Sześć godzin burzliwej debaty w Sejmie

Sześć godzin burzliwej debaty w Sejmie
(fot. PAP/Leszek Szymański)
PAP / drr

Blisko sześć godzin trwało burzliwe posiedzenie sejmowych komisji infrastruktury, obrony i sprawiedliwości dotyczące działań organów państwowych w związku z katastrofą smoleńską.

Antoni Macierewicz (PiS) wystąpił z projektem dezyderatu w sprawie powołania sejmowej komisji śledczej i międzynarodowej komisji, które zbadałyby okoliczności katastrofy. Propozycja spotkała się ze sprzeciwem posłów koalicji. Do głosowania nie doszło ze względu na brak kworum.

PiS, który był wnioskodawcą posiedzenia komisji, zarzucał rządowi, że godząc się na konwencję chicagowską "wystawił Polskę na pośmiewisko". Szef MON Bogdan Klich odpowiadał, że chodzi o wybór między racjonalnym działaniem a demagogią.

Macierewicz ubolewał, że przez 9 miesięcy premier Donald Tusk "tylko raz znalazł czas, by stanąć przed Sejmem i przedstawić okoliczności związane z tragedią". "Przedstawił je zresztą w sposób nieprawdziwy" - ocenił Macierewicz.

Poseł PiS zaznaczył, że miał nadzieję, iż posiedzenie odbędzie się zanim - jak mówił - "komisja rosyjska przedstawi nieprawdziwy fałszywy, kłamliwy raport zniesławiający w oczach całego świata imię polskich oficerów, polskich pilotów i państwa polskiego".

Macierewicz zarzucił rządowi, że "mając dowody na kłamstwo Tatiany Anodiny, ukrywał te dowody, uniemożliwiał opinii publicznej dojście do prawdy, pozwalał, by upubliczniano insynuacje, że prawdziwym powodem katastrofy jest działanie pijanego generała Błasika, naciski prezydenta, niedouczenie polskich pilotów, bohaterskich polskich pilotów".

"Wszyscy przedstawiciele rządu pana Tuska po opublikowaniu fałszywego raportu Anodiny mówili: w pełni zgadzamy sie z zasadniczymi konkluzjami, prosimy tylko o uzupełnienie. Nie było w dziejach państwa polskiego takiego zaprzaństwa, fałszu, współdziałania przeciwko własnemu narodowi" - przemawiał Macierewicz.

Minister obrony Bogdan Klich uznał te słowa za obraźliwe i uwłaczające jemu, rządowi RP i premierowi. "Trzeba zadać sobie pytanie, czy ma rację pan poseł Macierewicz, czy rację ma rząd Rzeczypospolitej Polskiej. Kto ma odwagę, tak naprawdę. Czy pan premier z ministrami swojego rządu, który stanął twarzą w twarz, tam w Smoleńsku, na lotnisku Siewiernyj, w obliczu tej katastrofy, czy też pan poseł Macierewicz, który tchórzliwie uciekł z Katynia" - mówił Klich.

"Tutaj odbywa się poważna rozmowa na temat tego, kto działa racjonalnie - czy rząd, który posługuje się prawem międzynarodowym, aby wyjaśnić przyczyny i okoliczności tej katastrofy, czy też pan poseł Macierewicz, który namawia do rezygnacji z jedynej normy prawnej, jedynych ram prawnych, jakimi Polska dysponuje?" - powiedział szef MON.

"Polska, która podpisała konwencję chicagowską, czy fantazjujący - mówię o pośle Macierewiczu - na temat jakichś innych ram prawnych, jak na przykład rozporządzenia Unii Europejskiej z października ubiegłego roku, które nie było do zastosowania w owym czasie, ponieważ go jeszcze nie było; czy też - jak postulował swego czasu poseł Macierewicz - jakichś standardów natowskich, które nie mogłyby być zastosowane, dlatego, że Rosja nie jest członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego" - powiedział minister.

