Afganistan, ewakuacja w rocznicę inwazji
(fot. The U.S. Army / iWoman / CC BY)
PAP/ kn
W najnowszej historii Afganistanu koniec grudnia okazuje się mieć znaczenie wyjątkowe. Po trzynastu latach wojny z Afganistanu obecnie wyjeżdżają zachodnie wojska. 35 lat temu pod koniec grudnia zaczęła się inwazja Armii Radzieckiej na Afganistan.
Książę Abdul Ali Seradż protestuje przeciwko stawianiu znaku równości między obydwiema obcymi inwazjami. "Rosjanie najechali na Afganistan, nikt ich nie zapraszał. Amerykanie też nikogo nie pytali o zgodę, ale lądowali w Afganistanie nie po to, żeby go podbić. Tak się przynajmniej wtedy, jesienią 2001 r., wydawało" - mówi PAP afgański książę.
Jego zdaniem amerykańska inwazja na Afganistan była pierwszym przypadkiem w historii tego kraju, gdy miejscowa ludność, alergicznie odnosząca się do wszelkich obcych interwencji, z entuzjazmem witała cudzoziemskie wojska, widząc w nich nadzieję na pokój, spokój i dostatek.
"Lądowanie Rosjan było początkiem wojny, przybycie Amerykanów miało zaś wojnę zakończyć - mówi Abdul Ali Seradż. - Inne były cele inwazji, a także skutki. Ale obie przyniosły Afganistanowi jedynie kłopoty".
Książę wyjechał z Afganistanu autobusem z ostatnimi hippisami, którzy w latach 70. chętnie odwiedzali ten kraj, a ich szlak z Europy przez Turcję i Iran wiódł przez Hindukusz do Indii. Jako prawnuk najwspanialszego z afgańskich królów "żelaznego emira" Abdurrahmana (1880-1901), kuzyn królów i premierów Abdul Ali Seradż miał powody, by obawiać się nie tylko czerwonoarmistów, ale przede wszystkim rodzimych komunistów, którym Kreml wysłał wojska, by utrzymali się u władzy.
Komuniści przejęli rządy w Kabulu wiosną 1978 r., kiedy sprzyjający im młodzi oficerowie dokonali zbrojnego zamachu i zabili premiera Mohammeda Dauda (ten z kolei, pięć lat wcześniej obalił króla, ale tamten przewrót okazał się bezkrwawy). Nie tylko jednak nie potrafili stłumić buntów, jakie przeciwko nim wybuchały, ale sami dziesiątkowali się w pałacowych wojnach i spiskach. Właśnie bratobójcze wojny kabulskich komunistów wymusiły na Rosjanach interwencję zbrojną. "Rosjanie cieszyli się w Afganistanie wielkim poparciem. Najeżdżając na nasz kraj zbrojnie, z przyjaciół stali się naszymi wrogami" - mówi PAP afgański książę.
To, że nie wylądował w więzieniu lub przed plutonem egzekucyjnym jak tysiące afgańskich arystokratów i plemiennych wodzów zawdzięcza hippisom z Australii i Wielkiej Brytanii, którzy zabrali go do swojego autobusu, wcisnęli do rąk gitarę, a radzieckim żołnierzom na posterunkach tłumaczyli, że jest jednym z nich. Był zresztą do nich podobny, nosił długie włosy i brodę; w Kabulu prowadził pierwszy w mieście nocny klub. Udało mu się wyjechać do Pakistanu, a stamtąd do USA.
Inwazja radziecka przerodziła się w dziesięcioletnią wojnę z afgańskimi partyzantami, wspieranymi przez Pakistan i USA, a także ochotników ze świata islamu z Osamą bin Ladenem na czele, który pod koniec lat 80. w pakistańskim Peszawarze założył Al-Kaidę.
W wyniku radzieckiej okupacji Afganistanu kraj został doszczętnie zniszczony i zginęło prawie 2 mln ludzi. Rosjanie stracili na wojnie prawie 15 tys. poległych żołnierzy. Nie będąc w stanie rozgromić afgańskiej partyzantki, na początku 1989 r. Rosjanie wycofali wojska spod Hindukuszu.
"Błędem Rosjan było to, że najpierw najechali zbrojnie na Afganistan, a potem próbowali zaprowadzać u nas własne porządki, tłumacząc nam, że na nich skorzystamy, ale nie pytając się nas nawet o zdanie - mówi Abdul Ali Seradż. - Niestety, nasi przyjaciele z Zachodu popełnili ten sam błąd. Też chcieli przerobić Afganistan na własną modłę i nie obchodziło ich, czy nam się to spodoba czy nie. Sami za nas chcieli o wszystkim decydować. W rezultacie, tak jak w końcu Afgańczycy zwrócili się przeciwko Rosjanom, tak dziś nie będą płakać za Zachodem".
Zachodnia wojna w Afganistanie trwała o trzy lata dłużej niż radziecka. Nie spowodowała aż tylu ofiar, choć liczba zabitych Afgańczyków przewyższa sto tysięcy. Zachodnie wojska straciły w Afganistanie ok. 3,5 tys. poległych żołnierzy, najwięcej z USA i Wielkiej Brytanii.
"Gorzką ironią jest fakt, że kiedy Amerykanie wylądowali w Afganistanie jesienią 2001 r. (w odwecie za zamachy na Nowy Jork i Waszyngton; w tamtych czasach, ogarnięty wojną domową Afganistan stał się kwaterą główną Al-Kaidy) wojna skończyła się wraz z obaleniem rządu talibów, którzy uciekli przez granicę do Pakistanu. Wraz z nimi, na pakistańską stronę granicy, a stamtąd na Bliski Wschód, uciekła większość partyzantów i komendantów Al-Kaidy - mówi prawnuk "żelaznego emira". - Ale choć to w Pakistanie, a nie u nas ukrywali się terroryści, z którymi wojnę chcieli toczyć Amerykanie, to główne pole bitwy wyznaczyli sobie właśnie u nas, w Afganistanie, skąd właśnie co uciekli. Ale skoro Amerykanie umyślili sobie czekać na nich właśnie pod Kandaharem, Heratem i Dżelalabadem, to wrócili, by z nimi walczyć i w Afganistanie zaczęła się nowa wojna. Najgorsze jest to, że Zachód pewnie by ją wygrał, ale zamiast stanąć do bitwy, którą sami przecież wydali, zachodni przywódcy postanowili wywołać nową wojnę i posłali wojska na Bagdad".
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł