System działał i ostrzegał pilotów TU - 154
Kilkadziesiąt sekund przed katastrofą polskiego samolotu rządowego w Smoleńsku zadziałało urządzenie ostrzegające przed zbytnim zbliżaniem się do ziemi - podała we wtorek telewizja TVN24, powołując się na nieoficjalne informacje. Prokuratura nie komentuje tej informacji.
Według stacji, czarna skrzynka rozbitego samolotu zarejestrowała głośny dźwięk alarmowy, a sygnał rozbrzmiewał przez 30 sekund. Miał to być sygnał nadawany przez EGPWS (enhanced ground proximity warning system), nazywany także TAWS (terrain awareness warning system).
Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej, która prowadzi dochodzenie wspólnie z Prokuraturą Generalną, płk Zbigniew Rzepa powiedział PAP, że nie będzie komentował wiadomości podanej przez TVN24.
- Zadaniem tego systemu jest ostrzeganie, że lot o danym kursie i prędkości grozi zderzeniem z ziemią. Lądowanie jest dotknięciem ziemi, dlatego kiedy samolot jest w konfiguracji do lądowania - wysunięte podwozie i klapy - sygnał ostrzegawczy z zasady się wyłącza - powiedział PAP specjalizujący się w tematyce lotniczej Piotr Abraszek z miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa". Dodał, że teoretycznie jest możliwe, że piloci, mimo podejścia do lądowania nie zdezaktywowali systemu, stąd emisja sygnału ostrzegawczego. Zastrzegł zarazem, że nie sposób powiedzieć, jak było, dopóki nie będzie jakichkolwiek oficjalnych informacji.
Abraszek zaznaczył, że to, czy system był włączony, nie ma wielkiego znaczenia w sytuacji, gdy EGPWS nie miał kompletnych danych o terenie, na którym leży lotnisko. - System pracuje na podstawie informacji o prędkości samolotu, danych z radiowysokościomierza i cyfrowej mapy terenu. Lotnisko w Smoleńsku, jako rosyjskie zapasowe lotnisko wojskowe, nie jest uwzględnione na mapach cyfrowych wspierających system, który w tych warunkach był zubożony - pracował na podstawie częściowych danych. W tej sytuacji to, czy system był aktywny, ma drugorzędne znaczenie - powiedział.
We wtorek obie prokuratury we wspólnym komunikacie oświadczyły, że badają wszystkie możliwe wersje przyczyn katastrofy samolotu w Smoleńsku, a dotychczas żadna z założonych wersji śledczych nie została w odrzucona, żadna też "nie zyskała statusu wersji dominującej".
Śledztwo jest niezależne od działań komisji badań wypadków lotniczych. Ponieważ do katastrofy doszło w Rosji, odrębne dochodzenie prowadzi też Prokuratura Federacji Rosyjskiej.
Samolot Tu-154 wiozący delegację na rocznicę zbrodni katyńskiej rozbił się 10 kwietnia w Smoleńsku przy próbie lądowania w bardzo trudnych warunkach pogodowych. W katastrofie zginęło 96 osób - prezydent Lech Kaczyński z małżonką, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni, przedstawiciele rodzin polskich obywateli pomordowanych przed 70 laty w Katyniu, osoby towarzyszące delegacji i załoga samolotu.
Skomentuj artykuł