Sprawa Nangar Khel wraca na wokandę

Sprawa Nangar Khel wraca na wokandę
(fot. włodi / flickr.com / CC BY-SA 2.0)
PAP / mh

6 listopada od nowa ma ruszyć proces czterech żołnierzy oskarżonych w sprawie zbrodni wojennej zabójstwa ośmiorga cywilów w Nangar Khel w Afganistanie. Trzech innych prawomocnie uniewinnił Sąd Najwyższy, który zwrócił sprawę reszty do ponownego zbadania.

Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie wyznaczył pierwsze terminy nowego procesu na 6, 7 i 8 listopada. Na ławie oskarżonych ponownie zasiądą ppor. Łukasz Bywalec, chor. Andrzej Osiecki, plut. rezerwy Tomasz Borysiewicz i st. szer. rezerwy Damian Ligocki (zgadzają się na podawanie nazwisk). Trzem pierwszym za zbrodnię zabójstwa cywilów na wojnie grozi dożywocie; Ligockiemu - do 15 lat więzienia (jako jedyny nie ma zarzutu zabójstwa, lecz "ostrzelania niebronionego obiektu"). Nie przyznają się do winy.

To precedensowa sprawa w historii polskiej armii i polskiego wymiaru sprawiedliwości. 16 sierpnia 2007 r. w wyniku ostrzału z broni maszynowej i moździerza wioski Nangar Khel na miejscu zginęło sześć osób: dwie kobiety i mężczyzna (pan młody przygotowujący się do uroczystości weselnej) oraz troje dzieci (w tym dwoje w wieku od trzech do pięciu lat); dwie kolejne osoby zmarły w szpitalu.

DEON.PL POLECA

Wojsko poinformowało o tragicznym zdarzeniu dopiero po tygodniu. We wrześniu 2007 r. dowództwo zawarło porozumienie ze starszyzną wioski. Poszkodowanej rodzinie wypłacono odszkodowania, a ranne kobiety trafiły na leczenie do Polski.

W listopadzie 2007 r. prokuratura wojskowa wystąpiła o areszt wobec siedmiu podejrzanych, co sąd uwzględnił. W maju 2008 r. areszt opuścili szeregowi, miesiąc później na wolności byli także podoficerowie i oficerowie.

Konwencja haska stwierdza, że ludność cywilna na terenach objętych działaniami wojennymi jest chroniona "w takim zakresie, w jakim nie uczestniczy w walkach". Złamanie konwencji jest zbrodnią wojenną, ściganą zarówno przez prawo międzynarodowe, jak i polskie. Prokuratura wojskowa z Poznania oskarżyła o taką zbrodnię siedmiu żołnierzy: dowódcę grupy kpt. Olgierda C. (nie zgadza się na podawanie danych), Bywalca, Osieckiego, Borysiewicza, starszych szeregowych Jacka Janika i Roberta Boksę oraz Ligockiego.

Proces zaczął się przed WSO w lutym 2009 r. Były 54 rozprawy. Na koniec prokuratura zażądała dla podsądnych kar od dwunastu do pięciu lat więzienia. Obrona i oskarżeni wnosili o uniewinnienie.

Nie udało się uzupełnić akt sprawy m.in. o nasłuchy radiowe amerykańskiego wywiadu z dnia tragedii, protokoły pierwszych przesłuchań, dokumentację medyczną pomocy udzielonej ofiarom, opinie biegłych kartografów co do dokładnego usytuowania moździerza, z którego pociski spadły na wioskę. Nie było też wizji lokalnej na miejscu.

Z braku dowodów w czerwcu 2011 r. WSO uniewinnił wszystkich oskarżonych. Sąd podkreślił, że materiał dowodowy nie był pełny i miał liczne braki, na tyle istotne, że nie pozwoliły one na przypisanie winy. Zarazem sąd przyznał, że prokurator miał prawo wszcząć śledztwo, a sąd aresztować żołnierzy.

"Fakt, że wydarzenia rozegrały się w czasie działań wojennych, nie oznacza, że można obniżać standard poziomu materiału dowodowego" - podkreślił sędzia płk Mirosław Jaroszewski. Według sądu brak jest dowodów, że C. wydał rozkaz ostrzelania wioski. Sąd uznał jego wyjaśnienia za spójne i logiczne, zaznaczając, że głównymi dowodami przemawiającymi na jego niekorzyść były "pomówienia ze strony współoskarżonych". Sąd uznał, że pozostali oskarżeni mieli interes w pomawianiu go o wydanie rozkazu.

