Odebrano związkowcom elementy bramy stoczni
Policja odebrała od działaczy "S" odpiłowane przez nich kilka dni temu znad bramy nr 2 Stoczni Gdańskiej metalowe elementy: napis "im. Lenina" oraz Order Sztandaru Pracy. Związkowcy przechowywali je w sali BHP. Części bramy stoczni wrócą do właściciela - miasta Gdańsk.
Litery i order zostały odcięte 28 sierpnia przez działaczy Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność". Związkowcy zrobili to w proteście przeciwko działaniom miasta Gdańska, które odtworzyło nad stoczniową bramą napis "Stocznia Gdańska im. Lenina", chcąc w ten sposób uczynić z bramy swoiste świadectwo historii. Po akcji "S" miasto zawiadomiło policję o uszkodzeniu należącego do niego mienia. Sprawą zajęła się prokuratura Gdańsk-Oliwa.
Jak poinformowała PAP Joanna Kowalik-Kosińska z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku, odcięte przed kilkoma dniami metalowe litery oraz wykonany także z metalu Order Sztandaru Pracy zostały zabezpieczone w poniedziałek na wniosek prokuratury. "Elementy te znajdowały się w historycznej sali BHP. Związkowcy wydali je funkcjonariuszom bez problemów" - powiedziała Kowalik-Kosińska, dodając, że prokuratura najprawdopodobniej zwróci napis właścicielowi, czyli miastu.
28 sierpnia podczas półgodzinnej operacji usuwania symboli znad stoczniowej bramy policja nie reagowała. Po tym zdarzeniu przewodniczący "Solidarności" Piotr Duda mówił dziennikarzom, że Komisja Krajowa "S" zrobiła to, co do niej należało. "To jest normalna rzecz, bo zbliżają się uroczystości 31 sierpnia, a przed każdymi uroczystościami się sprząta i myśmy po prostu posprzątali. Miejsce Lenina jest na śmietniku historii" - wyjaśnił.
"My się Leninem brzydzimy, więc niech sobie prezydent Paweł Adamowicz (prezydent Gdańsk) go zabiera i powiesi na budynku Urzędu Miasta" - mówił w poniedziałek Duda. Zapowiedział jednocześnie, że jeśli zwrócone symbole znów znajdą się na historycznej bramie, to drugi raz związek już ich nie odda. "Potniemy je na kawałki i sprzedamy na złom, a pieniądze przekażemy na fundację stypendialną Zarząd Regionu Gdańskiego Solidarności" - wyjaśnił.
Wraz ze związkowcami na dachu budynku stoczniowej portierni, gdzie za pomocą tarczy elektrycznej odpiłowywano oba symbole, byli posłowie PiS Andrzej Jaworski oraz Janusz Śniadek. Na ich zachowanie w liście do marszałek Sejmu Ewy Kopacz poskarżył się w ubiegłym tygodniu w liście prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Napisał, że posłowie PiS wzięli udział w akcie wandalizmu i pospolitym przestępstwie. "28 sierpnia w Gdańsku doszło do wydarzenia bez precedensu w najnowszej historii polskiej demokracji", budzącego "niesmak i przerażenie" - napisał Adamowicz.
Komentując ten list Jaworski powiedział PAP, że jako parlamentarzysta "stojący na straży prawa i sprawiedliwości" nie mógł nie wziąć udziału w "czyszczeniu miasta z fantazji komunistycznych Pawła Adamowicza".
Miasto Gdańsk postanowiło przywrócić stoczniowej bramie wygląd z sierpnia 1980 r. i w połowie maja tego roku, w miejscu dotychczasowego napisu "Stocznia Gdańska S.A.", pojawiła się nazwa "Stocznia Gdańska im. Lenina", na bramę wrócił też metalowy Order Sztandaru Pracy. Napis był w tym czasie kilka razy zasłaniany transparentem Solidarności.
Nad stoczniową bramą powieszono też napisy znane z sierpnia 1980 r. - "Proletariusze wszystkich zakładów łączcie się", "Dziękujemy za dobrą pracę", a także postulaty strajkowe. Nowa brama została pomalowana szarą farbą, bo taki właśnie kolor miała konstrukcja z 1980 roku; dotychczasowa była ciemnoniebieska. Odtworzenie bramy kosztowało prawie 68 tys. zł.
Takim zmianom od początku sprzeciwiła się zakładowa "S", a troje pomorskich posłów PiS - Anna Fotyga, Andrzej Jaworski i Maciej Łopiński - złożyło do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie polegającym na propagowaniu idei komunistycznych. Prokuratura umorzyła jednak sprawę, uznając argumenty samorządu, że brama jest swoistym świadkiem historii.
Skomentuj artykuł