egoiści :) ...
G
gabs
20 marca 2013, 16:04
Dokładnie - kto nie spróbował alpinizmu ma pojęcia i wręcz nie powinien się wypowiadać. Jeżeli sam zdobędziesz choć 6000m n p m... zobaczysz o czym mówie. Ja szczeże współczuje temu alpiniście - będa sie teraz po nim ścigać a najpradopodobniej tym sobie życie ocalił. I tak by im nie pomógł - bo jak? na plecy by ich nie wziął.
J
jacek
20 marca 2013, 08:52
@jazmig Często się z Tobą tutaj, na forum, zgadzam, ale tym razem bredzisz. Nie masz pojęcia o górach wysokich. Egoizm? Na górze, po przekroczeniu 7500m, każdy jest zdany na siebie. Powyżej tej wysokości się umiera. Dosłownie. Każda minuta spędzona na tej wysokości to kolejna minuta agonii, niezależnie od przygotowania fizycznego. Ci, którzy są lepiej przygotowani, umierają dłużej. Zasada jest prosta: ryzykując życie, wychodzisz na szczyt i schodzisz jak najszybciej. Żeby nie umrzeć. Nie oczekuj wtedy pomocy, bo ten, kto będzie ci pomagał, umrze razem z Tobą. Na górze możesz pomóc tylko sam sobie i to tylko wtedy, gdy podejmujesz najwyższy wysiłek. Każde kilka kroków na dużej wysokości to konieczność odpoczynku. Każdy odpoczynek powyżej 7500, to zwłoka pogłębiająca niedotlenienie mózgu. Chcesz analogii? Spróbuj pomóc nurkowi, któremu skończył się tlen na głębokości 60 metrów w sytuacji, gdy sam być może nie masz tlenu na tyle, by wydostać się na powierzchnię. Góry wysokie to nie zabawa. Każdy zna ryzyko. To sięganie poza ekstremum, sięganie poza granice swoich możliwości. 
jazmig jazmig
20 marca 2013, 07:29
To nie jest sukces, to jest porażka himalaizmu. Był to pokaz egoizmu tak skandalicznego, że aż dech zapiera. Nie można tak uprawiać jakiegokolwiek sportu. Jeżeli to ma tak wyglądać, to powinien być zakaz tego rodzaju wypraw.
V
V
19 marca 2013, 20:30
Matko Boża Królowo Tatr wstawiaj się za nimi.
G
gabs
19 marca 2013, 19:34
Gratulacje i ogromny szacunek dla całej czwórki !!! Zdobyliście niezdobyte :) Chłopcy są jeszcze wyżej ale  mają lepiej niż my na dole :)