Obchody 70. rocznicy Tragedii Górnośląskiej
(fot. Paweł Drozd / CC BY-SA 3.0)
PAP / kn
VII Marsz na Zgodę - upamiętniający ofiary Tragedii Górnośląskiej - przeszedł w sobotę ulicami śląskich miast. Jego uczestnicy pokonali 12-kilometrową trasę z centrum Katowic do bramy dawnego obozu w Świętochłowicach-Zgodzie.
W tym roku przypada 70. rocznica fali sowieckich represji w latach 1945-1948, które pochłonęły kilkadziesiąt tysięcy ofiar i pociągnęły za sobą dramaty ich rodzin.
Doroczny marsz zorganizował Ruch Autonomii Śląska. Uczestnicy zebrali się na placu Wolności w Katowicach, pod byłym pomnikiem Armii Czerwonej. Z inicjatywy stowarzyszenia Ślonsko Ferajna oraz europosła Marka Plury (PO), członka Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej, na cokole umieszczono w sobotę tablice informujące o znaczeniu tragedii dla Ślązaków, w czterech językach: śląskim, polskim, niemieckim i rosyjskim.
Uczestniczący w uroczystościach poseł Plura podkreślił, że Tragedia Górnośląska dotknęła rdzennych mieszkańców Śląska, zarówno tych o słowiańskim, jak i germańskim rodowodzie.
"Komunistyczne władze Polski z pomocą armii sowieckiej zamordowały przedwojenny, prawdziwy, z natury wielokulturowy Górny Śląsk. Zrozumienie tej historycznej prawdy jest warunkiem do zrozumienia śląskiej tożsamości dziś. Ja tego zrozumienia u władz naszego kraju wciąż nie znajduję. Mam jednak nadzieję, że znajdzie ona zrozumienie u władz samorządowych i doczekamy się pomnika ofiar Tragedii Górnośląskiej" - powiedział Plura.
W marszu wziął również udział wybrany z okręgu śląskiego eurodeputowany Janusz Korwin Mikke. "Warto zamanifestować poparcie dla ludzi, którzy byli tępieni najpierw przez narodowych socjalistów spod znaku Piłsudskiego, potem spod znaku Hitlera, a potem Bieruta. Ślązacy zawsze byli bici" - powiedział PAP.
Według przewodniczącego Ruchu Autonomii Śląska Jerzego Gorzelika, dotychczasowe działania m.in. katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, sejmików województw śląskiego i opolskiego, Ruchu Autonomii Śląska czy działaczy mniejszości niemieckiej, a także plany rychłego otwarcia w Radzionkowie Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku czy publikacje w mediach na temat wydarzeń sprzed 70 lat pokazują, że poziom wiedzy na ich temat wzrósł.
"Na pewno to nie jest poziom satysfakcjonujący i sadzę, że nie będzie taki, póki Tragedia Górnośląska nie stanie się także tematem nauczania szkolnego. Uważam, że niezwykle istotne jest to, by o Tragedii Górnośląskiej, w kontekście losów także innych regionów pogranicza, nauczano nie tylko na Górnym Śląsku, ale w skali ogólnopolskiej" - powiedział Gorzelik podczas marszu pod bramę obozu w Świętochłowicach-Zgodzie.
Po wojnie ta filia hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz znalazła się w gestii Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Od 1945 r. trafiali tam m.in. Ślązacy podejrzewani o wrogi stosunek do władzy i żołnierze AK. Osadzane tam osoby nazywano "zbrodniarzami faszystowsko-hitlerowskimi". Liczba śmiertelnych ofiar obozu szacowana jest na blisko 2 tys. Ludzie ginęli z powodu tragicznych warunków sanitarnych, chorób, niewolniczej pracy i nieludzkiego traktowania.
