Drzewiecki ujawnienia nowe dokumenty
Członkowie hazardowej komisji śledczej, zarówno ci z PO, jak i z opozycji są zaskoczeni przedstawieniem w czwartek przez b. ministra sportu Mirosława Drzewieckiego nowych dokumentów w sprawie tzw. afery hazardowej. Chodzi o pisma urzędników MF - dyrektora departamentu prawno-kontrolnego Rafała Wosika i dyrektor generalnej Moniki Rolnik - do szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego z 6 października 2009 roku.
Przewodniczący komisji śledczej Mirosław Sekuła (PO) zwrócił uwagę w rozmowie z PAP, że zeznanie Drzewieckiego to już drugie - obok przesłuchania Zbigniewa Chlebowskiego - które całkowicie odmiennie interpretuje zdarzenia, niż zrobił to były szef CBA Mariusz Kamiński. "Są to tak sprzeczne interpretacje, że któraś z nich musi być kłamstwem, a któraś prawdą" - ocenił Sekuła.
Jak zaznaczył, wersje Chlebowskiego i Drzewieckiego dotyczą wprawdzie nieco odmiennych obszarów, ale są spójne i "tłumaczą ciąg zdarzeń w miarę naturalnymi zachowaniami". "Błędami? Tak. Chlebowski tłumaczył, że błędem z jego strony było obiecywanie komuś, że coś załatwi. Podobnie Drzewiecki przyznał, że jego błędem było podpisanie przygotowywanych mu dokumentów bez wgłębiania się w ich meritum" - powiedział Sekuła, nawiązując do pisma Drzewieckiego z 30 czerwca 2009 r. do wiceministra finansów Jacka Kapicy w sprawie rezygnacji z dopłat.
Drzewiecki tłumaczył, że jego intencją było jedynie poinformowanie MF o tym, że należy zmienić uzasadnienie do rozszerzenia katalogu gier objętych dopłatami w projekcie nowelizacji ustawy hazardowej, ponieważ zapisany w nim cel dopłat - tzn. finansowanie drugiego etapu budowy Narodowego Centrum Sportu - nie będzie realizowany. Jak mówił, przygotowujący dokument dyrektor departamentu prawno-kontrolnego Rafał Wosik błędnie zrozumiał jego zamiar i sporządził pismo informujące o potrzebie wykreślenia dopłat.
Sekuła, pytany, jak ocenia przygotowanie Drzewieckiego do przesłuchania, zaznaczył, że nie jest w tej sprawie obiektywny, ponieważ ma "trochę złości" do byłego ministra za to, że jego przesłuchanie - pierwotnie planowane na miniony piątek - trzeba było odwoływać w ostatniej chwili. "Co zdestabilizowało prace komisji" - podkreślił.
Sekuła uważa jednak, że swobodna wypowiedź Drzewieckiego "miała sens i kształt i była dobra". Jednocześnie zaznaczył, że przy pytaniach do byłego ministra śledczy napotykali na "mury niepamięci". "Ale to tak jest. Przypuszczam, że to jest problem każdego śledczego, prokuratora, sędziego czy kogokolwiek, kto próbuje dojść do prawdy" - dodał.
Jak zaznaczył, taka sytuacja coraz bardziej go przekonuje, że podstawowym materiałem, na którym komisja powinna się opierać, są dokumenty. "Bo one są bardziej wiarygodne niż zeznania, w których tak często napotykamy na stwierdzenia: nie pamiętam, wydaje mi się, wydawało mi się" - ocenił.
Zdaniem Sekuły ważnym efektem przesłuchania Drzewieckiego jest ujawnienie pism urzędników MF - dyrektora departamentu prawno-kontrolnego Rafała Wosika i dyrektor generalnej Moniki Rolnik - do szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego. Przewodniczący komisji przyznał jednak, że jest zaskoczony faktem ich ujawnienia.
"Liczyłem, że mamy już wszystkie dokumenty, a tutaj kolejny świadek pokazuje, że są jeszcze kolejne. Ponieważ do dokumentów przywiązuję bardzo dużą wagę, to cieszę się, że one są, ale nie podoba mi się, że nie dostaliśmy ich wcześniej z Ministerstwa Sportu czy Kancelarii Premiera. To stwarza wrażenie, że być może są jeszcze jakieś kolejne dokumenty, których dotychczasowa kwerenda nie wyłapała" - powiedział.
Wiceszef komisji Bartosz Arłukowicz (Lewica) ocenił, że Drzewiecki podczas czwartkowego przesłuchania "przyjął technikę podobną jak wcześniej Zbigniew Chlebowski". "Niewiele pamięta, niewiele widział, podpisywał dokumenty, których nie czytał. Nie widzi, kto do niego dzwoni na komórkę, nie bardzo zna pana Sobiesiaka. Co prawda ten bywa u niego w domu, ale nie znają się. To wszystko nabiera takiego kuriozalnego obrotu, takiej kuriozalnej formy" - uważa Arłukowicz.
Arłukowicz przyznał jednak, że czwartkowe przesłuchanie wniosło pewne nowe elementy do toczącego się przed komisją śledztwa. "Pojawiły się dzisiaj nowe dokumenty, nowe zeznania. Okazało się, że 18 sierpnia już pan minister został zapytany przez pana premiera na temat dopłat. To świadczy o tym, że tak naprawdę pan premier po spotkaniu z panem ministrem Kamińskim rozpoczął swoje własne śledztwo w tej sprawie i zaczął dopytywać, co się dzieje z tą ustawą" - podkreślił Arłukowicz.
Zadowolona z czwartkowego przesłuchania jest też Beata Kempa (PiS). "Wniosło bardzo dużo do sprawy: dowiedzieliśmy się mianowicie, że 18 sierpnia miało miejsce jeszcze jedno spotkanie - na boku, w cztery oczy, z panem premierem Tuskiem, a wszak wiemy, na dzień dzisiejszy, że było to pierwsze spotkanie po dniu 14 sierpnia, kiedy pan Mariusz Kamiński prosił o szczególną ostrożność, prosił, aby zachować w tajemnicy wszelkie kwestie" - podkreśliła Kempa.
Jak dodała, ważne w tej sprawie będą jeszcze jednak zeznania m.in.: premiera Donalda Tuska, szefa klubu PO Grzegorza Schetyny, Rafała Wosika, Moniki Rolnik.
Skomentuj artykuł