"Nie było zleceniodawców w sprawie Olewnika"

PAP / psd

Prok. Zbigniew Kozłowski z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie, która oskarżała porywaczy i zabójców Krzysztofa Olewnika, zeznał w środę przed sejmową komisją śledczą, że nie wierzy, by za tą zbrodnią stał jakiś zleceniodawca. Olsztyńska prokuratura przejęła w 2006 r. z Warszawy śledztwo ws. Olewnika.

Kozłowski po raz pierwszy zetknął się ze sprawą Olewnika w 2005 r., gdy był w Prokuraturze Krajowej. Wtedy razem z prok. Maciejem Forkiewiczem przejęli nadzór nad śledztwem, prowadzonym przez prok. Radosława Wasilewskiego w wydziale ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej stołecznej Prokuratury Okręgowej. To wówczas śledztwu nadano właściwy bieg i udało się ustalić sprawców zbrodni.

Niedługo potem pochodzący z Olsztyna prokurator Kozłowski z przyczyn osobistych wrócił na Warmię i jako wiceszef olsztyńskiej prokuratury nadzorował śledztwo ws. śmierci Krzysztofa Olewnika. Jak zapewniał w środę, rodzina Olewników miała do niego nieograniczony dostęp.

– Włodzimierz Olewnik mówił, że sprawcy zabójstwa to tylko "siekiera", czyli wykonawcy, a gdzieś jest "ręka", która trzyma tę siekierę. A ja nie wierzyłem i do dziś nie wierzę, by byli jacyś zleceniodawcy – zeznał w środę Kozłowski. Dodał, że przekonywał Olewnika, że "postępowanie karne to nie jest koncert życzeń". – Apelowałem, by przyjęli do wiadomości taką możliwość, że nawet jeśli mają rację (ws. istnienia zleceniodawcy zbrodni), to może się okazać, że nie ma na to dowodów – dodał.

Kozłowski zeznał, że gdy miał przejmować sprawę z Warszawy, okazało się, że przekazane im dowody rzeczowe są niezewidencjonowane. – To była masakra. Przyjechał samochód dostawczy z Warszawy, a w nim było "coś". Nieopisane przedmioty. Kazałem wszystko odesłać do Warszawy i potem te dowody wracały do nas partiami – mówił.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Nie było zleceniodawców w sprawie Olewnika"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.