"Wybór dotyczy tego, czy w Polsce działa się racjonalnie czy nieracjonalnie, czy w Polsce ma obowiązywać prawo czy też demagogia, taka jaką uprawia komisja powołana przez pana posła Macierewicza. Czy w Polsce mają działać instytucje, takie jak komisja badania wypadków lotniczych i prokuratura, czy te instytucje mają być sparaliżowane, tak jak były sparaliżowane wtedy, gdy Macierewicz był wiceministrem obrony?" - powiedział szef MON. Dodał, że do wyjaśnienia katastrofy nie przyczyni się "mylenie kwestii rzemiosła lotniczego z polityką".

Zaznaczył, że przywoływana przez posłów PiS polsko-rosyjska umowa o współpracy w sprawach lotnictwa wojskowego z 1993 r. zawiera tylko jeden ogólny zapis o wyjaśnianiu incydentów i katastrof. "Kilkanaście albo kilkadziesiąt miesięcy trzeba by, żeby z tego jednego sporządzić ramy prawne. Ciekawe, co wtedy byście mówili" - zwracał się do opozycji.

Do prokuratury Macierewicz miał pretensje, że "nie potrafiła odpowiedzieć, dlaczego nie przesłuchano osób, które podejmowały kluczowe decyzje". Wskazał na premiera Donalda Tuska, ministrów Tomasza Arabskiego, Jerzego Millera, Radosława Sikorskiego i Bogdana Klicha. "Czekacie, żeby zapomnieli, ustawili między sobą, ustalili z faktami, które podaje pani Anodina?" - sugerował Macierewicz.

Szef MSWiA Jerzy Miller, stojący na czele komisji badającej katastrofę Tu-154, odniósł się do ubiegłotygodniowej konferencji, na której przedstawiono wyniki prac MAK. Zaznaczył, że "jeżeli tylko można, komisja nie operuje nazwiskami", lecz funkcjami. "Stąd nasze zdziwienie wywołało użycie przez Rosjan nazwiska gen. Błasika, to bez precedensu, aby w raporcie komisji badającej wypadek zostało użyte nazwisko pasażera" - powiedział. Później Miller doprecyzował, że chodzi nie o sam raport - ten nie zawiera nazwiska, ale o konferencję prasową szefowej MAK.

Prokurator generalny Andrzej Seremet poinformował, że "w związku z długim czasem oczekiwania na wyniki wstępnej opinii fonoskopijnej" zwrócił się do dyrektora Instytutu Ekspertyz Sądowych "o podanie perspektyw czasowych zakończenia badań oraz ewentualnych przeszkód uniemożliwiających ukończenie ekspertyzy".

Jak powiedział Seremet, udzielona mu odpowiedź wskazywała "na daleko zaawansowany proces zaawansowania", konieczne są jeszcze badania rejestratorów oraz "przeprowadzenie nagrań porównawczych na pokładzie samolotu Tu-154M numer 102, drugiego Tupolewa pozostającego w dyspozycji naszego kraju".

Przypomniał, że strona rosyjska przygotowuje kolejną partię dokumentów w ramach pomocy prawnej, a zgodnie z ustaleniami polscy prokuratorzy w lutym "będą uczestniczyć w przesłuchaniach osób kluczowych dla wyjaśnienia wątku sprowadzenia samolotu na lotnisko w Smoleńsku".

Seremet powiedział, że prokuratura rozpoczęła przygotowania do sprowadzenia szczątków samolotu, a w przedsięwzięciu weźmie udział m.in. 120 żandarmów.

Seremet powiedział, że polska prokuratura dąży także do przesłuchania zastępcy dowódcy bazy w Smoleńsku Mikołaja Krasnokutskiego. Zaznaczył, że według nieoficjalnych informacji protokół z jego przesłuchania przez Rosjan może znajdować się w 30 tomach akt, które w ciągu kilku tygodni mają trafić do Polski. Szef MSWiA Jerzy Miller zaznaczył natomiast, że w pracach nad ustalaniem przyczyn katastrofy "Polska nie szuka winy Rosjan, tylko Polska szuka wszystkich błędów, które zostały popełnione bez względu, czy to są błędy rosyjskie, czy polskie".

