Premier stawił się przed komisją śledczą
W czwartek o godz. 9 rozpoczęło się posiedzenie hazardowej komisji śledczej, na którym przesłuchany zostanie premier Donald Tusk.
Śledczy będą chcieli uzyskać od niego m.in. informacje, które mogą im pomóc wskazać źródło przecieku o operacji CBA. Sam Tusk zadeklarował, że na wszelkie pytania będzie odpowiadał rzetelnie.
Szef rządu - jak mówił na wtorkowej konferencji prasowej - cały dzień przeznaczył do dyspozycji sejmowych śledczych, bo spodziewa się, że "komisja sobie nie odpuści".
Rzecznik rządu Paweł Graś podkreślał w tym tygodniu, że ze strony premiera nie należy spodziewać się nowych ani spektakularnych informacji w sprawie "afery hazardowej", ponieważ powiedział już wszystko, co ma w tej sprawie do powiedzenia. Oświadczył też, że Tusk nie przygotowuje się do przesłuchania w żaden specjalny sposób.
Śledczy będą zapewne pytać szefa rządu m.in. o przebieg spotkania 14 sierpnia 2009 r. z ówczesnym szefem CBA Mariuszem Kamińskim. Dwa dni wcześniej - 12 sierpnia 2009 r. - do kancelarii premiera trafił materiał pisemny CBA dotyczący kontaktów biznesmenów z branży hazardowej Ryszarda Sobiesiaka i Jana Koska z politykami PO: ówczesnym ministrem sportu Mirosławem Drzewieckim i ówczesnym szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim. Politycy ci - według materiałów CBA - mieli działać na rzecz branży hazardowej w trakcie prac nad projektem noweli ustawy hazardowej.
Komisja pytać będzie też o rozbieżności, jakie istnieją między relacjami Kamińskiego i biorącego również udział w spotkaniu 14 sierpnia sekretarza Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacka Cichockiego. Dotyczą one tego, czy poinformowano premiera, że doszło do przestępstwa, czy też opisane w materiale CBA wydarzenia są tylko naganne pod względem polityczno-etycznym.
Śledczy będą też chcieli dowiedzieć się od premiera, czy to on mógł być źródłem przecieku o operacji CBA. Nie wykluczył tego podczas swoich zeznań Kamiński. Jego zdaniem to właśnie Tusk lub Cichocki mogli powiedzieć Drzewieckiemu o działaniach CBA w sprawie afery hazardowej i to mógł być początek przecieku; następnie - według zeznań Kamińskiego - Drzewiecki mógł przekazać tę informację swojemu współpracownikowi Marcinowi Rosołowi, a ten - córce Sobiesiaka, Magdalenie (na spotkaniu 24 sierpnia 2009 roku).
Skomentuj artykuł