"Martwe dusze" na wyborach szefa PO
W PO pompowane są koła, czyli lokalne struktury - twierdzi Jarosław Gowin. Według niego w Małopolsce w przeddzień zamknięcia list uprawniających do udziału w partyjnych wyborach do Platformy wpisano kilkaset osób. Zaprzecza temu szef małopolskiej PO Ireneusz Raś.
W wywiadzie opublikowanym w poniedziałkowej "Rzeczpospolitej" Gowin mówi o "sztucznym pompowaniu kół" w Platformie.
- Znowu są "noce cudów". W Małopolsce w przeddzień zamknięcia list uprawniających do udziału w głosowaniu wpisano do Platformy kilkaset osób. Obawiam się, że duża część z nich to typowe "martwe dusze" potrzebne baronom partyjnym w rozprawie z konkurentami - powiedział Gowin "Rz", co część komentatorów zinterpretowała jako zarzut fałszowania wyników wyborów przewodniczącego PO.
Z kolei w wydanym poniedziałek oświadczeniu Gowin zadeklarował, że uważa wyniki wyborów szefa PO za "w pełni wiarygodne". - Odnosiłem się nie do wyników wyborów, które uważam za w pełni wiarygodne, a do stosunkowo niskiej frekwencji - oświadczył Gowin. W wyborach szefa PO frekwencja wyniosła 51,12 proc. Donald Tusk uzyskał 79,58 proc. głosów, a Gowin - 20,42 proc.
Gowin napisał w oświadczeniu, że przyczyną niskiej frekwencji w wyborach szefa PO jest m.in. niewielka identyfikacja z partią tych osób, które zapisały się do Platformy "w ostatniej chwili przed zamknięciem list uprawniających do udziału w wyborach wewnętrznych". "Taka praktyka <pompowania> kół zdarza się we wszystkich partiach. Jest ona zgodna z prawem, choć narusza standardy etyczne" - napisał Gowin.
Szef małopolskiej PO Ireneusz Raś zapewnił, że nowi członkowie małopolskiej PO zapisują się do partii zgodnie z procedurami. Przekonywał też, że liczebność małopolskiej PO nie wzrosła znacząco w ostatnim czasie.
- Na przełomie roku tyle osób wypisało się z Platformy, ile się zapisało. To jest poziom 300-400 osób, które zostały wykreślone za niepłacenie składek, a w tym czasie przyjęte zostały przez koła nowe osoby - powiedział Raś w TVN24.
Zakończone w piątek wybory szefa PO nadzorowała partyjna komisja wyborcza. Jeden z członków komisji, Marcin Kierwiński (PO) powiedział PAP w poniedziałek, że komisja nie miała żadnych informacji o nieprawidłowościach, o jakich mówi Gowin.
- Wybory trwały od początku lipca do 23 sierpnia. Był czas, żeby zgłosić protest. My żadnych tego typu informacji nie mieliśmy - oświadczył Kierwiński. Jak dodał, skoro jednak padają tego typu zarzuty, to "na wszelki wypadek proces przyjmowania nowych członków może zawsze sprawdzić sekretarz generalny partii".
Skomentuj artykuł