Polscy archeolodzy są gotowi do wyjazdu
Dyrektor Instytutu Archeologii i Etnologii PAN prof. Andrzej Buko zapewnił w rozmowie z PAP, że 15-osobowa grupa archeologów, geodetów i geofizyków jest gotowa wyjechać do Smoleńska, by przeszukać teren katastrofy prezydenckiego samolotu.
Nadal nie jest znany termin wylotu specjalistów do Smoleńska. - W tej sprawie trwają negocjacje polskiego rządu ze stroną rosyjską - powiedział odpowiedzialny za wyprawę Buko. Zapewnił jednocześnie, że polska ekipa, po otrzymaniu informacji o terminie misji, jest gotowa do wyjazdu w ciągu 48 godzin.
- Na początku do Smoleńska pojedzie grupa ok. sześciu osób, która przygotuje tam bazę do dalszych prac - poinformował Buko dodając, że w sumie na miejscu katastrofy będzie pracowało 15 specjalistów. W ekipie znajdą się archeolodzy, głównie z instytutu PAN, ale także współpracujący z nimi geodeci i geofizycy.
- Ideą naszej misji jest wykluczenie wszelkich możliwych spekulacji na temat tego, co tam jeszcze się znajduje. Chodzi m.in. o to, by uznać za niewiarygodne słowa kogoś, kto po naszych pracach zgłosi się z rewelacją, że znalazł np. część prezydenckiego tupolewa - wyjaśnił profesor. Podkreślił, że archeologom zależy nie tylko na tym, by uspokoić opinię publiczną, ale także rodziny 96 ofiar tragedii pod Smoleńskiem.
W trakcie planowanego 14-dniowego pobytu specjaliści wykorzystają specjalistyczny sprzęt m.in. teodolit laserowy, za pomocą, którego badacze określą położenie wszystkich znajdujących się na powierzchni przedmiotów. Informacje o nich zostaną następnie naniesione na komputerową mapę, która wskaże strefy ich koncentracji.
- Cały teren będzie podzielony na siatkę geodezyjną, czyli kwadraty o boku 20 metrów. W każdym z nich wyznaczonych zostanie 10 równoległych rzędów, w których pracować będą archeolodzy. Ich zadaniem będzie dokładne przeszukanie każdego fragmentu powierzchni oraz dokumentacja i kategoryzacja znalezisk - tłumaczył Buko. Zaznaczył, że archeolodzy zbadają teren z dokładnością do jednego centymetra kwadratowego. - Po tym przejściu nie powinno nic zostać - podkreślił.
Jak ocenił, obszar, którym zajmą się specjaliści wynosi od dwóch do sześciu hektarów. Zapewnił, że archeolodzy przeszukają nie tylko bezpośrednie miejsce upadku samolotu, ale także jego dalsze obrzeża.
W ramach przeprowadzanych prac nie będą prowadzone wykopaliska. - Kopać nie będziemy, bo na tym etapie to jest praca w ciemno. Teraz jedynie wskażemy, dzięki geofizykom, miejsca, które warto byłoby jeszcze dodatkowo zbadać - powiedział Buko.
Jak tłumaczył, to, co znajduje się pod powierzchnią terenu geofizycy sprawdzą za pomocą urządzeń geomagnetycznych. Dodał też, że podczas prac będą wykorzystane profesjonalne wykrywacze metali. Jak podsumował, zasięg prac 15-osobowej grupy obejmie dokładne przeszukanie powierzchni terenu, prospekcję geofizyczną oraz wykonanie planigrafii i dokumentacji znalezisk.
Zaznaczył też, że archeolodzy liczą z tym, że miejsce katastrofy było wielokrotnie naruszane. - Tam, po pierwsze, teren przekopywali łopatami funkcjonariusze tamtejszych służb, a następnie ziemię wyrównywała koparka. Musimy liczyć się z tym, że w tej strefie, nawet jeżeli coś się znajduje, to nie zalega w pierwotnym miejscu - zauważył Buko.
W opinii profesora, po przeprowadzonych pracach teren katastrofy powinien być odgrodzony i pokryty kilkunastocentymetrową warstwą piasku lub żwiru. - To jest de facto cmentarz. Nie może być tak, że jak przyjdzie tam ciekawski to będzie mógł to miejsce ponownie rozgrzebywać. Pamiętajmy, że tam nadal jest polska krew - powiedział.
Buko poinformował też, że przygotowana przez archeologów opinia ekspercka, dotycząca wyników prac, będzie znana opinii publicznej w ciągu miesiąca po rozpoczęciu prac specjalistów.
O tym, że grupa polskich specjalistów uda się do Smoleńska, by zbadać miejsce katastrofy prezydenckiego Tu-154, poinformował na początku maja minister w kancelarii premiera Michał Boni. Jak wyjaśniał, badania te są potrzebne, ponieważ wraz z upływem czasu i opadami deszczu może następować wypłukiwanie z ziemi tych rzeczy, które po katastrofie znalazły się głęboko pod jej powierzchnią. Boni zapowiedział też, że wszystkie rzeczy osobiste ofiar katastrofy, które znajdą polscy badacze, po identyfikacji zostaną zwrócone rodzinom i bliskim ofiar.
Skomentuj artykuł