Upamiętnić spalonych podczas rzezi Woli
Powstanie pomnika upamiętniającego ok. 100 starców, kalek, kobiet w ciąży i dzieci spalonych przez Niemców podczas rzezi warszawskiej Woli w 1944 r. postuluje komitet budowy monumentu, którego przedstawiciele spotkali się w poniedziałek z dziennikarzami.
- To jedna z najbardziej okrutnych zbrodni. W pierwszych dniach sierpnia 1944 r. ludność Woli, ocalała z rzezi dzielnicy, była pędzona ulicami Wolską i Bema w kierunku Dworca Zachodniego, skąd była wywożona do obozu przejściowego w Pruszkowie. 9 sierpnia trzech Niemców z opaskami Czerwonego Krzyża stojących przed domem przy ul. Bema 54 wyciągało ze szpaleru idących osoby starsze, kalekie, kobiety w ciąży i dzieci i zabierało ich do budynku również oznaczonego flagą Czerwonego Krzyża - opowiadał obecny na konferencji, ocalały z rzezi na Woli Jerzy Janowski.
Jak relacjonował, przez cały dzień Niemcy zgromadzili w budynku przy Bema ok. 100 osób. - Wieczorem okna i drzwi zabito deskami, a dom podpalono. Był to przerażający widok. Zbrodnia tym straszniejsza, że podstępna, pod pozorem chęci udzielenia pomocy i pod znakiem Czerwonego Krzyża. Ważne, by ludzie się o niej dowiedzieli - podkreślił Janowski, inicjator ustanowienia 5 sierpnia Ogólnowarszawskim Dniem Pamięci Mieszkańców Woli zamordowanych przez Niemców podczas powstania warszawskiego.
Janowski jest jednym z członków powstałego komitetu budowy pomnika poświęconego mieszkańcom Warszawy spalonym przy ul. Bema. - Chcielibyśmy, by to nie była zwykła tablica, ale pomnikowa forma upamiętnienia.
Bezpośredni teren zbrodni to obecnie prywatna posesja, mamy jednak nadzieję, że uda się znaleźć lokalizację gdzieś w pobliżu, widoczną również z pobliskiej al. Prymasa Tysiąclecia, która jest ważnym szlakiem komunikacyjnym. Planujemy przeprowadzenie konkursu architektonicznego na koncepcję upamiętnienia. Chcemy, by wpisywało się ono w charakter tego terenu i było widoczne z daleka - mówił przewodniczący komitetu Maciej Białecki.
Do komitetu budowy pomnika - jak dodał - zaproszono przedstawicieli różnych urzędów i instytucji m.in. burmistrz Woli, przedstawicieli władz Warszawy, Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie. - Chcemy także zaprosić do komitetu gen. Janusza Brochwicz-Lewińskiego i metropolitę warszawsko-praskiego Henryka Hosera, którego rodzina pochodzi z Woli - powiedział Białecki.
Podkreślił, że ma nadzieję, iż ostateczny skład komitetu ustali się do jesieni i wówczas zapadną konkretne ustalenia odnośnie konkursu na pomnik i dalszych losów inicjatywy. - Być może za rok już będziemy mogli powiedzieć, że mamy projekt i zaczynamy gromadzić fundusze - mówił przewodniczący komitetu zaznaczając, że na razie nie podjęto decyzji, w jaki sposób budowa pomnika będzie finansowana.
Burmistrz Woli Urszula Kierzkowska dodała, że pomnik ma być symbolem tragedii dzielnicy podczas powstania warszawskiego. - Wola została szczególnie dotknięta, w sposób bestialski zamordowano ponad 50 tys. jej mieszkańców. To była rzeź niewinnych ludzi tu mieszkających. I ten pomnik upamiętniający spalonych przy ul. Bema powinien stać się symbolem tego bestialstwa, jakim wykazali się Niemcy podczas powstania. Ważne, by powstał i, by mówić głośno o zbrodniach, które miały miejsce na terenie naszej dzielnicy, a wiedza o nich nie jest często szerzej znana - podsumowała burmistrz.
Rzeź mieszkańców stołecznej Woli trwała od 5 do 7 sierpnia 1944 r. W masowych egzekucjach zginęło - według różnych szacunków - od 40 do 60 tys. mieszkańców dzielnicy. Ludność była rozstrzeliwana, a ciała zabitych palono. Eksterminacja na dużą skalę zakończyła się 7 sierpnia, jednak w mniejszym stopniu trwała aż do 12 sierpnia, kiedy gen. Erich von dem Bach-Zelewski wydał zakaz mordowania ludności cywilnej.
Skomentuj artykuł