Prawo i Sprawiedliwość o działaniach w PE
Opowiadamy się za prawdą, a Parlament Europejski jest naturalną areną do informowania o tym, co dzieje się w kraju członkowskim UE - tak PiS komentuje środowe wystąpienie europosła Zbigniewa Ziobry w PE oraz listy swoich europosłów ws. stanu demokracji w Polsce.
Napisali w nich o "wielkich zagrożeniach" dla niezależności mediów w Polsce. Wyrazili też nadzieję, że sprawa polskich mediów stanie się "tematem dyskusji na forum PE".
Zdaniem autorów listu, sytuacja w tej dziedzinie w Polsce jest "bez precedensu w państwach członkowskich UE". Jak podkreślili, "trzy partie polityczne, z których dwie tworzą koalicję rządową, doszły do porozumienia i przejęły kontrolę nad mediami publicznymi w Polsce". Jak podkreślili w rezultacie rozpoczęły się zwolnienia mających inne poglądy dziennikarzy na masową skalę i usuwanie programów, które prezentowali, mimo że cieszyły się one dużą oglądalnością.
"Powinniśmy mówić prawdę, bo tylko w ten sposób można pójść na przód. Jeżeli będziemy żyli w zakłamaniu, to ani nie osiągniemy rozwoju, ani nie będzie sytuacji takiej oto, że wszyscy będą korzystać na tym, że Polska jest w UE. My opowiadamy się za prawdą" - podkreślił poseł.
Według niego, "PE nie jest jakimś towarzyskim skupiskiem ludzi, tylko posłów wybranych z poszczególnych państw, którzy reprezentują swoich wyborców i którzy zadają pytania i oczekują rzetelnych odpowiedzi na te pytania".
Zdaniem Błaszczaka prawda zaś wygląda tak, że obecna "władza w Polsce nie toleruje krytyki", a media stoją po jej stronie i nie informują o zagrożeniach demokracji.
Polityk dodał, że kiedy prezydentem był Lech Kaczyński "na forum międzynarodowym był krytykowany bardzo mocno i ostro". "Nie ma w tym nic zdrożnego, nie ma w tym nic nadzwyczajnego" - zaznaczył.
Eurodeputowany PiS Ryszard Czarnecki podkreślił, że zgadza się z przesłaniem listu swoich kolegów. "Oczywiście jesteśmy realistami, taka debata nie będzie miała miejsca teraz w lipcu, nie ma na to możliwości formalno-prawnych, proceduralnych" - powiedział. Według niego, może się ona odbyć we wrześniu lub październiku.
"Mam nadzieję, że sam pomysł debaty powstrzyma tych ludzi władzy, którzy chcieliby iść po raz kolejny do władzy na skróty, łamiąc demokrację" - podkreślił Czarnecki.
Jak dodał, w ubiegłym półroczu mieliśmy debatę na temat wolności i demokracji, a właściwie jej nieprzestrzegania w kraju, który miał prezydencję, czyli na Węgrzech. "A więc można powiedzieć, że jest taka nowa świecka tradycja, że takie debaty się odbywają" - tłumaczył eurodeputowany.
"Polska jest członkiem UE. Nagłośnienie takich rzeczy jest po prostu normalną procedurą. Wiele eurodeputowanych przed nami korzystało z tego, żeby PE był areną informowania o tym, co dzieje się w ich krajach. To po prostu pewna norma, pewna praktyka" - zaznaczył.
Politycy PiS skrytykowali też wystąpienie premiera Donalda Tuska w PE. "To, co dziś usłyszeliśmy, było w stylu Donalda Tuska - puste hasła, deklaracje, obietnice" - powiedział Błaszczak. Jego zdaniem, Tusk nie podjął się omówienia żadnych merytorycznych problemów; z jego ust padały tylko "okrągłe zadania".
Z kolei Czarnecki ocenił, że w ważnych sprawach dotyczących finansów UE, głos Polski nie ma znaczenia. "Dzisiejszy show w PE nie może przesłonić faktów, że tam, gdzie dochodzi do decyzji, tam rządu Tuska niestety nie ma" - powiedział.
"Oczywiście pan premier ładnie mówił, bo on w ogóle ładnie mówi. Ładnie opowiadał, bo on w ogóle ładnie opowiada i miał bardzo dobrze skrojony, ładny garnitur. Ale w polityce zagranicznej, w polityce gospodarczej, liczą się konkrety, a te pokazaliśmy w sobotę, gdy euroland pokazał nam plecy" - stwierdził Czarnecki.
Rzeczniczka Ministerstwa Finansów ds. prezydencji Małgorzata Brzoza w przesłanym w środę stanowisku napisała, że "uczestnictwo polskiego ministra finansów w telekonferencji eurogrupy było dowodem wielkiego zaufania państw strefy euro do polskiej prezydencji". Jak podkreśliła, "była to sytuacja bezprecedensowa".
Skomentuj artykuł