Kontrowersyjna ustawa o obronności
Instytucja "czasu wojny", nadanie prezydentowi z pominięciem Sejmu prawa do ogłaszania początku i końca czasu wojny oraz kompetencji do kierowania obroną państwa - to zastrzeżenia konstytucjonalisty, dr. Ryszarda Piotrowskiego do podpisanej w środę ustawy.
Prezydent Bronisław Komorowski podpisał w środę nowelizację ustawy o powszechnym obowiązku obrony i kilku innych ustaw, odnoszącą się do kierowania obroną państwa w czasie wojny.
Według dr. Ryszarda Piotrowskiego z Katedry Prawa Konstytucyjnego Uniwersytetu Warszawskiego "wątpliwości natury konstytucyjnej budzi wprowadzenie instytucji czasu wojny". - Konstytucja dość precyzyjnie odnosi się do sytuacji państwa w warunkach wojennych, odróżniając stan wojny i stan pokoju. Pojęcie czas wojny pojawia się w konstytucji w artykule 134, który dotyczy mianowania naczelnego dowódcy sił zbrojnych na czas wojny, oraz w artykule 175, regulującym ustanowienie sądu wyjątkowego lub trybu doraźnego tylko w czasie wojny - powiedział PAP konstytucjonalista.
- Wprowadzając określenie czas wojny, ustawodawca kreuje tu instytucję konstytucji właściwie nieznaną. Konstytucja mówiąc o czasie wojny ma na myśli okres, czyli ściśle biorąc stan wojny - podkreślił. - Jednakże czas wojny według uzasadnienia ustawy ma odnosić się do czasu konfliktu zbrojnego na dużą skalę, prowadzonego na terytorium naszego państwa - dodał.
Podkreślił, że "standardem konstytucyjnym jest wyraźnie zaznaczona rola Sejmu, jeśli chodzi o okoliczności wojenne".
Przypomniał, że stan wojny jest wprowadzany przez Sejm, a jeśli ten się nie może zebrać - przez prezydenta. Stan wojenny wprowadza prezydent na wniosek Rady Ministrów rozporządzeniem, które przedstawia Sejmowi, ten może jednak postanowienie prezydenta uchylić.
- To Sejm decyduje, czy występuje stan wojny lub stan wojenny. Tutaj tymczasem mamy konstrukcję wykluczającą Sejm - zaznaczył.
Zwrócił uwagę, że ustawa mówi, kto wprowadza czas wojny i kto decyduje, że ten czas się kończy, tymczasem powinno to być rozstrzygnięte w konstytucji.
- Konstytucja przewiduje, że na czas wojny prezydent, na wniosek Prezesa Rady Ministrów, mianuje naczelnego dowódcę sił zbrojnych. Natomiast ta ustawa stanowi, że z chwilą mianowania naczelnego dowódcy sił zbrojnych prezydent we współdziałaniu z Radą Ministrów kieruje obroną państwa - powiedział Piotrowski.
Zwrócił uwagę, że w ustawie o stanie wojennym przed zmianą wprowadzoną podpisaną w środę nowelizacją przewidywano, że obroną kieruje prezydent we współdziałaniu z Radą Ministrów w czasie stanu wojennego.
- To prawda, prezydent jest najwyższym zwierzchnikiem sił zbrojnych i w czasie pokoju sprawuje to zwierzchnictwo przez ministra obrony. Konstytucja mówi, że prezydent, na czas wojny na wniosek premiera, mianuje naczelnego dowódcę, ale nie mówi, że z chwilą mianowania go zaczyna kierować obrona państwa - zaznaczył. Przypomniał, że według konstytucji kierowanie obroną państwa to kompetencja rządu.
- Jeżeli ustawodawca uchwalił tę ustawę, a prezydent ja podpisał i ma zostać opublikowana, to cieszy się domniemaniem konstytucyjności, którego nie znoszą wątpliwości - zastrzegł.
Uroczyście podpisana w Belwederze nowelizacja określa ramy czasowe "czasu wojny" oraz kompetencje i zadania naczelnego dowódcy sił zbrojnych i kandydata do tej funkcji. Naczelny dowódca ma przejmować dowodzenie w czasie wojny i podlegać wtedy bezpośrednio prezydentowi kierującemu obroną państwa wspólnie z rządem.
Kandydata na stanowisko naczelnego dowódcy ma wskazywać - jeszcze w czasie pokoju - prezydent, na wniosek rządu.
W myśl nowelizacji zadaniem prezydenta jest także zatwierdzanie - na wniosek ministra obrony - narodowych planów użycia sił zbrojnych do obrony państwa. Projekt nowelizacji prezydent Komorowski skierował do Sejmu latem ubiegłego roku, Sejm uchwalił ją w marcu br.
W trakcie prac nad projektem ustawy pojawiały się zastrzeżenia dotyczące przyznania prezydentowi kompetencji w kierowaniu obroną państwa, skoro według konstytucji zapewnienie bezpieczeństwa państwa to zadanie rządu, odpowiadającego za to przed Sejmem.
Były szef MON Janusz Onyszkiewicz pisał, że projekt i inne regulacje wniesione pod obrady Sejmu "mogą wręcz zmienić system polityczny naszego kraju przez stopniowy dryf (…) z ustroju parlamentarno-gabinetowego w stronę ustroju o wyraźnych cechach prezydenckich".
- Żyjemy w demokratycznym kraju, każdy może krytykować różne regulacje. Ustawę przyjął Sejm, poparł rząd, podpisał prezydent, temat tej dyskusji jest zamknięty - powiedział w środę wicepremier, szef MON Tomasz Siemoniak. Ocenił, że ustawa jest bardzo potrzebna i precyzuje kwestie wynikające z konstytucji, z ustawy, która zmieniła system kierowania i dowodzenia armią i "porządkuje różne kwestie po 25 latach niepodległości".
Szef BBN Stanisław Koziej w odpowiedzi na zarzut niekonstytucyjności argumentował, że zgodnie z ustawą prezydent kieruje obroną wspólnie z rządem, a sama konstytucja stanowi, że rząd i prezydent współdziałają w sprawach bezpieczeństwa. Według Kozieja stosowny przepis nowelizacji "jest niczym innym jak stworzeniem mechanizmów tego współdziałania". Przypomniał, że zasadę, iż to prezydent kieruje obroną państwa, wprowadziła już ustawa o stanie wojennym i kompetencjach naczelnego dowódcy z 2002 r.
Skomentuj artykuł