9. rocznica zamachów z 11.09 w cieniu meczetu
Prezydent USA Barack Obama poparł w piątek prawo muzułmanów do budowy meczetu w pobliżu miejsca ataku z 11 września 2001 r. w Nowym Jorku. Potępiając plany palenia Koranu przez ekstremistów protestanckich, powiedział, że USA nie prowadzą wojny z islamem.
Było to wyraźniejsze niż poprzednio poparcie dla meczetu ze strony prezydenta, który na początku sierpnia składał na ten temat sprzeczne oświadczenia.
Na piątkowej konferencji prasowej w Białym Domu prezydent uzasadnił swe poparcie dla meczetu zasadami wolności religii, a także potrzebą harmonijnej współpracy z muzułmanami w walce z terroryzmem islamskim.
- W Ameryce wszyscy są równi i mają równe prawa, w tym prawo do swobodnego praktykowania religii. Oznacza to, że jeśli można w jakimś miejscu budować kościół, synagogę albo świątynię hinduistyczną, to można również budować w tym miejscu meczet - powiedział.
Zaznaczył, że "pojmuje niezwykłą drażliwość" religijnych aspektów ataku z 11 września, i wyraził "zrozumienie dla uczuć rodzin ofiar" tego zamachu, z których większość protestuje przeciw planom wzniesienia meczetu.
- Jeżeli mamy odnieść sukces w zmniejszeniu groźby terroryzmu, potrzebujemy do tego wszelkich możliwych sojuszników - oświadczył. Dodał, że "przytłaczająca większość muzułmanów na świecie to ludzie miłujący pokój, którzy odrzucają ideologie przemocy". Ameryka prowadzi walkę nie z nimi, a z Al-Kaidą - podkreślił.
Pochwalił tu nawet byłego prezydenta George'a W. Busha za jego podobnie stanowcze deklaracje. - Jedną z rzeczy, które podziwiam u prezydenta Busha, było jego jasne oświadczenie, że nie prowadzi wojny z islamem - powiedział.
W sobotę odbędą się w Nowym Jorku i Waszyngtonie uroczyste obchody 9. rocznicy zamachów. Zwolennicy i przeciwnicy budowy meczetu koło Strefy Zero zapowiedzieli tego dnia manifestacje.
Obama potępił także pomysł spalenia w rocznicę ataków Koranu, co zapowiadał ewangelikalny pastor z Florydy, Terry Jones.
Zapytany czy nie nadano nadmiernego rozgłosu tej inicjatywie, skoro Jones reprezentuje marginesowy, skrajny nurt w amerykańskim chrześcijaństwie, prezydent odpowiedział, że rząd musiał zabrać w tej sprawie głos w interesie bezpieczeństwa swoich wojsk. - Mieliśmy obowiązek chronić bezpieczeństwa żołnierzy, zagrożonego akcją tego osobnika - powiedział Obama odnosząc te słowa do pastora Jonesa.
Dowódca wojsk w Afganistanie, generał David Petraeus, oświadczył, że spalenie Koranu może wywołać gniew wśród muzułmanów i nowe ataki na siły amerykańskie.
Obama powiedział, że antyislamskie nastroje w USA - które według badań opinii nasiliły się od czasu ataku z 11 września mimo upływu 9 lat - wynikają częściowo z frustracji społeczeństwa z powodu złej sytuacji gospodarczej i bezrobocia. W takich okresach zwykle pojawiają się "lęki, niepokoje i frustracje", które przeradzają się w niechęć do niektórych mniejszości, w tym religijnych - podkreślił.
Na konferencji Obama bronił także swej polityki wewnętrznej w innych dziedzinach, głównie w gospodarce, mocno krytykowanej przez opozycję.
Uzasadniał sprzeciw wobec przedłużenia niskich podatków dla najzamożniejszych Amerykanów i inicjatywy legislacyjne w celu pobudzenia gospodarki do wzrostu przez wydatki rządowe. Brak wyraźnych efektów tej polityki tłumaczył blokowaniem jego posunięć na rzecz reform.
Przyznał też, że nie dotrzymał zapowiedzianego terminu zamknięcia więzienia dla podejrzanych o terroryzm w bazie amerykańskiej w Guantanamo na Kubie.
Stało się tak dlatego, że zapowiedź ta wywołała znaczny opór w kraju - tłumaczył. Przypomniał też o sporach, gdzie umieścić więźniów po likwidacji Guantanamo i przed jakimi sądami urządzać im procesy.
Skomentuj artykuł