Włodzimierz Smolarek - zmarły w środę w wieku 54 lat - zdobył najważniejsze bramki dla polskiego futbolu w latach 80. Dzięki nim "wprowadził" biało-czerwonych do mistrzostw świata 1982, a później do kolejnej fazy tego oraz następnego mundialu.
Strzelecki dorobek Smolarka - niewysokiego (171 cm), krępego, ambitnego napastnika - w reprezentacji Polski nie jest może wybitny (13 goli w 60 występach), jednak w przypadku niewielu innych piłkarzy bramki miały tak ogromną wartość.
W eliminacjach MŚ 1982 biało-czerwoni wygrali wszystkie mecze (po dwa z NRD i dwa z Maltą) - najważniejsze okazało się wyjazdowe zwycięstwo nad NRD 3:2, gdy Smolarek zdobył dwa gole. Do dzisiaj mecz w Lipsku uchodzi za szczególny w historii polskiej piłki. Może dlatego, że był pięknym początkiem wspinaczki po trzecie miejsce na świecie.
W grupie A mundialu w Hiszpanii podopieczni Antoniego Piechniczka zremisowali kolejno 0:0 z Włochami i 0:0 z Kamerunem. Gdyby zanotowali również bezbramkowy remis z Peru, pożegnaliby się z turniejem. Taki wynik utrzymywał się aż do 55. minuty. Wówczas jednak Smolarek w charakterystyczny dla siebie sposób "urwał" się lewą stroną i płaskim strzałem pokonał bramkarza rywali, słynnego Ramona Quirogę. Gol dodał polskiej drużynie skrzydeł - wygrała ostatecznie 5:1.
O Smolarku mówiono i pisano, że był jednym z najsprytniejszych piłkarzy na boisku. W drugiej fazie MŚ 1982 biało-czerwoni pokonali Belgię 3:0 i do awansu do półfinału wystarczył im remis ze Związkiem Radzieckim (wówczas tę część turnieju rozgrywano w grupach). Spotkanie nie obfitowało w sytuacje bramkowe. Smolarek - widząc, jak ciężko idzie kolegom obrona remisu - kilka razy podbiegał z piłką do chorągiewki stojącej w narożniku boiska i "tańczył" z piłką. Bezradni rywale nie byli w stanie jej odebrać, a Polacy zyskiwali bezcenne sekundy. Ostatecznie utrzymali remis na wagę zwycięstwa, a później zajęli trzecie miejsce w turnieju.
Wyeliminowanie radzieckiej drużyny miało dodatkowo znaczenie - w czasie stanu wojennego było w Polsce wydarzeniem wykraczającym daleko poza ramy sportowe.
W kolejnych mistrzostwach świata - w 1986 roku w Meksyku - Smolarek, nazywany przez kolegów "Sołtysem", znów okazał się zbawcą reprezentacji. Tym razem drużyna Piechniczka trafiła do grupy F. Na inaugurację zanotowała remis 0:0 z reprezentacją Maroka. Czyżby miała się powtórzyć sytuacja z poprzedniego mundialu? W spotkaniu z Portugalią również długo nie było goli. Wreszcie w 68. minucie Smolarek znalazł się w podobnej sytuacji jak cztery lata wcześniej w meczu z Peru i znów płaskim strzałem w tzw. długi róg nie dał szans bramkarzowi.
W ostatecznym rozrachunku ten jedyny gol zapewnił Polakom awans do kolejnej fazy turnieju (mimo porażki 0:3 z Anglią na zakończenie zmagań w grupie), gdzie biało-czerwoni nie mieli już szans z faworyzowaną Brazylią.
Przegrali 0:4, ale nigdy później w historii ich następcy nie wyszli z grupy MŚ.
"Niezwykle ofiarny, waleczny, nieustępliwy napastnik" - napisał o Smolarku Andrzej Gowarzewski w "Encyklopedii piłkarskich mistrzostw świata" (Wydawnictwo SiT, Warszawa, 1990). "Tylko dzięki własnym talentom i uporowi doszedł do nazwiska, które znaczy więcej niż dziesiątki nazwisk jego partnerów, tych wesołków, którzy ledwo zdążyli opowiedzieć złośliwość pod adresem +Sołtysa+ i już znikali z szeregów futbolowej elity" - dodał ten sam autor w książce "Widzew. Kolekcja klubów, tom 5." (Wydawnictwo GiA, Katowice 1998).
- Nie był klasycznym łowcą bramek (...), ale potrafił piłkę wywojować i zmęczyć obrońcę jak nikt inny - to z kolei cytat z książki "Piłka Nożna 1919-1989. Ludzie, drużyny, mecze", autorstwa Stefana Grzegorczyka, Jerzego Lechowskiego i Mieczysława Szymkowiaka (Agencja Wydawniczo-Handlowa Passa, Warszawa 1991).
