Chodorkowski nie jest już zwyczajnym więźniem
Około 20 osób zbierało w środę po południu podpisy pod listem do Michaiła Chodorkowskiego przed ambasadą Rosji. List ma być wyrazem solidarności z przebywającym w więzieniu rosyjskim przedsiębiorcą.
Ogłoszenie wyroku w drugim procesie byłego szefa koncernu naftowego Jukos Michaiła Chodorkowskiego i jego partnera biznesowego Płatona Lebiediewa zostało przeniesione na 27 grudnia.
Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka powiedział, że obawia się, że będzie to wyrok "dyktowany pod życzenie polityków tylko po to, żeby Chodorkowski nie mógł wrócić do życia publicznego".
- On nie jest już tylko zwyczajnym więźniem, stał się tak naprawdę dysydentem godnym miana swoich poprzedników i musi w tej walce trwać. Każdy przejaw solidarności społeczności międzynarodowej będzie utwierdzał go w przekonaniu, że ta walka jest słuszna, potrzebna i prędzej czy później doprowadzi do przemian demokratycznych w Rosji - powiedział Bodnar.
"W Polsce mieliśmy bojowników o demokrację, więźniów politycznych, działaczy opozycji podziemnej. I w konsekwencji nierzadko sprzeciw samotnych dodawał otuchę i energię do działania tysiącom innych. I w końcu doprowadził do zmian. Tak może stać się i w Rosji. Nasz największy sąsiad z pewnością może stać się państwem demokratycznym i praworządnym, skoro tak wielu ludzi staje w pana obronie. My, Polacy, prawnicy, dziennikarze, naukowcy, studenci, działacze organizacji pozarządowych stoimy na stanowisku, że Rosja nie może zostać wolnym i demokratycznym krajem tak długo, jak więzić będzie osoby za ich poglądy i sprzeciw wobec panującej władzy" - napisano w liście.
List ma zostać wysłany do Chodorkowskiego za pośrednictwem jego biura prasowego.
Pod koniec października prokuratorzy zażądali po 14 lat łagru dla skonfliktowanych z Kremlem przedsiębiorców (Chodorkowskiego i Lebiediewa).
Prokuratura Generalna Rosji oskarżyła ich o to, że - działając w zorganizowanej grupie przestępczej - w 1998 roku zagarnęli, a następnie zalegalizowali akcje spółki Wostocznaja Nieftianaja Kompania (WNK) na sumę 3,6 mld rubli (103,5 mln dolarów). Natomiast w latach 1998-2003 jakoby przywłaszczyli sobie prawie 350 mln ton ropy naftowej należącej do kilku spółek-córek Jukosu, a także wyprali 487 mld rubli (14 mld USD) i 7 mld dolarów.
Obaj od maja 2005 roku odbywają już kary po 8 lat łagru za rzekome oszustwa podatkowe i uchylanie się od płacenia podatków. Prokurator Walerij Łachtin wniósł o zaliczenie im na poczet nowych kar okresu, jaki upłynął od ich aresztowania w 2003 roku. Oznacza to, że jeśli Sąd Rejonowy w Moskwie przychyli się do wniosku oskarżycieli, Chodorkowski i Lebiediew wyjdą na wolność w 2017 roku.
Nowy proces Chodorkowskiego i Lebiediewa trwa od marca 2009 roku. W charakterze świadków obrony wystąpili na nim m.in. były premier Michaił Kasjanow, były prezes Centralnego Banku Rosji Wiktor Gieraszczenko, były minister gospodarki, a obecnie prezes największego banku detalicznego w Rosji, Sbierbanku, German Gref oraz obecny minister przemysłu i handlu Wiktor Christienko.
Wszyscy zgodnie zeznali, że takie same praktyki, jak w Jukosie, były też stosowane w innych koncernach naftowych Rosji. Oświadczyli również, że nie słyszeli o kradzieży w Rosji ropy naftowej na taką skalę, choć powinni byli o tym wiedzieć z racji urzędów, jakie pełnili. Sami podsądni dowodzili, że nie jest fizycznie możliwe zagarnięcie takiej ilości ropy.
Chodorkowski i Lebiediew konsekwentnie odpierają wszystkie wysunięte wobec nich zarzuty, uważając je za sfabrykowane i politycznie umotywowane. Ich adwokaci spodziewają się, że odczytywanie wyroku może zająć nawet dwa tygodnie.
Powstały w 1993 roku Jukos stał się z czasem jednym z największych koncernów naftowych w Rosji. Jednak w 2003 roku popadł w konflikt z Kremlem. Chodorkowski i jego partner Lebiediew zostali aresztowani. W 2006 roku sąd w Rosji ogłosił upadłość Jukosu. Jego najcenniejsze aktywa przejął kontrolowany przez państwo koncern Rosnieft.
Skomentuj artykuł