Naczelny prokurator wojskowy gen. bryg. Krzysztof Parulski powiedział, że przekazana do tej pory dokumentacja dotycząca sekcji zwłok jest kompletna jedynie w odniesieniu do 18 ofiar katastrofy, przypadku 40 ofiar występują braki w dokumentacji. "Co do pozostałych ofiar, nie nadesłano odpowiedniej dokumentacji, aktualnie trwa analiza szeregu dokumentów identyfikujących ciała, przekazanych przez stronę rosyjską w listopadzie ubiegłego roku" - powiedział Parulski. Dodał, że polska prokuratura oczekuje, iż brakujące dokumenty dotyczące sądowo-medycznego badania zwłok ofiar oraz dokumentacja fotograficzna sekcji zostaną przekazane za kilka tygodni w zapowiadanych kolejnych tomach akt.

Naczelny prokurator wojskowy dodał, że obecnie w postępowanie jest zaangażowanych 10 prokuratorów, zgromadzono 96 tomów akt jawnych i 14 tomów akt niejawnych. W postępowaniu przesłuchano około 400 świadków, ponadto ponad 150 świadków przesłuchano w ramach pomocy prawnej.

Szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg mówiąc o planowanym na luty wyjeździe polskich prokuratorów do Moskwy uznał, za "wielce prawdopodobne, że będzie im umożliwiony udział w przesłuchaniu tych dwóch osób, czyli kierownika lądowania i kierownika strefy lądowania". "Polscy prokuratorzy nie omieszkają podnieść pewnych kwestii, które dotychczas podnoszone nie były" - zaznaczył Szeląg.

Bogdan Klich stwierdził, że przedstawiona we wtorek w MSWiA prezentacja świadczy, że "raport MAK nie zawiera całej prawdy o przyczynach i okolicznościach tej tragedii" i "nikt nie może mieć już wątpliwości, że nie jest wierną fotografią zdarzeń".

"Za szczególnie rażące uznano - i ja ten pogląd podzielam - przedwczesne osądy dotyczące załogi samolotu i jego dowódcy. Dziś po prezentacji ministra Millera wiemy już, że załoga postanowiła przerwać ten niezwykle ryzykowny manewr, zachowała się racjonalnie w tym krytycznym momencie. Pytanie, dlaczego wcześniej nie odeszła na lotnisko zapasowe, pozostaje na razie bez odpowiedzi. Jedno jest pewne, chcieli wykonać zadanie, tak jak chce wykonać zadanie każdy polski żołnierz" - mówił Bogdan Klich.

Były polski akredytowany przedstawiciel przy MAK Edmund Klich powiedział, że wysłał dziewięć pism dotyczących niedociągnięć współpracy ze stroną rosyjską; na co często otrzymywał ustne odpowiedzi, że Rosjanie nie zgadzają się z jego postulatami. "W jednym z pism poinformowano mnie nawet, że moja działalność opóźnia pracę Komitetu i w związku z tym wyjaśnienie przyczyn katastrofy będzie się bardzo wydłużało" - powiedział Edmund Klich.

Dodał, że ma listę 52 dokumentów, które nie zostały przekazane. Powiedział, że polscy eksperci nie brali też udziału w odczycie rozmów ze stanowiska kierowania na lotnisku i że "nie było reakcji strony rosyjskiej na wnioski dotyczące ponownego wspólnego odczytu tych rozmów, pomimo wcześniejszych ustaleń w tej sprawie".

E. Klich ocenił, że dokumenty, które strona polska posiada, i otrzymane nagrania pozwalają "w sposób jednoznaczny określić przyczyny tej katastrofy". "Natomiast w sposób dowodowy będzie to trudne" - zaznaczył.

Obrady skończyły się kłótnią. Chodziło o to, czy komisje mają przyjąć dezyderat zaproponowany przez posła Antoniego Macierewicza (PiS). Ostatecznie propozycja nie była głosowana, bo żadna z komisji nie miała kworum.

"Jeżeli usłyszeliśmy pod adresem prokuratury głównie połajanki i pouczenia oraz instrukcje, to jako prokurator generalny, który stoi na czele instytucji niezależnej, głęboko rozważę celowość zaproszenia na następne posiedzenie komisji" - powiedział prokurator generalny Andrzej Seremet. Jak dodał, nie jest to "wyraz nadąsania czy przekąsu". "To jest potrzeba ochrony podstawowych interesów tej firmy i podstawowych wartości" - dodał na zakończenie posiedzenia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Sześć godzin burzliwej debaty w Sejmie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.