Oprócz ważnych goli i słynnego tańca z piłką w narożnikach boiska Smolarek przeszedł do historii jako zawodnik bardzo dowcipny. Do dzisiaj opowiada się anegdotę, jak w jednym z meczów ligowych arbiter zgubił kartki. Długo nie mógł ich znaleźć, ponieważ napastnik Widzewa... schował je do kieszeni.
Umiejętność zdobywania ważnych bramek kontynuował syn, Euzebiusz. Jego trafienia zadecydowały o awansie biało-czerwonych do mistrzostw Europy 2008. Do historii przeszły szczególnie spotkania z faworyzowaną Portugalią w Chorzowie (2:1), rewanż z Belgią także w Chorzowie (2:0) i bardzo ważne dla układu tabeli oba mecze z Kazachstanem (1:0 na wyjeździe, 3:1 u siebie). Polacy zdobyli w nich łącznie osiem goli - wszystkie Ebi Smolarek.
Rewanż z Kazachami odbył się 13 października 2007 roku w Warszawie. Do przerwy goście niespodziewanie prowadzili 1:0. W drugiej połowie na prawie pół godziny zgasło światło. Po powrocie piłkarzy na boisko Smolarek junior wykorzystał rozkojarzenie w szeregach rywali i w ciągu dziesięciu minut zdobył trzy bramki. Kolejny raz w historii okazało się, że na kłopoty... najlepsi Smolarkowie.
- Jestem wstrząśnięty tą informacją. Ciężko mi cokolwiek powiedzieć. To był przecież jeszcze młody człowiek, nie skończył 55 lat. Zawsze miał końskie zdrowie. Na boisku biegał za dwóch. Nie słyszałem o tym, by ostatnio chorował. Dlatego tak trudno mi uwierzyć w to, co się stało - powiedział PAP były piłkarz i wieloletni kierownik drużyny Widzewa Tadeusz Gapiński.
- Co tu można powiedzieć, jak nie ma już człowieka? Ta wiadomość spadła jak grom z jasnego nieba. O śmierci Włodka dowiedziałem się jadąc do Sieradza z reprezentacją łódzkiego ZPN na mecz z Opolem. Pamiętam i zawsze już będę pamiętał Włodka jako bardzo dobrego zawodnika i wspaniałego kolegę. Razem zdobyliśmy ostatni dla Polski medal na mistrzostwach świata. Oprócz reprezentacji miałem też okazję grać i trenować z Włodkiem w Widzewie - podkreślił były reprezentant Polski Marek Dziuba.
- Wcześniej, gdy byłem w ŁKS, to rywalizowaliśmy ze sobą w derbach Łodzi. Przeciwnikami byliśmy jednak tylko na boisku. Poza nim byliśmy kolegami i nieraz siadaliśmy wspólnie przy piwku. Dla mnie to wielki szok, że Włodka już z nami nie ma. Nie słyszałem, żeby chorował i na coś się skarżył. Jego śmierć to wielka strata nie tylko dla najbliższych - dodał Dziuba.
- Śmierć Smolarka jest dla wszystkich ogromnym zaskoczeniem. To bardzo przykra sprawa i ogromna strata dla całej łódzkiej piłki. To była prawdziwa ikona naszego regionu. Wiele razy jeździliśmy razem do PZPN. Ja, jako prezes łódzkiego związku, on jako trener. Podczas tych podróży rozmawialiśmy o piłce nożnej. Rzadko jednak poruszaliśmy sprawy reprezentacji i tzw. wielkiego futbolu.
- Włodek Smolarek zawsze wracał w tych rozmowach do spraw z naszego, łódzkiego podwórka. Bardzo interesował się tym, jak rozwija się piłka nożna w jego Aleksandrowie a także w Łodzi, Piotrkowie Trybunalskim, Skierniewicach czy Sieradzu. On cały czas żył tym, co działo się w naszym regionie. Bardzo mocno przeżywał też sprawy związane z jego synem Euzebiuszem. Nic nie wskazywało na to, że może mieć jakieś problemy ze zdrowiem. Na nic się nie skarżył - powiedział PAP prezes Łódzkiego Związku Piłki Nożnej Edward Potok.
- Dla Widzewa był to bardzo zasłużony zawodnik, jedna z największych legend klubu. Na pewno godnie uczcimy jego pamięć - poinformował PAP rzecznik prasowy Widzewa Michał Kulesza.
Podczas niedzielnego spotkania T-Mobile Ekstraklasy pomiędzy Widzewem i PGE GKS Bełchatów piłkarze gospodarzy będą grali z czarnymi opaskami na rękawach. Mecz poprzedzi minuta ciszy.
