Co dalej z paraliżem administracyjnym w USA?

(Fot. PAP/EPA/JIM LO SCALZO)
PAP / mm

Trwający od wtorku częściowy paraliż rządu USA z powodu braku porozumienia ws. ustawy budżetowej wynika w ogromnym stopniu z presji, jaką na Partię Republikańską wywierają przed przyszłorocznymi wyborami do Kongresu konserwatyści związani z Tea Party.

Dlatego panuje dość powszechne przekonanie, że paraliż będzie trwał, dopóki szkody z niego wynikające nie skłonią liderów Partii Republikańskiej, by wbrew stanowisku Tea Party pogodzili się z reformą systemu zdrowia (tzw. Obamacare) i zagłosowali za ustawą gwarantującą finansowanie państwa.

Eksperci uważają, że za brak porozumienia w sprawie ustawy budżetowej - z czym wiążą się nie tylko urlopy bezpłatne dla setek tysięcy pracowników federalnych, ale też sporo uciążliwości dla zwykłych ludzi - społeczeństwo obarczy winą Republikanów, którzy uzależniają zgodę na ustawę od uchylenia bądź przynajmniej opóźnienia wejścia w życie znienawidzonej przez nich Obamacare.

"To sprawia, że USA wyglądają na kraj niekompetentny i podzielony. To nie jest dobra polityka nawet dla samych Republikanów. Ona służy politycznym celom mniejszości w tej partii" - ocenił Douglas Elliot z Brookings Institution. Chodzi o najbardziej konserwatywne skrzydło Republikanów związane z Tea Party. Kongresmeni wybrani z poparciem tego ugrupowania są przekonani o słuszności swej walki z Obamacare, mimo, że reforma nie tylko została przyjęta przez Kongres w 2010 roku, ale też została potwierdzona przez Sąd Najwyższy. Obamacare ma zapewnić dostęp do ubezpieczeń ponad 40 mln Amerykanów, którzy dziś nie mają żadnej polisy. Będą musieli je wykupić na specjalnych giełdach pod karą grzywny (biedni dostaną spore dofinansowanie), co zdaniem Tea Party ograniczy wolność osobistą i jest niebezpieczne dla USA.

"My po prostu mamy rację - powiedział kongresmen Steve King z Iowa, jeden z najbardziej konserwatywnych Republikanów. - Uda nam się podnieść po politycznym kryzysie, ale nigdy nie uda się podnieść po Obamacare". Inny członek tej partii John Culberson z Teksasu porównał nawet konieczność walki z Obamacare do sytuacji po atakach terrorystycznych z 11 września 2001. Od czasu uchwalenia Obamacare Republikanie już ponad 40 razy próbowali ją bezskutecznie uchylić. Prezydent Barack Obama, dla którego reforma jest największym osiągnięciem pierwszej kadencji, zapowiedział, że i tym razem nie ulegnie szantażowi Republikanów, zarzucając im "ideologiczną krucjatę".

Prezydent nie musi nawet wetować ustawy, która osłabiałaby Obamacare, bo kontrolowany przez Demokratów Senat konsekwentnie odrzuca wszystkie przyjmowane przez Izbę ustawy obejmujące ograniczenie finansowania Obamacare. Lider demokratycznej większości w Senacie Harry Reid zarzucił Izbie "bananową republikańską mentalność".

Jak pisze w "New York Times" Joe Nocera, strategia Republikanów polegająca na wysuwaniu nierealnych żądań obróci się w końcu przeciwko tej partii. "Można by się więc zastanawiać, co chcą osiągnąć. Ale to jasne. Próbują udobruchać najbardziej ekstremalny element partii - elektorat związany z Tea Party, który głosuje w prawyborach i któremu udało się wprowadzić do Kongresu wielu kongresmenów i garść senatorów" - napisał Nocera.

Komentatorzy nie mają wątpliwości, że deputowani myślą już o przyszłorocznych wyborach do Kongresu. Zdaniem prof. Jamesa Thurbera z American University największym wyzwaniem dla wielu umiarkowanych Republikanów wcale nie będzie wygrana z Demokratami, ale w prawyborach z kandydatami, których może wystawić Tea Party. Jak wskazuje Thurber, w prawyborach głosuje zaledwie kilkanaście procent społeczeństwa, ale są to wyborcy o najbardziej radykalnych poglądach, bardzo często sympatycy Tea Party. Wpływowe grupy konserwatywnych aktywistów zapowiedziały już, że politycy, którzy nie głosowali za odrzuceniem Obamacare, nie będą wspierani w wyborach do Kongresu w przyszłym roku.

