"Sprawa strony antykomor.pl jest wypadkiem"
Sprawa strony antykomor.pl jest raczej wypadkiem niż wyrazem represyjnej polityki rządu - uważa Jarosław Lipszyc. Zaznacza, że spotkania z przedstawicielami rządu, jakie odbył w ostatnich dniach, wskazują raczej na tendencję zwiększania swobód obywatelskich, także w świecie cyfrowym.
Jarosław Lipszyc, działacz na rzecz wolnej kultury, prezes Fundacji Nowoczesna Polska, postrzega sprawę niedawno zamkniętej, krytycznej wobec prezydenta Bronisława Komorowskiego, strony antyKomor.pl, jako "swego rodzaju skandal”.
- Fakt, że prezydent za pośrednictwem prof. Nałęcza wstawił się za autorem strony, jest dla mnie jednoznaczny - to być może nie są ładne ani mądre żarty, ale żartowanie w tym kraju nie powinno skutkować sankcjami. A jeżeli chodzi o ewentualne naruszenie dóbr osobistych prezydenta, to stoję na stanowisku, że najpierw powinien być wyrok sądowy, a potem ewentualnie represje. A wizyta przedstawicieli Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego o świcie jest ewidentnie represją. Prokuratura ma do dyspozycji wiele środków mniej inwazyjnych, właściwszych do stosowania w sprawie tak błahej - powiedział Lipszyc.
- Sądzę jednak, że sprawa strony antykomor pl. to wypadek przy pracy, a nie wyraz kierunku polityki rządu. Można tu zacytować angielskie przysłowie: "nigdy nie przypisuj złej woli tego, co da się wytłumaczyć czyjąś głupotą" - powiedział Lipszyc, który w ostatnich dniach rozmawiał o swobodach obywatelskich m.in. w internecie, zarówno z premierem Donaldem Tuskiem, jak i ministrem Michałem Bonim.
Lipszyc dodał, że tematem poniedziałkowego spotkania z Bonim była przede wszystkim retencja danych: jakie informacje o obywatelach są przechowywane, w jaki sposób i jak długo.
- Rozmawialiśmy m.in. o ilości zapytań ze strony różnych służb o nasze bilingi komórkowe, a także o wykorzystaniu geolokacji. Jeżeli każdy policjant w tym kraju może o dowolnej porze sprawdzić, gdzie jestem, to sytuacja zdecydowanie wymaga naprawy – ocenił.
Jego zdaniem spór do dane ma „trzy osie”. - Służby mundurowe chcą, aby zbierać wszystkie dane i by dostęp do nich był dla służb nieograniczony. Przedstawiciele firm telekomunikacyjnych wskazują natomiast na fakt, że gromadzenie i przechowywanie takich danych generuje poważne koszty i chcą, aby służby musiały płacić za ich pobieranie podatek VAT. Nie chodzi o to, aby policjant płacił firmie telekomunikacyjnej, raczej o to, aby bardziej kontrolować dostęp do takich danych. Jeżeli operacja zasięgnięcia informacji o tym, z kim rozmawiam i gdzie obecnie przebywam, jest dla policjanta bezpłatna, to oczywiście on z tego korzysta bardzo chętnie, niezależnie, czy ma do takich działań odpowiednie uzasadnienie, czy też nie ma. Innym rozwiązaniem jest wprowadzenie obowiązku uzyskania zgody prokuratora przed przekazaniem policjantowi danych o obywatelu, co mi osobiście wydaje się rozsądne. Musi być jakaś forma kontroli nad takimi działaniami - mówił Lipszyc.
- Wydaje się, że w tej dyskusji następuje zbliżenie stanowisk, mimo że jest to proces bardzo powolny. Wygląda na to, że rząd zaczyna przyjmować do wiadomości, że kontrola nad obywatelami poszła jednak u nas za daleko. W zeszłym roku w Polsce było 1,3 mln zapytań o bilingi i lokalizację, najwięcej w Europie. Skala tego podglądania obywateli przez służby przekracza granice rozsądku – dodał.
Nawiązując z kolei do spotkania z premierem Donaldem Tuskiem, Lipszyc ocenił, że "rząd po raz pierwszy w sposób tak jasny i klarowany zadeklarował kierunek swojej polityki w sferze zarządzania przez państwo informacją".
Skomentuj artykuł