Proces za powołanie opozycji PRL do wojska
Stołeczny sąd rejonowy ma osądzić b. wiceszefa MSW gen. Władysława Ciastonia i b. dyrektora MSW za bezprawne powołanie w stanie wojennym działaczy NSZZ "Solidarność" na ćwiczenia wojskowe. Sąd Apelacyjny w Warszawie odmówił przekazania sprawy sądowi okręgowemu.
W czwartek SA odmówił uwzględnienia wniosku Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa, by sprawę przekazać SO, gdzie zasiadają bardziej doświadczeni sędziowie. SR wystąpił o to w styczniu br., powołując się "na szczególną wagę i zawiłość sprawy".
Trzech sędziów SA uznało, że wyznacznikami szczególnej wagi i zawiłości sprawy nie może być - jak chciał SR - ani piastowanie przez oskarżonych czołowych funkcji w strukturach PRL, ani zarzuty im stawiane "w kontekście emocji, jakie wzbudzają w społeczeństwie oceny dotyczące stanu wojennego i zachowań w tym okresie, ani też ewentualny medialny wydźwięk sprawy".
SA przyznał, że materiał dowodowy jest stosunkowo obszerny, ale nie jest to wielkość wymagająca "nadzwyczajnych zabiegów organizacyjnych", którym SR nie mógłby sprostać. Sprawa liczy 76 tomów; do przesłuchania w sądzie zawnioskowano 274 świadków. SA dodał, że SR może wystąpić do stron o ograniczenie liczby świadków.
"Nie można wreszcie podzielić poglądu o swoistym braku doświadczenia w korpusie sędziów sądów rejonowych. Pamiętać bowiem trzeba, iż w chwili obecnej najmłodsi wśród kadry tych sądów to osoby co najmniej blisko trzydziestoletnie, gruntownie wykształcone, które ukończyły długi cykl szkolenia w zakresie przygotowania do zawodu" - napisał SA w postanowieniu, które uzyskała PAP. "Nie można zatem powoływać argumentów, które były przekonywujące, gdy sędziowie sądów rejonowych mogli liczyć 26 lat, a zważywszy na istniejące stanowisko asesora, kadra sądów tego szczebla bywała jeszcze młodsza" - dodano.
W marcu 2012 r. do Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie trafił akt oskarżenia pionu śledczego IPN wobec gen. Floriana Siwickiego (b. szefa Sztabu Generalnego WP z lat 80.); Ciastonia (b. wiceszefa MSW i szefa SB) i b. dyrektora z MSW gen. Józefa Sasina. W śledztwie żaden z nich nie przyznał się do winy. Grozi im kara do 10 lat więzienia.
W listopadzie 2012 r. WSO uznał, że Siwicki jest zbyt chory, aby mógł być sądzony w tej sprawie i wyłączył go z procesu (zmarł w marcu br.). Zarazem sam proces WSO przekazał wtedy sądowi powszechnemu - bo dwaj pozostali oskarżeni nie byli generałami wojska, lecz cywilnych służb specjalnych i jako tacy nie podlegają sądom wojskowym. Sprawa trafiła do sądu na Mokotowie.
W sprawie ćwiczeń IPN wszczął śledztwo w 2008 r., po zawiadomieniu Stowarzyszenia Osób Internowanych "Chełminiacy 1982", zrzeszającego pokrzywdzonych.
Jego szef Józef Pintera, który jest oskarżycielem posiłkowym, podkreśla, że nie było to normalne wcielenie rezerwistów, ale represja polityczna. "Nie mieliśmy żadnego szkolenia wojskowego, jedynie zajęcia polityczne" - mówił w WSO. "Nie chodzi nam o odwet na oskarżonych, ale o pokazanie tego, co przeżyliśmy" - dodawał. "Wojsko zostało użyte przez SB, która wskazywała +ekstremistów+" - mówiła PAP mec. Bogucka-Skowrońska, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych.
IPN uznał, że rzekome ćwiczenia były tylko pretekstem do pozbawienia wolności działaczy opozycji, co łączyło się z ich szczególnym udręczeniem. Na przełomie 1982-83 spędzili oni trzy zimowe miesiące na poligonie w Chełmnie. Spali w namiotach; dostali stare buty i mundury; zlecano im też różne - najczęściej nieprzydatne - zadania, jak np. kopanie rowów. Według IPN warunki były tam surowsze od tych, w jakich trzymano internowanych.
Ćwiczenia teoretycznie przeznaczone były dla żołnierzy rezerwy, w rzeczywistości powołano na głównie działaczy "S" z Pomorza. Były to przede wszystkim osoby, wobec których nie było podstaw do internowania. Według IPN ćwiczenia można było zorganizować, aby np. poprawić obronność kraju. Z akt wynika, że chodziło tylko o "pozbawienie wolności i odizolowanie działaczy opozycji od ich zakładów pracy oraz poddanie ich swoistej reedukacji".
Przesłuchany w śledztwie jako świadek szef WRON gen. Wojciech Jaruzelski zeznał, że ćwiczenia odbywały się "w ramach istniejącego porządku wojskowego".
Przyznał, że powołanie działaczy opozycji na te ćwiczenia było "mniejszym złem". Dodał, że instytucja internowania już wtedy wygasła, a forma ćwiczeń była "mniej restrykcyjna". B. szef MSW gen. Czesław Kiszczak zeznał, że izolując "element ekstremalny", władza chciała "zachować spokój w państwie; nie doprowadzić do strajków, rozlewu krwi". IPN nie znalazł dowodów, by w tej sprawie stawiać zarzuty Jaruzelskiemu i Kiszczakowi.
W aktach sprawy są m.in. meldunki wojskowych służb specjalnych o tym, by wśród wcielonych ekstremistów "pozyskiwać osobowe źródła informacji" oraz "podejmować współpracę ze źródłami, które uprzednio były na łączności SB". Meldunki dokumentują, że nawet kadra obozu narzekała, że praca w nim "równa się dla nich internowaniu". Pokazują też one sprzeciw wcielonych, którzy odmawiali spożywania posiłków, śpiewali "wrogie piosenki", prowadzili inne akcje protestacyjne.
Służby specjalne wojska były zaniepokojone, że nie wszczynano za to wobec nich spraw karnych.
88-letni Ciastoń (b. szef SB) został w latach 90. oskarżony o "sprawstwo kierownicze" zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki przez oficerów SB w 1984 r. Z braku wystarczających dowodów winy był dwa razy uniewinniany przez warszawski sąd - w 1994 i 2002 r. 78-letni Sasin był m.in. szefem departamentu MSW, który zajmował się "ochroną gospodarki".
Skomentuj artykuł