Kaczyński: "To było przyznanie się do winy"
Szef PiS Jarosław Kaczyński zrezygnował ze swobodnej wypowiedzi podczas przesłuchania przed hazardową komisją śledczą. Odpowiadając na pytania mówił, że zmiana ustawy hazardowej w jego rządzie wynikała z chęci zyskania środków na budowę obiektów sportowych.
Tłumaczył, że w kraju takim jak Polska powinna się odbyć olimpiada, ale żeby się starać o jej organizację trzeba było stworzyć odpowiednią infrastrukturę sportową. W odpowiedzi na pytanie Beaty Kempy (PiS) o przyczyny pracy nad projektem zmian w ustawie o grach i zakładach wzajemnych, powiedział, że sprawa hazardu była "kwestią podporządkowaną", a "kwestią pierwszorzędną" była odpowiedź na pytanie, jak sfinansować przedsięwzięcie - rozbudowę infrastruktury sportowej - które jego rząd traktował jako element podniesienia statusu Polski
Afera hazardowa dotyczy rządu Donalda Tuska
J.Kaczyński, zeznając przed hazardową komisją śledczą, zaznaczył, że lobbing może być "radykalnie patologiczny", gdy politycy są od lobbystów uzależnieni "tak, że nie mogą powiedzieć nie".
- Z tego rodzaju patologiczną sytuacją mieliśmy do czynienia w aferze, która jest przedmiotem prac komisji, w aferze hazardowej rządu Donalda Tuska - podkreślił prezes PiS.
J. Kaczyński dodał, że reakcja na lobbing może być prawidłowa lub nie - wtedy prowadzi do ochrony lobbystów. Prezes PiS przedstawił hipotetyczną sytuację, w której ABW wykrywa zabójców gen. Papały i jednocześnie szef Agencji zostaje zwolniony. Zaznaczył, że wówczas powstaje domysł, że ci, którzy decydują o zwolnieniu szefa ABW, mają jakieś interesy, aby "kryć sprawę".
- Tego rodzaju zjawisko wystąpiło w tym wypadku (tzw. afery hazardowej-PAP), dlatego można mówić nie tylko o aferze tych panów, których nagrywano, ale także o aferze Donalda Tuska - podkreślił.
J. Kaczyński o zmianie decyzji budowy NCS przez Totalizator
Jarosław Kaczyński zeznał, że gdy był premierem, zmienił zdanie ws. budowy NCS przez Totalizator Sportowy pod wpływem argumentacji ówczesnej minister finansów Zyty Gilowskiej. Jak mówił, stało się to w lecie 2007 r.
Były premier zaznaczył, że w sprawie budowy Narodowego Centrum Sportu był w jego rządzie spór. Tłumaczył, że pierwsze stanowisko zakładało finansowanie NCS z budżetu, który miał mieć dodatkowe zyski z hazardu; a według stanowiska drugiego budowę obiektów sportowych miał finansować Totalizator Sportowy z dodatkowych zysków.
Szef PiS podkreślił, że Ministerstwo Finansów opowiadało się za rozwiązaniem przewidującym finansowanie obiektów sportowych z budżetu, a Ministerstwo Skarbu Państwa przychylało się do koncepcji, w której finansowanie miało być z Totalizatora.
Były premier mówił, że w dyskusji na ten temat był początkowo po stronie tych, którzy uważali, że należy to zrobić przez TS, jednak później zmienił zdanie. Wyjaśniał, że stało się to głównie pod wpływem argumentacji przedstawionej mu przez Gilowską.
Relacjonował, że minister finansów przekonała go, że z punktu widzenia konsolidacji finansów publicznych, którą realizował jego rząd, lepiej byłoby, żeby finanse nie były rozproszone, a tak działoby się, gdyby inwestorem NCS był Totalizator. Jarosław Kaczyński zaznaczył, że zdał ponadto sobie sprawę, że TS musiałby w tym celu powołać spółkę-córkę, której rząd nie mógłby kontrolować. Do tego - opowiadał - dochodziła ewolucja stanowiska Ministerstwa Sportu, które zaczęło się obawiać, że poniesie straty związane z takim rozwiązaniem.
- Kiedy to wszystko sobie w pewnym momencie podsumowałem, to doszedłem do wniosku, że trzeba jednak się przychylić do tego, co proponuje pani premier (Gilowska - PAP) - mówił szef PiS.
Jak dodał w tej sprawie znaczenie miało też stanowisko nowej minister sportu Elżbiety Jakubiak. - Doszło do zmiany stanowiska i w związku z tym ta budowa przez Totalizator została zaniechana, wydano odpowiednie decyzje. To było, ile sobie dobrze przypominam, gdzieś w lecie 2007 r. - mówił były premier.
