Bułgarzy nie chcą kontroli internetu

(fot. Mikey G Ottawa/flickr.com)
PAP / drr

Porozumienie między bułgarskim MSW a dwiema organizacjami, zajmujacymi się ochroną praw autorskich w internecie, postawiło po raz kolejny na porządku dziennym sprawę kontroli w sieci i spowodowało sprzeciw opinii publicznej.

Przedstawiciele dwóch organizacji: BSA i IFPI - podpisali we wtorek z bułgarskim MSW porozumienie o zwalczaniu wykorzystywania pirackiego oprogramowania i o zaostrzeniu kontroli nad przestrzeganiem praw autorskich w internecie. Podkreślono, że konieczne są nie tylko "tradycyjne wysiłki ze strony władz, lecz i dążenie do zmiany myślenia o własności intelektualnej".

Bułgaria jest na pierwszym miejscu w UE pod względem wykorzystania pirackiego software'u przez biznes - powiedział w Sofii Georg Herrnleben - dyrektor BSA na Europę Środkową i Wschodnią. Według niego, o ile w UE przeciętnie 35 proc. programów komputerowych ma pirackie pochodzenie, w Bułgarii wskaźnik ten przekracza 60 proc. BSA (Business Software Alliance) czuwa nad zgodnym z prawem korzystaniem z oprogramowania swych członków.

Jeszcze gorsza jest sytuacja z obroną praw autorskich za muzykę - powiedział wiceprezes Międzynarodowej Federacji Przemysłu Muzycznego (IFPI) Frances Moore.

W Bułgarii w ostatnich latach zrobiono niemało, by ukrócić piractwo. Dziesięć lat temu kraj znajdował się na jednym z czołowych miejsc na liście światowych producentów pirackich CD. Można je było kupić wszędzie, w tym w samym centrum Sofii. Po serii akcji policyjnych sprzedawcy zaczęli znikać, a producenci przenieśli linie produkcyjne do krajów, nie starających o członkostwo w UE.

Obecnie dysków prawie nie ma, muzykę i filmy ściąga się z internetu, a w każdym małym serwisie komputerowym sympatyczny chłopak zainstaluje dowolny system operacyjny lub program za 10 lewów (5 euro). Legalny kosztuje co najmniej 10 razy drożej.

W administracji państwowej walkę z piractwem ogłosił jeszcze rząd byłego cara Symeona Sakskoburggotskiego (2001-2005). Podpisano umowę w Microsoftem. Przeprowadzono szeroką kampanię legalizacji software'u i obecnie urzędy, banki, duże firmy pracują z legalnymi programami. Problem piractwa dotyczy wciąż małych i średnich firm i prywatnych internautów.

"Zmiana w myśleniu", o której mówili europejscy przedstawiciele, wywołała jednak ostrą reakcję w Bułgarii. Wezwali oni bowiem do zmian ustawodawczych, które pozwoliłyby operatorom internetowym śledzić klientów i informować władze o wykorzystaniu nielegalnych programów lub ściągania filmów i muzyki.

W kilka miesiecy po burzliwej dyskusji na temat kontroli połączeń w internecie, MSW musiało pod naciskiem społecznym m.in. odstąpić od planów bezpośredniego dostępu do serwerów providerów. "Wzywają providerów internetowych do kontrolowania klientów", "Providerzy mają się przekształcić w policjantów", napisały media. Pozarządowa organizacja "Aktywni konsumenci" scharakteryzowała propozycję jako skandaliczną i podkreśliła, że "należy zwalczać tych, którzy przekazują w internecie materiały bez zapłaconych praw autorskich, a nie tych, którzy je wykorzystują".

Teodor Zachow, szef jednego z największych operatorów, komentował dla dziennika "Dnewnik", że "żądanie śledzenia obywateli w imię prywatnego biznesu jest niedopuszczalne i sprzeczne z interesem społecznym i prawami obywateli". "Inicjatywa jest kolejną próbą targnięcia się na niezależność sieci" - dodał.

Ostrożnie o propozycji Europejczyków wypowiedzieli się przedstawiciele rządu. "Takie kroki należy poddać szerokiej dyskusji społecznej przed ewentualną decyzją ich wprowadzenia".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bułgarzy nie chcą kontroli internetu
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.