Spięcie Rutkowskiego z członkami komisji
Do spięć słownych między Krzysztofem Rutkowskim a przesłuchującym go Zbigniewem Wassermannem (PiS) doszło na czwartkowym posiedzeniu komisji śledczej ds. Krzysztofa Olewnika. Gdy Wassermann pytał go o nieprawidłowości w niektórych akcjach jego biura, Rutkowski odparł, że to kłamstwo i zażądał od szefa komisji Marka Biernackiego (PO), by "zdyscyplinował" Wassermanna. Szef komisji odmówił.
Według Rutkowskiego, Krzysztof Olewnik został porwany, bo "myślał, że wszystko mu wolno". Zauważył, że impreza z października 2001 r., po której go porwano, była zorganizowana dla funkcjonariusza policji, którego miał przeprosić za to, że wcześniej mu naubliżał. -Na takich imprezach załatwiało się nieformalnie pozwolenia na broń - kosztowało to 10 tys. zł - powiedział Rutkowski, powołując się na uzyskane informacje.
Ocenił on, że motywem porwania nie były interesy, które prowadzić miał Krzysztof Olewnik. -To nie był żaden biznesmen. Do jakiego biznesu się nie dotknął, to wszystko padało. Nie porywa się biznesmenów, bo biznesmen musi przygotować kasę na okup. Porywa się jego dzieciaka - powiedział. Zastrzegł, że choć o zmarłych nie mówi się źle, to zdobyte przez biuro informacje nie ukazywały Krzysztofa Olewnika w dobrym świetle - stąd trwające dłuższy czas założenie, że Olewnik mógł sfingować swoje porwanie.
-Autoprezentacja - bardzo dobra. Ale mija się z faktami - tak zeznania Rutkowskiego skomentował dla PAP mec. Ireneusz Wilk, pełnomocnik rodziny Olewników, stały obserwator prac komisji śledczej. Adwokat podkreślił, że Rutkowski powtarza te same argumenty co policjanci, którym prokuratura postawiła zarzuty w tej sprawie. -Mówi to jako usprawiedliwienie braku postępów w sprawie, jak również swoich zaniedbań. Nasuwa się wniosek, że i on, i policjanci mieli te same złe źródła informacji - dodał.
Rutkowski przed sejmową komisją śledczą
Detektyw Krzysztof Rutkowski oświadczył w czwartek przed sejmową komisją śledczą, że przyjął od Włodzimierza Olewnika jedynie ok. 20 tys. zł, co potwierdza faktura. Zaprzeczał, by chodziło o milion złotych, o jakiej to sumie mówił Olewnik. Zasugerował, że pieniądze mógł wyłudzić od rodziny informator agencji Andrzej K., z którym współpracował ws. wyjaśniania innych porwań i kradzieży samochodów.
-Cieszę się, że mogę przed komisją wyjaśnić nieoficjalne zarzuty, jakie mi się stawia - bo żadna policja ani prokuratura nie postawiła mi zarzutów w tej sprawie (...), gdybym wziął choć złotówkę poza fakturą, pewnie dziś bym siedział - oświadczył na początku przesłuchania Rutkowski.
W wysokość tej kwoty nie wierzy członek komisji Andrzej Dera (PiS), któremu Rutkowski powiedział, że przy sprawie Olewnika przez miesiąc pracowało 14 ludzi z jego biura. -W wypadku uwolnienia Krzysztofa Olewnika spodziewaliśmy się za to dodatkowej nagrody. Ale skoro po miesiącu podziękowano nam za współpracę, to honor nie pozwolił mi domagać się więcej - powiedział Rutkowski. Bronił się, że nie może odpowiadać za wszystkie działania swoich ludzi. -Nie oszukujmy się, komendant policji też nie odpowiada za każdego funkcjonariusza, który weźmie pieniądze na drodze - przekonywał.
Krzysztof Rutkowski stwierdził, że jego były pracownik Sławomir Paciorek odpowiadał za rejestrowanie rozmów wykonywanych na telefony rodziny Olewników. Spytany, czy wie o tak słabej jakości tych nagrań, że nie nadawały się do ekspertyzy, odparł: "policja mogła przywieźć swój sprzęt". Paciorek będzie zeznawał przed komisją dopiero 10 listopada, choć miało to mieć miejsce jeszcze w czwartek, po przesłuchaniu Rutkowskiego.
Rutkowski przyznał, że jego biuro korzysta z płatnych informatorów, także ze środowisk przestępczych. -Płacimy za informacje, ale sprawdzone - powiedział. Potem dodał, że "jeśli pan Włodzimierz Olewnik próbował robić coś na własną rękę, poszedł w układy z przestępcami nie informując o tym mnie, to dziś mamy problem, to jest problem pana Olewnika i odpowiedzialność karna tych, którzy wzięli pieniądze".
Jak powiedział w przerwie szef komisji Marek Biernacki (PO), działalność biura Rutkowskiego w całej sprawie była "dziwna", bo to ona zdominowała policyjne dochodzenie. Według Biernackiego, sprawa prowadzi do wniosków na przyszłość co do działalności firm detektywistycznych, a w szczególności tego, jak używają one podsłuchów. -Mówi się, że podsłuchów policyjnych jest za dużo, a akurat w tej sprawie policja podsłuchu nie założyła - powiedział.
Rutkowski przedstawił się komisji jako detektyw i "producent serialu TVN". Zeznając powiedział, że telewizja odmówiła udziału w dokumentowaniu działalności biura w sprawie Olewnika. Zasugerował, że powodem była zbyt duża liczba porwań, o których mówiono w programie telewizyjnym Rutkowskiego. -Gdyby telewizja nie odmówiła, może dziś komisja nie miałaby czego wyjaśniać. Gdy telewizja była obecna przy czynnościach policji, to funkcjonariusze bardziej by się spinali - powiedział.


Skomentuj artykuł