Wideoloterie miały poprawić kondycję TS
Zbigniew Wassermann (PiS) pytał, czy udział Totalizatora Sportowego w pracach nad projektem zmian w ustawie hazardowej za rządów PiS naruszał standardy prawne. Jarosław Kaczyński odparł, że TS jest jedyną instytucją państwową zajmującą się sprawą hazardu i dlatego - jak podkreślił - "nie widzi żadnego problemu". Zaznaczył też, że w tego rodzaju sprawach "ważna jest przejrzystość" i to, by taki udział był "jawny, notowany, opisywany w dokumentach".
Dodał, że hazard jest branżą, w której jest niewielu specjalistów, a jego rząd wolał specjalistów związanych z Totalizatorem Sportowym niż z prywatnym hazardem. - Przypomnę status Totalizatora Sportowego. To jest spółka mająca pewnego rodzaju misję. To jest spółka, która zawsze płaciła na obiekty sportowe, płaciła na Fundusz Kultury Fizycznej. Czyli miała tutaj pewne szczególne zobowiązania - powiedział. Dodał, że był zainteresowany tym, żeby spółka ta miała jak największą cześć rynku hazardowego.
Jak podkreślił, TS był spółką, która "mocno" traciła udziały w rynku hazardowym. - Żeby tę kondycję poprawić, musiała mieć (...) nowy produkt. Tym nowym produktem miała być wideoloteria i dlatego postulowano przepisy, które umożliwią jej funkcjonowanie. To z kolei prowadziłoby prawdopodobnie do bardzo mocnego uderzenia w interesy właścicieli automatów do gry, zwanych jednorękimi bandytami. Czyli w ten prywatny biznes - powiedział premier.
Dodał, że nie uważał też, iż jego misja miałaby być obrona tego prywatnego biznesu.
J. Kaczyński pytany był również, czy wiedział, że w pracach w ministerstwie finansów i ministerstwie skarbu państwa, które zajmowały się projektem zmian w ustawie hazardowej, uczestniczyli pracownicy Totalizatora Sportowego. - W tej chwili ten fakt jest mi znany, choć kiedy byłem premierem go nie znałem - odparł. Jak dodał, "nie ma innych specjalistów od hazardu, więc musieli brać w tym udział".
Na przełomie czerwca i lipca 2006 roku do wiceministra finansów Mariana Banasia zwrócił się prezes Totalizatora Sportowego z projektem nowelizacji ustawy, który przewidywał korzystne zmiany w prawie dla spółki. Chodziło o obniżenie opodatkowania wideoloterii, gry podobnej do tzw. jednorękich bandytów, z tym, że dzięki połączeniu urządzeń w sieć daje ona możliwość wygrania skumulowanej sumy, znacznie wyższej niż na zwykłym automacie o niskich wygranych. Monopol na prowadzenie wideoloterii miał Totalizator, jednak duże obciążenie podatkowe (45 proc.) sprawiło, że gra ta nigdy nie została uruchomiona, dlatego spółka zabiegała o obniżenie opodatkowania.
Tusk odwołując Kamińskiego, przyznał się do winy
- Odwołanie przez pana premiera Tuska pana ministra Kamińskiego - poza treściami prawnymi, brakiem przesłanek w moim osobistym przekonaniu, czyli złamaniem prawa po raz pierwszy i nieuwzględnieniem konieczności opinii prezydenta, czyli złamaniem prawa po raz drugi - jest także czymś więcej. Przykro mi to mówić, ale to jest swego rodzaju przyznanie się do winy - powiedział Jarosław Kaczyński.
Dodał, że to była decyzja "przekraczająca zwykłą praktykę i decyzja, która wpisuje się w operację obrony tych, którzy dopuścili się różnego rodzaju nadużyć, a nie decyzja, która służy zachowaniu praworządności".
Według prezesa PiS zarzuty prokuratury wobec byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego dotyczące przekroczenia uprawnień w ramach działań Biura ws. tzw. afery gruntowej są akcją polityczną, za którą odpowiada premier Donald Tusk. - Stan praworządności w Polsce pod rządami Donalda Tuska jest bardzo niedobry. W tych ramach są stawiane zarzuty ludziom, którzy powinni otrzymywać ordery za swoją odważną działalność pro publico bono, dla dobra Rzeczypospolitej - powiedział J. Kaczyński.
Szef PiS podkreślił, że wszystkie czynności w operacji prowadzonej przez CBA ws. tzw. afery gruntowej musiały być zatwierdzane przez prokuraturę i sądy. - Trzeba by też postawić zarzuty prokuratorom i sądom - dodał. - Mogę zakładać ze stuprocentową pewnością, że chodzi nie o praworządność, ale o pewną akcję polityczną. Tak uważam, że dzisiaj tego rodzaju rzeczy są możliwe i że to bardzo obciąża nie tylko ten rząd, ale osobiście Donalda Tuska - podkreślił.
Skomentuj artykuł