To z obawy przed Tea Party, ocenia Nocera, przewodniczący Izby John Boehner nawet nie poddał pod głosowanie ustawy budżetowej w wersji senackiej, czyli "oczyszczonej" z postulatów przeciwko Obamacare. Jego zdaniem niewykluczone, że ustawa uzyskałaby wymaganą większość, bo z Demokratami zagłosowałaby część Republikanów. "Ich niechęć do głośnego sprzeciwiania się ekstremalnemu odłamowi w partii jest haniebna" - ocenił Nocera.

Zdaniem Elliota paraliż wydatków rządu będzie trwał, dopóki liderzy Republikanów nie zorientują się, że "szkody polityczne" są zbyt duże i będą nalegać na poparcie rozsądnego porozumienia. Gdy 17 lat temu Stany Zjednoczone znalazły się w podobnej sytuacji, wówczas - jak przypominają komentatorzy - to Republikanie zostali uznani przez społeczeństwo za winnych i przyczynili się tym samym do reelekcji prezydenta Billa Clintona.

Nie jest pewne, jak długo Partia Republikańska utrzyma jedność. Niektórzy jej członkowie już we wtorek zaczęli apelować o zgodę na "czystą", czyli bez zapisów o Obamacare, ustawę budżetową. "Blokada wydatków jest szkodliwa dla mojego okręgu" - powiedział deputowany Scott Rigel z Wirginii, gdzie mieszka wielu odesłanych na bezpłatne urlopy cywilnych pracowników Pentagonu. "To nas prowadzi do ślepego zaułka" - powiedział z kolei republikański kongresmen z Nowego Jorku Peter King.

Tymczasem jak liczą eksperci każdego dnia gospodarka amerykańska traci na obecnej sytuacji 300 mln dolarów. Ekspert Peterson Institute David Stockton przewiduje, że blokada wydatków rządowych będzie kosztować Stany Zjednoczone 0,15 proc. PKB tygodniowo. O tyle mniejszy będzie wzrost dopiero co podnoszącej się po kryzysie gospodarki.

Te konsekwencje będą jednak niczym w porównaniu z tymi, jakie nastąpią w przypadku braku zgody Kongresu na podniesienie limitu długu publicznego, który - jak szacuje resort finansów - zostanie osiągnięty 17 października. Tu brak porozumienia na dodrukowanie pieniędzy będzie oznaczał tzw. default (niewypłacalność) USA, co wiązałoby się z niemożnością uregulowania zobowiązań wynikających z obsługi amerykańskiego długu na rynkach międzynarodowych. Taka sytuacja zdarzyłaby się po raz pierwszy w historii.

"Dla reszty świata Ameryka wydaje się zachowywać zagadkowo nielogicznie, sama sobie szkodząc" - napisał Gideon Rachman w "Financial Times" we wtorek. Prezes NBP Marek Belka mówił w rozmowie z PAP kilka dni temu, że USA mogą sobie pozwolić na te, jak określił, "grymasy" w sprawie budżetu tylko dlatego, że są krajem "podstawowej waluty światowej", a euro jest osłabione.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co dalej z paraliżem administracyjnym w USA?
Komentarze (3)
jazmig jazmig
2 października 2013, 12:18
Pożyjemy, zobaczymy, co się wydarzy. PAP lansuje oceny z punktu widzenia demokratów i Obamy, ale republikanie mają swój ogląd sytuacji i oni wiedzą, co robią. To nie jest tak, że tylko republikanie są przyczyną tego impasu, ponieważ demokraci nie idą na żadne ustępstwa, a zatem to demokraci nakręcają spiralę nieporozumień, w czym wspiera ich Obama. Dlatego traktuję tę PAP-kę z dystansem.
2 października 2013, 09:31
Polityczna poprawność w apogeum: nawet na dołączonym do artykułu zdjęciu wśród 10 osób musi się znaleźc 5 z rysami murzyńskimi i 5 z rysami białego człowieka (choć jeden z białych jest bardziej ciemniejszy od innych ;-), aby broń Boże nikogo nie urazić. To jakaś bzdura ~poprawny :-) To nie jest takie proste. 5:5 - Zachowane jest tylko parytet płci Jeślii chodzi o stosowane w USA mieszane kryteria etniczno-rasowe  to jest najprawdopodbniej 4:4:1:1 afroamerykanie:biali:latynosi:żółci Niestety nie jestem w stanie okreslić jak reprezentowane sa na zdjęciu poszczególne lobby i orientacje - to chyba tylko ktoś z USA siędzący w tym glęboko mógłby powiedzieć czy to statyści czy realni politycy/działacze. :-) Mo może PoUS'em
P
poprawny
2 października 2013, 09:15
Polityczna poprawność w apogeum: nawet na dołączonym do artykułu zdjęciu wśród 10 osób musi się znaleźc 5 z rysami murzyńskimi i 5 z rysami białego człowieka (choć jeden z białych jest bardziej ciemniejszy od innych ;-), aby broń Boże nikogo nie urazić.