Włodzimierz Smolarek zawsze mi imponował wolą walki i ambicją - wspomina zmarłego piłkarza jego kolega z boiska Lesław Ćmikewicz.
- Pamiętam ten dzień, kiedy przyszedł do Legii na Łazienkowską. Trafił tam trochę przypadkowo, żeby odbyć służbę wojskową. U nas przyjął się momentalnie. Zaimponował nam wolą walki i ogromną ambicją. Był pracowity i bardzo wytrzymały. Łatwo przystał do chłopaków, którzy wtedy rządzili Legią - powiedział Ćmikiewicz.
- Super chłopak. Był powszechnie lubianym człowiekiem w czasie sportowej kariery i po niej. Takim zapamiętano go też w Holandii, gdzie zajął się szkoleniem piłkarsko uzdolnionej młodzieży - dodał.
- Na niego zawsze można było liczyć. I na boisku, i poza nim. Widzewowi i reprezentacji wygrał niejeden mecz - tak zmarłego w nocy Włodzimierza Smolarka wspomina były bramkarz łódzkiego klubu i drużyny narodowej Józef Młynarczyk.
- Wspominał będę Włodka jako świetnego piłkarza, ale przede wszystkim fajnego, ciepłego człowieka. Był wspaniałym kompanem, prawdziwym przyjacielem. Zawsze uśmiechnięty, zawsze serdeczny. Można było na niego liczyć i na boisku, i poza nim - powiedział PAP Młynarczyk.
- Smolarek-piłkarz miał swój styl gry, bardzo nieprzyjemny dla obrońców. Swoimi niekonwencjonalnymi akcjami, zagraniami potrafił odwrócić losy niejednego spotkania. Do umiejętności dodawał wielkie serce do gry. Widzewowi i reprezentacji wygrał niejeden mecz. Nasze losy tak się potoczyły, że graliśmy razem w klubie i w kadrze, ale zawsze się cieszyłem, że miałem go w drużynie, bo był strasznie niewygodnym rywalem - dodał.
Młynarczyk podkreślił, że wiadomość o śmierci Smolarka zbiła go z nóg i mimo słońca, wiosennej pogody, ten dzień stał się dla niego smutny i ponury.
- Ciężko mi na sercu, od rana jestem przygnębiony. Rozmawiałem z Włodkiem dwa, może trzy miesiące temu. Na nic się nie uskarżał, nic mu dolegało. Jak zawsze był napakowany śmiechem i dobrym humorem. Miał wiele planów, zapału do pracy. Był zatrudniony w PZPN jako skaut i był bardzo zaangażowany w pracę. Mówił, że chce coś dobrego po sobie zostawić. Wiadomość o jego śmierci to jak grom z jasnego nieba. Nigdy bym się tego nie spodziewał - zaznaczył.
- To tragiczna wiadomość. Dla mnie, dla sympatyków reprezentacji i Widzewa, dla wszystkich kibiców. Włodek zrobił bardzo dużo dla polskiej piłki. Wszyscy wiele mu zawdzięczamy - podkreślił Majewski, który występował ze Smolarkiem w drużynie narodowej, a wspólnie krótko reprezentowali barwy Legii Warszawa.
- Kontaktu w Legii jednak prawie nie mieliśmy. Można powiedzieć, że minęliśmy się w tym klubie. Poznaliśmy się na dobre na zgrupowaniach kadry, a później nasze rodziny mocno się zaprzyjaźniły, gdy występowaliśmy w klubach niemieckich. Włodek grał w Eintrachcie Frankfurt, a ja w FC Kaiserslautern. Często się spotykaliśmy, nasze żony spędzały razem dużo czasu, dzieci chodziły do polskiej szkoły - przypomniał Majewski.
- Tym większy był dla nas zaszczyt i nobilitacja. Z Włodkiem i innymi kolegami na rynku niemieckim zrobiliśmy dobrą reklamę polskim piłkarzom, którzy później gremialnie trafiali do tamtejszych klubów - stwierdził.
Były trener m.in. Polonii Warszawa i Amiki Wronkim, a obecnie młodzieżowej reprezentacji Polski ze Smolarkiem na boisku walczył głównie w przeciwnych zespołach. - Był bardzo trudnym rywalem, nieprzyjemnym do pilnowania, m.in. ze względu na swoją nieustępliwość i nieszablonowe zagrania, zachowania. Potrafił uśpić obrońcę i w ułamku sekundy znaleźć się we właściwym miejscu, by po chwili cieszyć się z bramki - powiedział Majewski.
- Raz górą był Włodek, innym razem ja, ale walka zawsze była twarda i co najważniejsze prowadzona fair - zaznaczył.