Obrońca przekonywał, że to podwładni C. zrzucają na niego winę. Świadkowie mówili, iż przypisywany C. zwrot "przepier... wioskę" był rozumiany jako polecenie jej otoczenia i przeszukania - tak jak już wielokrotnie wcześniej robiono.

Sąd ocenił, że żołnierze - nie chcąc ponieść odpowiedzialności za zdarzenie, którym byli "zszokowani" - umówili się, że przedstawią wersję o wymianie ognia z talibami w wiosce, potem zaś postanowili przyjąć linię obrony, że działali na rozkaz przełożonego. "Tego nie da się w żaden sposób potwierdzić. Żaden z obecnych w TOC (centrum operacyjnym bazy wojskowej) nie słyszał, by padł taki rozkaz. Nieprawdopodobne, aby w sytuacji usłyszenia takiego rozkazu nie zaprotestować, nie prosić o dodatkowe wyjaśnienia lub nie żądać polecenia na piśmie" - uznał sąd.

Po wyroku prokuratorzy mówili, że nie zgadzają się z nim, bo "były podstawy do skazania wszystkich oskarżonych za zbrodnię wojenną zabójstwa cywili i ostrzelania wioski". "Wygraliśmy bitwę, ale nie wojnę" - mówili oskarżeni. "Z satysfakcją przyjąłem wiadomość o uniewinnieniu" - oświadczył premier Donald Tusk. "Byłem przekonany, że był to błąd, a nie przestępstwo" - komentował ówczesny szef MON Bogdan Klich.

Prokuratura skierowała do SN apelację, w której wnosiła o uchylenie wyroku WSO i o zwrot całej sprawy do ponownego rozpoznania. Obrona chciała oddalenia apelacji i utrzymania wyroku WSO.

Trzyosobowy skład SN przyznał prokuraturze rację tylko częściowo. W marcu br. utrzymał w mocy uniewinnienia wobec kpt. C. oraz Janika i Boksy. Według SN nie można przypisać C. wydania rozkazu, więc z braku dowodów powinien być uniewinniony. SN uznał, że jego słowa potwierdzają dowody i zeznania świadków - w przeciwieństwie do zmieniających się wyjaśnień jego podwładnych: Bywalca, Osieckiego i Borysiewicza. Ci najpierw twierdzili, że odpowiadali ogniem na atak talibów, potem - że działali na rozkaz, a następnie - że celowali w inne punkty, ale amunicja była wadliwa. Wyjaśnienia tych oskarżonych SN uznał za "odosobnione, zmienne i wewnętrznie sprzeczne".

SN ocenił, że Boksa i Janik nie mieli zamiaru zabójstwa cywili, a działali na rozkaz przełożonego, który podał, jak ma być ustawiony moździerz. "Nie mieli podstaw go kwestionować, lecz wykonać, bo za odmowę wykonania rozkazu grozi odpowiedzialność karna" - uznał SN.

Uzasadniając uchylenie uniewinnienia czterech żołnierzy, SN uznał, że w ich sprawach nie należało stosować prawnej zasady, że nie dające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść podsądnych i uniewinniać ich z braku wystarczających dowodów winy. Według SN nie były to wątpliwości, których nie można wyeliminować. Wszystko ma ponownie zbadać WSO w nowym procesie. SN zaznaczył, że nie przesądza, w jakim kierunku wątpliwości te mogą być rozstrzygnięte.

Według SN ci czterej oskarżeni składali "sprzeczne relacje" o przebiegu zdarzeń. "Sąd I instancji nie dążył do wyjaśnienia tych wątpliwości za pomocą innych dowodów, np. zeznań świadków. Sąd także nie dostrzegł, że oskarżeni składali relacje takie, aby w jak najkorzystniejszym świetle przedstawić siebie" - mówili sędziowie SN.

Obrońcy uniewinnionych wyrażali satysfakcję z rozstrzygnięcia SN. Broniący Osieckiego mec. Piotr Dewiński podkreślał, że nic jeszcze nie jest przesądzone i w ponownym procesie zamierza walczyć o uniewinnienie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Sprawa Nangar Khel wraca na wokandę
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.