Wydarzenia upamiętniające Tragedię Górnośląską zaplanowano w najbliższych dniach również w Bytomiu, Gliwicach i Mysłowicach. W niedzielę metropolita katowicki abp Wiktor Skworc odprawi w katowickiej katedrze mszę świętą w intencji ofiar. Podkreślił, że wydarzenia sprzed 70 lat dotknęły całą społeczność Górnego Śląska. "Przez wiele lat nie można było o tym mówić, dopiero w czasach wolności ta sprawa powróciła, ale ona żyła w pamięci rodzin, myśmy o tym mówili, pamiętali" - powiedział. Po mszy św. przed upamiętniającą je tablicą zostaną złożone wieńce. W uroczystości udział weźmie marszałek woj. śląskiego Wojciech Saługa.
Rocznica obchodzona będzie także na Opolszczyźnie. W sobotę uroczystość upamiętniającą tamte wydarzenia zaplanowano w Chrząstowicach niedaleko Opola. To m.in. msza i odsłonięcie w miejscowym kościele tablicy pamiątkowej poświęconej ks. Johannesowi Lebokowi.
Dyrektor Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej Rafał Bartek podał, że w samych Chrząstowicach wejście Armii Czerwonej - jak opisywał jeden ze świadków wydarzeń z roku 1945 - napotkało na spory opór ze strony żołnierzy Wehrmachtu, którzy znajdowali się w miejscowości. "Straty, jakie poniosła tutaj Armia Czerwona, na tyle zirytowały jej dowództwo, że nosiło się ono z zamiarem zniszczenia w odwecie całej miejscowości. Tylko opatrzność losu i fakt, iż komendant radziecki, będący niemieckim komunistą znał się osobiście z ówczesnym chrząstowickim proboszczem ks. Johannesem Lebokiem uratowało miejscowość i jej mieszkańców przed zrównaniem z ziemią" - opowiadał.
Główne wojewódzkie obchody 70. rocznicy Tragedii Górnośląskiej na Opolszczyźnie z udziałem władz regionu odbędą się w niedzielę w Łambinowicach. Rozpoczną się mszą, a po nabożeństwie przeniosą się na Cmentarz Ofiar Obozu Pracy znajdujący się na terenie Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych w Łambinowicach, gdzie złożone zostaną kwiaty i znicze.
W 2010 r. Sejmik Województwa Śląskiego, a w 2012 r. Sejmik Województwa Opolskiego, przyjęły uchwałę o corocznym upamiętnianiu Tragedii Górnośląskiej, jako termin wyznaczając koniec stycznia. Śląscy radni ustanowili 2015 r. Rokiem Pamięci Ofiar Tragedii Górnośląskiej 1945.
Terminem określa się akty terroru wobec Ślązaków: aresztowania, egzekucje oraz wywózki na Sybir i do kopalń Donbasu. Szacuje się, że na Wschód wywieziono - według różnych opracowań - od 50 do 90 tys. osób. Część z nich nigdy już nie powróciła do domów. Ich liczba jest trudna do ustalenia.
Podłożem tak dotkliwych represji wobec mieszkańców Górnego Śląska była sytuacja polityczna tych ziem - terenu pogranicza. Część przed wybuchem wojny znajdowała się w granicach III Rzeszy i mieszkający tam Górnoślązacy mieli obywatelstwo niemieckie. Polska część Śląska znajdująca się w granicach II Rzeczypospolitej została zajęta w 1939 r. i rozpoczęła się tam energiczna polityka narodowościowa III Rzeszy, która przejawiała się w nadawaniu volkslisty, czyli warunkowego obywatelstwa, mieszkającym tam Górnoślązakom.
Historycy podkreślają, że na terenach Górnego Śląska wcielonych do Rzeszy nadanie volklisty miało inny charakter niż w innych częściach Polski - odmowa mogła oznaczać represje, łącznie z zesłaniem do obozu koncentracyjnego. Do jej przyjmowania wzywał nawet Kościół katolicki i polski rząd na uchodźstwie.
Skala sowieckich represji była największa na terenach należących do III Rzeszy, ale były też dotkliwe dla ludności przedwojennej II RP, zwłaszcza tuż przy granicy. To przypadek Radzionkowa, leżącego po polskiej stronie, którego mieszkańcy podejmowali w 1945 r. pracę w pobliskim, ale niemieckim przed wojną Bytomiu.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł