Wciąż nie dotarto do poszukiwanego górnika

Wciąż nie dotarto do poszukiwanego górnika
Jest szansa, że zaginiony górnik mógł przeżyć zawał, chowając się w jakiejś niszy (fot. PAP/Andrzej Grygiel)
PAP / zylka

Mimo trwającej nieprzerwanie przez całą noc akcji, do czwartkowego poranka ratownikom nie udało się dotrzeć do 40-letniego górnika, zasypanego w zawalonym chodniku kopalni "Rydułtowy-Anna". Zastępy ratownicze pokonały dotąd kilka metrów rumowiska.

- Ratownicy nadal konsekwentnie drążą tzw. chodniki ratunkowe z obu stron strefy zawału. Z jednej strony udało im się posunąć do przodu o ok. 1,5 metra, z drugiej o 2,5 metra - powiedział w czwartek rano rzecznik Kompanii Węglowej, do której należy kopalnia, Zbigniew Madej.

Obecnie trudno precyzyjnie określić, jaka odległość dzieli ratowników od górnika. W środę, na podstawie sygnału z nadajnika zamontowanego w lampce pracownika, szacowano, że jest to ok. 6-7 metrów. Ze strony rumowiska, skąd odebrano sygnał, ratownicy posunęli się naprzód o ok. 1,5 metra.

Niemożność precyzyjnego określenia położenia górnika może wynikać z faktu, że drążąc chodniki ratunkowe zastępy ratownicze (stale pracuje ich 6 lub 7) natrafiają na fragmenty metalu, obudowy wyrobiska, podziemnych urządzeń itp. W tej sytuacji lokalizacja położenia na podstawie sygnału może być myląca.

Z analiz wynika, że w zasypanym wyrobisku jest przepływ powietrza, jest więc szansa, że zaginiony górnik mógł przeżyć zawał, chowając się w jakiejś niszy. Z kolei wielkość i struktura zawaliska przemawiają za tym, że chodnik został zasypany całkowicie. Jak zawsze w podobnych przypadkach ratownicy podkreślają, że dopóki trwa akcja, jest nadzieja, że górnik żyje.

Akcja prowadzona jest w bardzo trudnych warunkach. Ratownicy muszą usuwać wypełniający wyrobisko materiał w dużej części ręcznie. Są to nie tylko fragmenty skał, ale także elementy podziemnej infrastruktury - konieczność ich wyciągania dodatkowo spowalnia prace ratowników.

Do tąpnięcia w kopalni w Rydułtowach doszło w środę rano. Wstrząsowi o energii odpowiadającej ok. 2,4 stopniom Richtera towarzyszył zawał skał w położonym na poziomie 1000 metrów chodniku przyścianowym na długości ok. 35 metrów.

W pobliżu znajdowało się siedmiu górników. Sześciu wycofało się o własnych siłach. Z obrażeniami niezagrażającymi życiu zostali przewiezieni na dokładne badania do miejscowych szpitali. Lekarze zdiagnozowali u nich przede wszystkim stłuczenia głowy i kończyn, niektórzy mogli już wrócić do domu. Nieco dalej było jeszcze kilkunastu innych górników, im nic się nie stało.

Zawał nastąpił w rejonie praktycznie nowej, uznawanej za bardzo perspektywiczną dla kopalni, ściany wydobywczej. W ostatnich dniach prowadzono tam prace przygotowawcze, m.in. tzw. strzelania odprężające; znajdował się też tam nowy sprzęt.

Jak informowali przedstawiciele kopalni, w momencie tąpnięcia w ścianie, która od momentu uruchomienia posunęła się tylko po kilka metrów z każdej strony, prowadzono wydobycie - sięgające 2 tys. ton węgla na dobę. W środę rano nie zaobserwowano tam żadnych objawów zbliżającego się wstrząsu.

Według informacji przedstawicieli Kompanii Węglowej, do której należy kopalnia, zasypany górnik w chwili tąpnięcia przebywał w strefie szczególnego zagrożenia tąpaniami, gdzie nie powinien być. Dlaczego tam się znalazł - ma wykazać dochodzenie nadzoru górniczego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wciąż nie dotarto do poszukiwanego górnika
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.