- Siedzimy teraz w naszym pokoju w związku z Władkiem Żmudą. Nas dwóch, a miejsca trzy. Puste krzesło Włodka robi przygnębiające wrażenie. Dzieliliśmy pokój, ale to on go urządzał. Zostało po nim wiele rzeczy, dokumentów, papierów. Myślę, że długo nic się w nim nie zmieni, nie pozwolimy na to. Włodek ciągle będzie wśród nas, z nami - podsumował Stefan Majewski.
Minutą ciszy przed niedzielnym meczem ligowym z FC Utrecht uczczą kibice i piłkarze Feyenoordu Rotterdam pamięć byłego zawodnika tego klubu i reprezentacji Polski Włodzimierza Smolarka. Obie drużyny zagrają z czarnymi opaskami na rękawach koszulek.
"Feyenoord z wielkim żalem przyjął informację o nagłej śmierci byłego piłkarza i trenera młodzieży Włodzimierza Smolarka" - napisano na stronie internetowej klubu.
Jak wspomniano, Wlodi, bo tak nazywano Smolarka w Holandii, trafił do Feyenoordu w 1988 roku z niemieckiego Eintrachtu Frankfurt. Występował w nim przez 18 miesięcy, zanim przeszedł do FC Utrecht. W 46 spotkaniach zdobył 13 goli. "Szybko stał się ulubieńcem kibiców" - podkreślono.
Po zakończeniu kariery wrócił do Feyenoordu i do 2009 roku pracował z klubową młodzieżą. "Rozstał się z klubem w listopadzie 2009 roku po 13 latach wiernej służby, gdyż chciał wrócić do ojczyzny. Będzie nam go bardzo brakować. Zapamiętamy go jako wielkiego piłkarza i człowieka" - dodano.
W Feyenoordzie występował także jego syn - Euzebiusz.
W niedzielę dojdzie do ligowego pojedynku obu klubów, których barwy reprezentował w Holandii Smolarek. Władze Feyenoordu zapowiedziały, że przed rozpoczęciem gry piłkarze i kibice uczczą jego pamięć minutą ciszy, a zawodnicy zagrają z czarnymi opaskami na rękawach koszulek.
W FC Utrecht (1990-96) spędził sześć i pół sezonu. W 165 występach ligowych uzyskał 33 gole. Na stronie internetowej tego klubu również poinformowano o śmierci Smolarka. "W nocy z wtorku na środę zmarł Wlodi Smolarek, były piłkarz FC Utrecht" - napisano.
Były kolega Polaka z zespołu, później trener FC Utrecht, a obecnie dyrektor sportowy tego klubu Foeke Booy podkreślił, że jest wstrząśnięty śmiercią Smolarka. "Wlodi był zbyt młody, by umrzeć. Łączę się w bólu z jego rodziną" - powiedział i wspominał go jako piłkarza.
"Graliśmy razem w dwóch ostatnich jego sezonach w Utrechcie. Miał wielkie doświadczenie, był chytrym lisem na boisku, a szczególnie w polu karnym. A na punkcie futbolu miał totalną obsesję. Ciągle o tym mówił, zawsze coś analizował, był zwierzęciem piłkarskim" - przyznał.
Smolarka opłakuje też - jak podkreślono na stronie internetowej - jego niemiecki klub Eintracht Frankfurt.
"Wszyscy pamiętają dwa gole "Smolego" w debiucie w naszych barwach w sierpniu 1986 roku w wygranym 5:0 meczu z Fortuną Duesseldorf" - napisano.
"W kolejnych miesiącach stał się filarem drużyny. W sumie w 63 ligowych spotkaniach strzelił 13 bramek. W 1988 roku zdobył z Eintrachtem Puchar Niemiec po zwycięskim finale w Berlinie z VfL Bochum" - przypomniano.
- Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci tą wiadomością. "Smoli" był bardzo miłą osobą, przy której zawsze wszyscy się dobrze czuli i bawili. Na boisku jednak bywał prawdziwym łobuzem. Jego znakiem firmowym było zastawianie piłki w narożniku boiska w doliczonym czasie gry - przyznał kolega z zespołu Eintrachtu Karl-Heinz Koerbel.
Śmierć polskiego piłkarza zauważył również ADO Den Haag, którego barwy reprezentuje obecnie Euzebiusz Smolarek.
"Z wielkim smutkiem dowiedzieliśmy się o śmierci Wlodiego, ojca naszego piłkarza Ebiego. Informacja dotarła do klubu w czasie treningu, który został przerwany. Wszyscy pogrążyli się w smutku. Wciąż nie wiadomo, kiedy Ebi poleci do Polski. Mimo że jest w klubie krótko, to szybko został polubiony przez kolegów i trenerów. Życzymy mu wiele siły, by poradził sobie z tą wielką tragedią" - napisano na stronie internetowej.
Skomentuj artykuł